Renesmee
Powiedzieć, że obecność Jane po prostu mnie zdenerwowała, byłoby kłamstwem. Chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że przez ostatnie lata zmieniło się wszystko i dar wampirzycy nie stanowił zagrożenie ani dla mnie, ani dla żadnego z obecnych, momentalnie zapragnęłam zabrać Jocelyne i zniknąć wampirzycy z oczu. Nie chciałam kusić losu, chociaż zarazem irracjonalna wydała mi się myśl o tym, że ta z „piekielnych bliźniąt" miałaby kogokolwiek zaatakować przy tylko świadkach. Kiedy przed balem pięciuset próbowała zagiąć parol na mnie, wcześniej starannie wyczekiwała na to, aż zostanę sama i okoliczność będą odpowiednie.
Jakkolwiek by nie było, wolałam znaleźć się bliżej Joce i męża. Milczałam, udając, że jestem o wiele spokojniejsza, aniżeli w rzeczywistości się czułam. Zdenerwowanie dawało mi się we znaki, chociaż starałam się go nie okazywać, raz po raz musząc sobie przypominać, że rzucenie się do ataku albo zbyt gwałtowna reakcja, stanowiłoby najgorsze z możliwych rozwiązań. Prowokowanie kogoś, kto z charakteru mógł okazać się gorszy od jakiegokolwiek drapieżnika, nigdy nie było rozsądnym rozwiązaniem, z czego zresztą doskonale zdawałam sobie sprawę.
W duchu odliczałam kolejne sekundy, licząc na to, że Jane jednak pójdzie po rozum do głowy i się wycofa, ale szybko przekonałam się, że tak naprawdę nie mam na co liczyć. Nie podobało mi się to, jak spoglądała najpierw na Joce, a ostatecznie na mnie, kiedy znalazłam się w zasięgu jej wzroku, by dla pewności móc osłonić córkę. Nie byłam w stanie skupić się na niczym ani nikim innym, świadoma przede wszystkim tego, że wampirzyca mogła okazać się potencjalnym, najgorszym z możliwych zagrożeń – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
– Przestań – wyrwało mi się, chociaż pierwotnie nie zamierzałam się odzywać. Wampirzyca wymownie uniosła brwi ku górze, wyraźnie zaintrygowana moją reakcją.
– Co takiego? – zapytała jakby od niechcenia, ale coś w błysku, który dostrzegłam w jej rubinowych tęczówkach, jednoznacznie dało mi do zrozumienia, że nie miała dobrych intencji. Co więcej, przez ułamek sekundy byłam gotowa wręcz przysiąc, że co najmniej próbowała wykorzystać swoje umiejętności, prawi na pewno szukając sposobu na to, żeby zadać ból. – Chcieliśmy się przywitać, bo tak chyba wypada.
Coś w jej głosie – jakże słodkim, dziecięcym i na swój sposób niewinnym – niezmiennie przyprawiało mnie o dreszcze, bo żadna z tych cech do kogoś takiego jak Jane nie pasowała. Wciąż nie docierało do mnie to, jak ktokolwiek mógł w ten sposób skrzywdzić dziecko, bo bez wątpienia nim była w chwili przemiany – i to zarówno ona, jak i jej brat, choć Aleca zauważyłam dopiero po kilku sekundach, gdy zwróciłam uwagę na wykorzystaną przez jego siostrę liczbę mnogą. Chłopak jak zwykle podążał za Jane niczym cień, co zwłaszcza teraz byłam w stanie zrozumieć, mając już dość doświadczeń z bliźniaczym rodzeństwem. Choć wciąż nie do końca docierało do mnie to, że ktoś taki jak Jane mógł okazać się zdolny do przejawiania uczuć, nie mogłam zaprzeczyć, że między nią a Aleckiem istniał dość specyficzny rodzaj więzi.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)
ФанфикElena ma wszystko - kochającą rodzinę, popularność i niezwykłą urodę. Adorowana i rozpieszczana, nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem uczuć i tym, jak wiele można poświęcić, by ocalić tych, których się kocha. Wszystko zmienia się, gdy na jej dr...