Dwieście siedemdziesiąt osiem

18 4 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Wpatrywała się w bliżej nieokreślony punkt za oknem, bezskutecznie próbując zebrać myśli. Nerwowo pocierała skronie, jakby w ten sposób miała być w stanie zapanować nad nieprzyjemnym pulsowaniem w skroniach, które towarzyszyło jej od samego rana. Czuła się źle, chociaż w żaden sposób nie potrafiła sprecyzować dlaczego – z winy pogody, swojego talentu do łapania chorób, czy może nerwów, które nie opuszczały Jocelyne nawet na moment od chwili wczorajszej rozmowy z Ronem, o ile to, co miało miejsce w gabinecie, można było określić mianem jakiejkolwiek dyskusji.

Nie miała pewności, co tak naprawdę zadecydowało o tym, że zamiast wdawać się w jakąkolwiek dziwną i coraz bardziej niebezpieczną wymianę zdań, ostatecznie bez słowa wycofała się i wróciła do pokoju. Nie ufała żadnemu z prowadzących Projekt Beta, nawet pomimo tego, że jej rozmówca wyraźnie dał jej możliwość zaczęcia tematu nekromancji – a więc tego, co przez cały ten czas dręczyło ją najbardziej. Gdyby tylko zechciała, mogłaby wykorzystać okazję i – tylko być może – dowiedzieć się czegoś więcej na temat swoich zdolności, ale nie miała pewności, czy chce ryzykować aż tak wysoką cenę, jaką była możliwość swojej prawdziwej natury. Jeśli faktycznie ktoś w tym miejscu chciałby jej pomóc, wtedy pokusiłby się o to już dawno temu; do wszystkiego musiała dojść sama albo przy pomocy Dallasa, więc nagłe oznaki dobrej woli wydawały się Joce co najmniej podejrzane.

Zły humor towarzyszył jej przez resztę dnia, przez co kolejny raz zdecydowała się spędzić większość czasu z pokoju. To naturalnie nie uszło uwadze chłopaka, z którym ostatnio spędzała tak wiele czasu, ale i jego udało jej się odprawić bez jakichkolwiek szczegółowych wyjaśnień. Wyczuła, że nie był zadowolony z tego, że znowu mogłaby się dystansować, ale przynajmniej pozwolił na to by, doznała jakże upragnionego spokoju. Resztę dnia spędziła pisząc i rozważając ewentualny powrót do domu, zwłaszcza teraz, kiedy wszystko wydawało się zmierzać ku temu, żeby spróbować siłą zatrzymać ją w tym miejscu. Zdecydowanie nie zamierzała na to pozwolić, ale wciąż nie potrafiła tak po prostu podjąć decyzji o powrocie do domu, mając wrażenie, że gdyby się na to zdecydowała, to byłoby jak ucieczka.


Czy jestem głupia? Momentami czuję się tak, jakbym faktycznie taka była. Problem polega na tym, że tutaj naprawdę się coś dzieje, a ja nie potrafię zostawić spraw własnemu biegowi... A może raczej Dallasa, bo to o niego tutaj chodzi. Nie chcę, żeby stała mu się krzywda, a mam wrażenie, że właśnie do tego to wszystko zmierza. Tutaj dzieją się złe rzeczy, tylko wciąż nie jestem pewna jakie.

Sądzę, że Jeremi i Carol mogą być odpowiedzią, ale wciąż nie wiem jak z nim rozmawiać. Nie mam nawet pewności, czy ten chłopak jest po mojej stronie, chociaż może niesprawiedliwie go oceniam, bo od początku dawał nam wskazówki. Mam nie brać niczego, co oni nam dają... To dotyczy również posiłków? Wątpię, bo zawsze sam je. Chyba, że mam unikać Rona i tych jego cudownych herbatek, którymi tak chętnie próbował mnie częstować. Nie podoba mi się to, a i on nie wydawał się zadowolony, kiedy nie zdecydowałam się nawet spróbować.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz