Renesmee
Gabriel nie był zachwycony tym, że mogłabym się spotkać z Castielem. Nie byłam tym szczególnie zaskoczona, niemalże szykując się na dłuższa pogadankę na temat tego, co i dlaczego mu w mężczyźnie nie odpowiadało, ale ostatecznie zdecydował się mi tego zaoszczędzić. Przyjęłam to z ulgą, tym bardziej, że jakakolwiek forma kłótni nie była mi na rękę, zresztą głupotą byłoby sprzeczać się o coś, co już się wydarzyło. Być może taka forma załatwiania spraw – to, że zdecydowałam się postawić go przed faktem dokonanym – nie była najbardziej uczciwym rozwiązaniem, ale co innego mogłabym zrobić? Gdy w grę wchodził Castiel, mój mąż robił się przewrażliwiony, co chcąc nie chcąc zmuszało mnie do szukania... nieco bardziej skomplikowanych rozwiązań.
Chociaż czułam się względnie pewna tego, co i dlaczego myślałam o mężczyźnie, słowa Rufusa wciąż nie dawały mi spokoju. Nie pojmowałam w jakiej kwestii Castiel mógłby kłamać, zresztą trudno było mi zawierzyć ocenie kogoś, kogo w większości przypadków po prostu nie rozumiałam. W przypadku mojego szwagra kwestia porozumienia pozostawała dość problematyczna, jeśli zaś dodać do tego wszystkiego fakt, że wampir praktycznie mało kogo lubił, o zaufaniu nie wspominając...
No cóż, tak czy inaczej, zamierzałam być ostrożna. W końcu robiłam to cały czas, bynajmniej nie planując kolejnych spotkań z Castielem, tak? Byłam mu wdzięczna za to, że ułatwił nam znalezienie domu i – wbrew wszystkiemu – również za to, że starał się jakkolwiek pomóc mi z Jocelyne. To, że ostatecznie sprawy przybrały taki, a nie inny obrót, wcale jeszcze nie znaczyło o złych intencjach, a przynajmniej takie miałam wrażenie.
Jeśli chodziło o samą Joce, wydawała się dochodzić do siebie, co przyjęłam z ulgą. Co prawda nie mogłam mieć absolutnej pewności co do tego, jak się czuła, bazując wyłącznie na jej zachowaniu i tym, co w ogóle chciała nam powiedzieć, ale podświadomie zaczynałam być pewna tego, że byliśmy na dobrej drodze do tego, żeby uporządkować pewne sprawy. Najwyraźniejsze było dla mnie to, że dość szybko oswoiła się z domem, już przynajmniej nie spędzając całych godzin w pokoju i nie zrywając się z krzykiem z powodów, których nie chciałaby nam wytłumaczyć. Wciąż nie docierało do mnie to, że dziewczyna widziała umarłych – istoty, których żadne z nas nie było w stanie zobaczyć – ale to nie był z mojej strony stanowczy sposób zaprzeczenia faktom. Po prostu czułam się dziwnie, choć w obliczu tego, czego udało nam się doświadczyć przez lata, nekromancja jawiła mi się jako coś wyjątkowo łagodnego i równie prawdopodobnego, co i istnienie demonów czy powrót matki wampirów.
Jakkolwiek znosiła całą sytuację Jocelyne, najwyraźniej wszystko było w porządku, bo już nie wydawała się aż tak przerażona. Wszystko stało się dla mnie jasne, kiedy dowiedziałam się, jaki tak naprawdę był jej dar, a i ona sama podczas jednej z dłuższych rozmów tylko pomiędzy nami dwiema, powiedziała mi o wydarzeniach ze szkoły. Sama nie potrafiłam sobie wyobrazić tego, jak zachowałabym się, gdybym zobaczyła to, co ona. Co najbardziej szalone w tym wszystkim, przez ułamek sekundy miałam wielką ochotę zabić tego, który zagonił ją na dach, omal nie doprowadzając do wypadku, który dla kogoś tak kruchego, jak moja córka, mógłby zakończyć się w co najmniej niefortunny sposób. Nie chciałam zastanawiać się nad tym, co i dlaczego jeszcze kryło się w mroku, mogąc z jakiegoś powodu chcieć dostać się o Joce, to zresztą z powodzeniem mogłam odsunąć na dalszy plan, dochodząc do wniosku, że przejmować się mogłam równie dobrze dopiero w chwili, w której faktycznie znalazłyby się po temu powody. Teraz najważniejszym problemem był bal, przynajmniej dla mnie, bo dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, jak sprawy miały się z perspektywy Gabriela.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)
FanfictionElena ma wszystko - kochającą rodzinę, popularność i niezwykłą urodę. Adorowana i rozpieszczana, nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem uczuć i tym, jak wiele można poświęcić, by ocalić tych, których się kocha. Wszystko zmienia się, gdy na jej dr...