Jocelyne
Biegła przed siebie, skoncentrowana tylko i wyłącznie na myśli o tym, żeby w końcu uciec. Raz po raz spoglądała na towarzyszącą jej grupkę, a już zwłaszcza na Dallasa, chcąc utwierdzić się w przekonaniu, że w końcu nie była sama. Już jest w porządku, powtarzała sobie niczym mantrę, jednak wciąż miała wątpliwości, niemalże spodziewając się tego, że w najmniej oczekiwanym momencie sprawy po raz kolejny się skomplikują i wydarzy się coś naprawdę złego.
Wzdrygnęła się, kiedy ciepłe palce nagle zacisnęły się wokół jej nadgarstka. Potrzebowała dłużej chwili, żeby uświadomić sobie, że to Dallas, który stanowczo chwycił ją za rękę, najwyraźniej nie zamierzając puścić. Poczuła ulgę z tego powodu, tym bardziej, że w pamięci wciąż miała to, jak skończyła się ich ostatnia rozłąka. Tym razem wolała trzymać się blisko pozostałych, a już zwłaszcza kuzynostwa, bo Aldero i Cameron wydawali się doskonale wiedzieć, w jaki sposób trzymać demony na dystans.
– W porządku? – zapytał cicho Dallas, nie po raz pierwszy zresztą. Skinęła głową, chociaż to wcale nie było takie bliskie prawdy. – Co się stało?
– Nie chcesz wiedzieć – oznajmiła wprost.
Uniósł brwi, ale nie próbował drążyć, co w jakimś stopniu Jocelyne zaskoczyło. Znała go już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie miał w zwyczaju tak po prostu odpuszczać, zwłaszcza gdy jakakolwiek kwestia wydawała mu się istotna. Dallas bywał uparty, ale najwyraźniej z jego perspektywy musiała wyglądać wystarczająco źle, by jednak postanowił jej dodatkowo nie męczyć.
– Wszystko pięknie, porozmawiamy w domu i tak dalej – wtrącił Aldero – ale mam jedno, naprawdę niewinne pytanie... Co tutaj, do cholery, robią demony?! – wyrzucił z siebie na wydechu.
Wypuściła powietrze ze świstem, wymęczona. Mimo wszystko nie była zaskoczona tym, że o to pytał, zwłaszcza po tym, jak jedna ze skrzydlatych istot zaatakowała dom Cullenów. Al wydawał się tym bardziej zmartwiony, co również jej nie dziwiło, tym bardziej, że już zdążyła przekonać się, jak niebezpieczna potrafiła być ta dziwna, wijąca się mgła. To sprawiało, że była w stanie w pełni zrozumieć wątpliwości chłopaka, jednak wciąż nie była pewna, czy chciała tak po prostu odpowiedzieć na jego pytanie.
– Within i jej podobni niszczą ośrodek – powiedziała w końcu, takim tonem, jakby właśnie informowała kuzyna, że niebo jest niebieskie, a trwa zielona.
– Within? – powtórzył z niedowierzaniem.
Wzruszyła ramionami. Czy naprawdę to, że mogłaby znać imię któregokolwiek z demonów, było w tej sytuacji najbardziej szokujące?
– Pomogła mu uciec od Rona i... Och, to dłuższa historia, w porządku? – zniecierpliwiła się. Sytuacja sama w sobie była wystarczająco trudna, Joce z kolei nie wyobrażała sobie tłumaczenia wszystkiego podczas panicznego biegu przez kolejne korytarze. To, że musieli dostosować się do tempa towarzyszącym im ludzi, również zaczynało być problematyczne. – Można powiedzieć, że zawarłam z nią pewien układ.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)
FanficElena ma wszystko - kochającą rodzinę, popularność i niezwykłą urodę. Adorowana i rozpieszczana, nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem uczuć i tym, jak wiele można poświęcić, by ocalić tych, których się kocha. Wszystko zmienia się, gdy na jej dr...