22-Szloch.

472 39 13
                                    

ALASTOR:
To była jedna z moich ulubionych restauracji w dzielnicy kanibali.
Jedzenie było tam nadzwyczaj dobre, a samo miejsce bardzo klimatyczne.
-Do zobaczenia, Chuck!-Zawołałem radośnie, kłaniając się właścicielowi.-I do następnego!
Demon pomachał mi, a ja sam wyszedłem.
Na dworze panował półmrok przerywany przez latarnie uliczne.
Ledwie wyszedłem z restauracji, na chodniku zaczęły pojawiać się krople deszczu.
Wzruszyłem na to ramionami, a w obłoku przede mną pojawił się czerwony parasol, który prędko chwyciłem.
Mogłem się przenieść bezpośrednio do hotelu, ale dlaczego miałbym odmówić sobie spaceru?
Ruszyłem przed siebie, nucąc pod nosem.
Mój humor był nadzwyczaj dobry, mimo pogody, którą większość uznałoby za kiepską.
Deszcz bębnił o czerwony materiał nade mną, a w powietrzu unosił się przyjemny zapach.
Kierowałem się do hotelu.
Ulice były puste, niczym podczas czystki, dlatego zdziwiło mnie w gdy w pewnym momencie zacząłem słyszeć słaby płacz.
Jakaś część mnie chciała po prostu to zignorować, ale reszta była zaciekawiona.
Poza tym, nie ukrywajmy, lubiłem gdy ktoś cierpiał.
Zmieniłem kierunek i udałem się w stronę szlochu.
Im bliżej byłem, tym odgłos stawał się głośniejszy głośniejszy wyraźniejszy.
To wcale nie był cichy szloch, jak na początku myślałem tylko szczera rozpacz i ból, co jeszcze bardziej mnie ucieszyło.
Skręciłem do jednego zaułka i moim oczom ukazał się... nasz nachalny Pajęczak.

|RADIODUST| Umowa, która zmieniła wszystko...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz