Dwieście dziewięćdziesiąt pięć

15 3 0
                                    

Claire

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Claire

Okolica miała w sobie coś, co wzbudzało niepokój, chociaż sama nie była pewna dlaczego. Widok lasu nie był dla Claire niczym nowym, a jednak coś w ubitej, nieasfaltowanej drodze, która wydawała się prowadzić donikąd, skutecznie przyprawiło dziewczynę o dreszcze. Miała złe przeczucia, a te przybierały na sile z każdą kolejną sekundą, w miarę jak przybliżali się do miejsca, gdzie – przynajmniej według planów, które sprawdzali – powinien mieścić się ośrodek, który w SMS-ie wskazała im Shannon. Wciąż podświadomie wyczekiwała impulsu, którego doznawała za każdym razem, kiedy w grę wchodziło napisanie kolejnego wiersza, jednak nadal odpowiadała jej wyłącznie pustka – ciągłe napięcie, które jednak nie owocowało niczym ponad narastające nerwy.

Tata nas pozabija, przeszło Claire przez myśl, ale z jakiegoś powodu nie potrafiła się tym należycie przejąć. Koncentrowała się przede wszystkim na Jocelyne, co w znacznym stopniu pomagało. Co więcej, próbowała myśleć logicznie, raz po raz powtarzając sobie, że nie ma powodów do obaw; za ewentualnych przeciwników mieli ludzi, o ile oczywiście Shannon nie pomieszała czegoś, wysyłając prośbę o pomoc. To, że zamierzali tylko ocenić sytuację, również brzmiało obiecująco, tym bardziej, że w każdej chwili mogli wezwać pomoc. Nie sądziła, żeby to było konieczne, ale wolała dmuchać na zimne, dlatego przez cały czas miała telefon w pogotowiu; co prawda wyciszony, na wypadek gdyby ktośpróbował do niej wydzwaniać, ale jednak.

Poprosiła Aldero, żeby zaparkował samochód blisko kilometr od miejsca, w którym powinni się znaleźć. Początkowo spojrzał na nią jak na idiotkę, póki nie wytłumaczyła mu, że raczej niewiele osiągnął, jeśli podjada pod główną bramę zamkniętego ośrodka. Chcąc nie chcąc musiał przyznać jej rację, mrucząc coś na temat tego, że dobrym pomysłem było zabranie ze sobą geniusza, co sama Claire skwitowała wymownym wywróceniem oczami. Czuła się dziwnie z tym, że to ona miałaby podejmować decyzje, na dodatek takie, które w jakimkolwiek stopniu przypadały innym do gustu, ale z drugiej strony... Och, to uczcie było całkiem przyjemne, tak jak i to, że żaden z nich nie próbował prowadzić jej za rękę.

Pierwszy, co zwróciło ich uwagę, kiedy – skryci pomiędzy drzewami – biegiem dotarli do ośrodka, było wysokie, odgradzające teren Projektu Beta ogrodzenie. Zmarszczyła brwi, czując się co najmniej nieswojo na widok takich środków ostrożności, chociaż – przynajmniej teoretycznie – wydawały się one czymś najzupełniej zrozumiałym, jeśli wziąć pod uwagę „oficjalną" wersję. Teraz, po wiadomości Shannon, sprawy wydawały się bardziej skomplikowane, chociaż Claire wciąż nie miała pewności, czego tak naprawdę powinni się spodziewać. Brak informacji nie pomagał, zwłaszcza komuś, kto nauczył się planować wszystko w oparciu o pewne wiadomości, nie chcąc narażać się na jakiekolwiek niespodzianki. Zawsze wolała analizować, co może i czasami bywało uciążliwe, ale była gotowa przysiąc, że w tej jednej kwestii mogło okazać się zbawienne.

– No... To co robimy? – zapytał Cameron, a ona mimowolnie zadrżała. Jego głos zabrzmiał w panującej ciszy co najmniej dziwnie i to nawet pomimo tego, że chłopak szeptał.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz