Dwieście pięćdziesiąt dziewięć

16 4 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Wybiegła na ulicę, zatrzymując się gwałtownie tylko i wyłącznie przez ostry dźwięk klaksonu oraz konieczność natychmiastowego odskoczenia w tył. Rozpędzony samochód przemknął tuż przed nią, mijając oszołomioną Jocelyne zaledwie o kilka centymetrów. Znowu usłyszała klakson, kiedy kierowca „pozdrowił" ją w wyczuwalnie zagniewany sposób. Z wrażenia byłaby upadła, gdyby nie para silnych ramion, które pochwyciły ją w pasie i zdecydowanie podciągnęły w tył.

– Oszalałaś?! – jęknął wyraźnie przerażony Dallas. Powiedzieć, że po prostu się wystraszył, byłoby kłamstwem. – Joce, co ty...?

Nie dała mu dokończyć, nagle wybuchając niepohamowanym, rozdzierającym płaczem. Zaraz po tym odwróciła się i po prostu wpadła mu w ramiona, tym samym zmuszając go do tego, by w najzupełniej machinalny sposób przygarnąć ją do siebie. Wyczuła, że zesztywniał, na dłuższą chwilę zamierzając w bezruchu i po prostu tuląc ją do siebie, kiedy zaczęła szlochać.

Nie miała pewności jak długo to trwało, a tym bardziej ile czasu minęło, zanim zapanowała nad sobą na tyle, by spróbować się od niego odsunąć i unieść głowę. Stali na chodniku, wtuleni w siebie nawzajem, trochę jak para kochanków w tych wszystkich filmach romantycznych, chociaż ona zdecydowanie nie czuła się jak bohaterka jakiejkolwiek miłosnej historii. Wręcz przeciwnie – miała się raczej za idiotkę, która była na dobrej drodze do tego, żeby wszystko definitywnie popsuć.

Chociaż próbowała, nie mogła znaleźć w sobie dość odwagi, by spróbować unieść głowę i spojrzeć Dallasowi w oczy. To on sam musiał ją do tego zmusić, bez słowa ostrzeżenia ujmując Joce pod brodę. Poddała mu się, chociaż miała ochotę uciec wzrokiem gdzieś w bok – cokolwiek, byleby uciec z zasięgu tych lśniących, intensywnie zielonych oczu.

– Co się tam stało? – zapytał wprost, a ona jęknęła, przez dłuższą chwilę niezdolna do wykrztuszenia z siebie chociaż słowa.

– Widziałam... – zaczęła drżącym głosem. Zaraz po tym urwała i energicznie potrząsnęła głową, próbując doprowadzić się do porządku. Zaraz po tym coś w niej pękło i już nie była w stanie powstrzymać się przed mówieniem: – Widziałam kogoś... A ona po prostu do mnie podeszła i... i wcale nie zachowywała się dziwnie... – Więcej łez popłynęło po jej policzkach, zwłaszcza kiedy przypomniała sobie reakcję dzieciaków w barze. – Nie wiedziałam... I nie wiem, dlaczego mi to zrobiło. Pozwoliła, żeby się śmiali...

Dallas drgnął, po czym mocniej przygarnął ją do siebie.

– Ktoś się z ciebie śmiał? – zapytał gniewnie, napinając mięśnie. Przywarła do niego mocniej, nie chcąc ryzykować, że pod wpływem impulsu spróbuje zawrócić do baru i zrobić coś wybitnie głupiego. – Joce...

– W ich oczach byłam wariatką – stwierdziła zgodnie z prawdą. Dopiero w chwili wypowiadania tych słów uprzytomniła sobie, że były prawdziwe. – Każdy by tak zareagował i... Będą się ze mnie śmiali. Będą, bo to, co robię, nie jest normalne.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz