Dwieście dziewięć

22 4 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Nie protestowała, kiedy Dallas zdecydował się doprowadzić ją aż do pokoju. Nawet słowem nie odezwała się również wtedy, kiedy chłopak wykorzystał chwilę jej nieuwagi, żeby wejść do środka, najwyraźniej nie zamierzając tak po prostu zostawić jej samej, nawet jeśli właśnie tego miała prawo od niego oczekiwać. Teoretycznie taka reakcja była do przewidzenia, a Joce podświadomie czuła, że trafiła na kogoś zdecydowanie zbyt upartego, by tak po prostu odpuścił możliwość rozmowy, ale i tak poczuła się jeszcze bardziej poirytowana.

– Nie za dobrze ci? – rzuciła z niedowierzaniem, kiedy chłopak jak gdyby nigdy nic ułożył się na jej łóżku, najwyraźniej nie zamierzając nigdzie się ruszyć.

– Hm... Nie najgorzej – przyznał, a Jocelyne prychnęła.

Żartował sobie z niej? Nie miała pojęcia, zresztą nie zamierzała zastanawiać się nad tym, co i dlaczego planował zrobić. Coś w jego obecności sprawiało, że miała mętlik w głowie, choć to równie dobrze mogło mieć związek z tym, że dopiero co... Och, to zresztą nie było ważne! Najistotniejsze pozostawało to, że teraz wylądowała sam na sam z upartym chłopakiem, na dodatek w jednej sypialni, co nie poprawiało jej nastroju. Może gdyby nie mieli za sobą pocałunku, pomimo tego, że właściwie się nie znali, nie byłoby aż tak źle, ale w obecnej sytuacji i tak miała wrażenie, że za moment trafi ją szlag. Z drugiej strony, kiedy pomyślała o tym, że jednak mogłaby kazać mu wyjść, wcale nie poczuła się lepiej; w zasadzie nie zamierzała tego robić, w duchu wręcz wdzięczna za to, że nie była sama. Nie chciała tego, zwłaszcza po tym, czego dopiero co doświadczyła i co sprawiało, że do tej pory na samo tylko wspomnienie szumu przechodziły ją dreszcze.

Poczuła na sobie przenikliwe spojrzenie zielonych oczu, ale zmusiła się do tego, żeby je zignorować. Dallas usiadł, najwyraźniej zaczynając utwierdzać się w przekonaniu, że przynajmniej tymczasowo nie zamierzała go wygonić. Sama z braku lepszych pomysłów usiadła przy biurku, trzymając się we względnie bezpiecznej odległości i obserwując go z równą uwagą, pomimo tego, że starała się udawać obojętność. Czuła, że jej to nie wychodzi, poza tym jakoś nie miała złudzeń co do tego, że Dallas zdawał sobie z tego sprawę, ale pomimo tego...

W porządku, była dokładnie tam, gdzie powinna. Co więcej, skoro w końcu przełamała się na tyle, by chcieć z nim porozmawiać, zamierzała wykorzystać sytuację tak dobrze, jak tylko mogło okazać się to możliwe. To, że wpadła na niego akurat przy gabinecie Rona, gdzie przecież sama chciała się dostać, wciąż nie dawało jej spokoju, a jeśli teraz mogła poznać prawdę... Nie była pewna czy to dobrze, czy źle, ale właściwie jaki miała wybór?

– Od dawna tutaj jesteś? – zapytała jakby od niechcenia, decydując się przynajmniej spróbować podtrzymać rozmowę. Miała wrażenie, że chłopak tylko na to czekał, byleby tylko nabrać pewności, że przełamała się wystarczająco, by chcieć ciągnąć temat.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz