Elena
Początkowo nie była pewna, co takiego działo się wokół niej. Czuła intensywne uderzenia gorąca, które w pierwszym odruchu zrzuciła na krążącą w jej organizmie adrenalinę oraz długi, niekończący się bieg. Dopiero po chwili zauważyła płomienie – strzelające ku górze, wszechobecne i niebezpieczne, co na kilka sekund wytrąciło ją z równowagi, sprawiając, że dla pewności zapragnęła się wycofać. W sali panował chaos, a ona weszła w sam jego środek, niezauważona przez nikogo, przynajmniej początkowo.
– Elena! – usłyszała, ale nie miała pewności do kogo należał głos.
Nerwowo rozejrzała się dookoła, próbując zrozumieć, co tak naprawdę działo się na jej oczach. Z pewnym opóźnieniem uprzytomniła sobie, jak wiele osób znajdowało się w sali, trzymając się blisko ścian, gdzie tymczasowo nie sięgał ogień. Same płomienie zachowywały się nienaturalne, ale to stało się dla dziewczyny jasne dopiero z chwilą, w której zauważyła bladą jak śmierć, drżącą od nadmiaru emocji Laylę.
Potrzebowała dłuższej chwili, żeby dostrzec nie tylko odzianych w czarne peleryny strażników, ale również własną rodzinę. Trzymali się razem, po za tym wydawali się być chronieni przez Isabeau i jej synów, bo to ci znajdowali się na przedzie. Podchwyciła spojrzenie Aldero i to wystarczyło, by zrozumiała, że chłopak był przerażony – z tym, że wcale nie dotychczasową sytuacją, ale jej pojawieniem się. Drgnęła, w pierwszym odruchu chcąc ruszyć ku bliskim, żeby upewnić się, że wszyscy byli cali, zwłaszcza kiedy zauważyła wyraźnie zaniepokojoną mamę, ale w ostatniej chwili zdołała się powstrzymać.
Nie tylko dla nich tutaj przyszła. Najpierw musiała sprawdzić jeszcze jedną rzecz – nabrać pewności, że On...
Nie miała pewności, kiedy i dlaczego ostatecznie spojrzała przed siebie, koncentrując wzrok na stojącej na niewielkim wzniesieniu postaci. Kobieta była piękna, chociaż to w odniesieniu do tej istoty wydało się Elenie niewłaściwym, nie oddającym pełni jej urody słowem. Widywała różne, mniej lub bardziej olśniewające nieśmiertelne, zresztą sama zaliczała się do tych, które podobno przyćmiewały urodą pozostałe, ale coś w widoku tamtej wampirzycy wprawiło ją w konsternację. W efekcie przez dłuższą chwilę była w stanie co najwyżej wodzić wzrokiem po smukłej sylwetce, całą sobą chłonąć doskonałość jej wyglądu – harmonijne rysy twarzy, pełne usta, spływające aż do pasa kruczoczarne włosy, Zadrżała dopiero w chwili, w której napotkała na parę lśniących dziko, rubinowych tęczówek, wręcz porażona obojętnością spojrzenia, którym obdarowała ją kobieta. Jakby tego było mało, nieśmiertelna wydawała się wręcz pulsować mocą – rodzajem mistycznej, niebezpiecznej aury, który sprawiał, że każdy instynktownie wolał trzymać się od niej z daleka.
To wystarczyło, żeby zrozumiała wszystko. Rafael nie mówił o królowej zbyt wiele, ale w tej istocie było coś, co aż krzyczało, że jest wyjątkowa – i to w ten oszałamiający, niepokojący sposób, który nie pozostawał najmniejszych wątpliwości co do tego, kim w rzeczywistości była. Florence czy Isobel – jakkolwiek by się nie przedstawiła, wciąż pozostawała równie niebezpieczna i przerażająca, a do Eleny dotarło, że niejako z własnej woli stanęła przed kimś, kto bez jej wiedzy skazał ją na śmierć.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)
FanfictionElena ma wszystko - kochającą rodzinę, popularność i niezwykłą urodę. Adorowana i rozpieszczana, nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem uczuć i tym, jak wiele można poświęcić, by ocalić tych, których się kocha. Wszystko zmienia się, gdy na jej dr...