Trzysta trzydzieści siedem

17 3 0
                                    

Elena

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Elena

Zdążyła przywyknąć do unikania wszystkich wokół. Tak było prościej, zresztą tak jak ucieknie przed każdym, kto próbował zacząć jakąkolwiek rozmowę. Wiedziała, że się martwili – zwłaszcza rodzice, których zaczęła traktować jak powietrze – ale zmusiła się do trzymania wyrzutów sumienia na dystans. Tak było bezpieczniej dla wszystkich, a przynajmniej chciała w to uwierzyć.

Kolejne dni zdawały ciągnąć się w nieskończoność, tak nieznośnie do siebie podobne, że sama już nie była pewna, co takiego działo się wokół niej. Bała się zbliżającego balu i zarazem niecierpliwie odliczała kolejne dni, które dzieliły ją od świąt. To sprawiało, że przez większość czasu siedziała jak na szpilkach, mimowolnie zastanawiając się nad tym, co trafi ją wcześniej – skutek gniewu Isobel, czy może porażony jej głupotą Rafael, który przy pierwszej okazji zrobi jej krzywdę.

Hm, w zasadzie żadna perspektywa nie prezentowała się dobrze.

Atmosfera w domu była napięta, chociaż trudno było jej jednoznacznie stwierdzić, co tak naprawdę miało z tym związek – to, jak traktowała wszystkich wokół, czy może coś więcej, tym bardziej, że każde z nich miało wystarczająco wiele innych problemów. Bal wciąż pozostawał najpoważniejszym z nich, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo przez unikanie rozmowy z pozostałymi nie miała całkowitej pewności.

Dla odmiany większość czasu spędzała w domu albo w szkole, bynajmniej nie po to, żeby cokolwiek naprawić. Czuła się winna, zarówno tego, jak czuli się przez nią bliscy, jak i numeru, który dopiero zamierzała zagwarantować Rafaelowi. To sprawiało, że próbowała uspokoić sumienie chociaż tym, że bez wyraźnego powodu nie narażała się na niebezpieczeństwo. Co prawda Beau nie wspominała o tym, gdzie znajdowała się w swojej wizji, więc równie dobrze mogła zostać zamordowany we własnej sypialni, aczkolwiek...

Zniecierpliwione pukanie do drzwi ją zaskoczyło, tak jak i to, że zaraz po tym ktoś bezceremonialnie wtargnął do jej pokoju. Poderwała głowę, aż nazbyt pewna tego, że to nie rodzice. Tym bardziej nie zaskoczył ją widok Aldero, bo po kuzynie mogła spodziewać się takiego zachowania. Mimowolnie poderwała się na równie nogi, woląc przybrać pozycję niemalże obronną i już na wstępie nakazać mu wyjść. Nie miała ochoty na jakąkolwiek, a zwłaszcza kłótnię w miejscu, gdzie istniało tak wielkie prawdopodobieństwo na to, że ktoś ich usłyszy.

– Jeszcze nic nie zrobiłem – obruszył się chłopak, nie dając jej choćby dojść do słowa.

Uniosła brwi, sama niepewna tego, jak powinna odebrać jego ton. Brzmiał względnie normalnie, choć była w stanie wyczuć pobrzmiewające w głosie kuzyna napięcie. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że cokolwiek między nimi pozostawało w porządku, bo zdecydowanie tak nie było. Mogła przewidzieć, że tak się to skończy, choć zarazem nie mogła zaprzeczyć, że za nim tęsknią. Aldero był ważny – odkąd tylko sięgała pamięcią. Irytował ją, zresztą jak i każdego innego, ale z łatwością przychodziło jej ignorowanie takiego stanu rzeczy. Coś pomiędzy nimi było i to od dawna – rodzaj więzi, która mogłaby łączyć prawdziwą rodzinę, a przynajmniej tak sądziła do momentu, w którym przekonała się, że Al oczekiwał czegoś więcej.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz