Dwieście osiemnaście

19 3 0
                                    

Elena

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Elena

Sądziła, że bieg przyniesie ukojenie, jednak nic podobnego nie miało miejsca. Pędziła przed siebie, skoncentrowana przede wszystkim na metodycznym posuwaniu się naprzód i niemalże gorączkowej modlitwie o to, żeby znaleźć się w bezpiecznym miejscu. W zasadzie marzyła tylko o jednym, a więc o ramionach Rafaela, który mógłby przygarnąć ją do siebie, a potem pomógł choć na moment zapomnieć o ostatnim szaleństwie, po prostu utwierdzając ją w przekonaniu, że to, iż nie chciał jej zabić, wcale nie było związane z tym, co podobno potrafiła. Jakaś jej cząstka wciąż odrzucała słowa Eleazara, uważając je za coś całkowicie niezwiązanego z rzeczywistością, choć jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że nieśmiertelny nigdy dotąd nie pomylił się w tym, co robił, w jej przypadku z kolei możliwość bycia uwodzicielką idealnie wpasowywała się w to, co działo się wokół niej przez cały ten czas.

Podróż przez las wydawała się dłużyć w nieskończoność, choć przy tempie, które obrała, pokonanie całej trasy było zaledwie kwestią minut. W głowie miała mętlik, była zresztą tak roztrzęsiona, że kiedy nagle usłyszała trzepot skrzydeł po swojej lewej stronie, z wrażenia omal nie wpadła na drzewo. W ostatniej chwili wyhamowała i poderwawszy głowę, spojrzała wprost na wpatrzonego w nią, aż nazbyt znajomego ptaka, który jakby od niechcenia skubał swoje czarne pióra. Rzuciła Ravenowi gniewne spojrzenie, ten jednak – co było do przewidzenia – całkowicie zignorował jej zachowanie, w zamian jak gdyby nigdy nic podrywając się do lotu. Nawet nie sprawdzała, gdzie tym razem zamierzał się udać, skupiona przede wszystkim na możliwości dotarcia do kapliczki.

Niewiele zapamiętała z tego, jak długo trwała podróż, a tym bardziej kiedy w końcu zdołała pokonać porośnięty lasem odcinek. Czuła się dziwnie oszołomiona i zmęczona, kiedy w końcu znalazła się na pokrytym pożółkłą już trawą cmentarzu, tym razem ludzkim krokiem ruszając w stronę górującego nad okolicą budynku. Nie pamiętała, jak wiele razy przychodziła w to miejsce, odkąd na jej drodze pojawił się Rafael, jednak w którymś momencie kapliczka, która początkowo jawiła jej się jako opustoszałe, zakurzone miejsce, którego dla dobra własnego, a zwłaszcza wyglądu, należało się unikać, stała się niemalże symbolem bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebowała. Z drugiej strony, być może nie chodziło o sam budynek, ale Rafaela, którego tak nagle zaczęła potrzebować, by móc normalnie funkcjonować, to jednak wydało się najmniej istotne.

W pierwszym odruchu przez myśl przeszło jej to, że Rafy nie było. Okolica wydawała się opustoszała, zresztą przez ogólne roztrzęsienie, wyostrzone zmysły zaczynały odmawiać jej posłuszeństwa. Pociągnęła nosem, naiwnie licząc na to, że uda jej się cokolwiek wyczuć, jednak i to okazało się bezskuteczne. Coś ścisnęło ją w gardle, jednak zmusiła się do ignorowania tego uczucia, w zamian na drżących nogach decydując się podejść bliżej. Zamierzała na niego zaczekać, nawet gdyby miała spędzić w kapliczce noc, choć jeszcze kilka tygodni wcześniej taka możliwość zdecydowanie nie miałaby racji bytu.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz