Jocelyne
Wiedziała, że powinna otworzyć oczy, ale to było trudne. Walczyła ze sobą i narastającym z każdą kolejną sekundą bólem głowy. Tak jak i podczas przebudzenia u boku Dallasa, bała poruszyć się gwałtowniej, aniżeli mogłoby być to konieczne, w obawie przed tym, jak mógłby zareagować jej organizm. Walczyła z zawrotami głowy oraz mdłościami, chociaż i tak nie miała czymś zwymiotować. To samo w sobie okazało się niezwykle uciążliwe, powoli doprowadzając dziewczynę do szału, nie dając okazji na zebranie myśli i właściwą ocenę sytuacji.
Gdzie była? Wiedziała, że leży i to bynajmniej nie na czymś szczególnie wygodnym. Wręcz przeciwnie – z równym powodzeniem mogła znajdować się na podłodze, a przynajmniej takie w pierwszej chwili odniosła wrażenie. To nie było przyjemne i w pierwszej chwili jeszcze bardziej ją zdezorientowało. Skrzywiła się, po czym spróbowała nad sobą zapanować, ogarnięta znajomym już poczuciem niepokoju, tym bardziej, że nie zapomniała, co takiego było jej celem przed utratą przytomności.
Collin... Dallas... Jeremi...
Musieli uciekać, a już zwłaszcza ona, coraz bardziej świadoma grożącego komuś o takich zdolnościach niebezpieczeństwa. Już teraz było źle, a wszystko w niej aż rwało się do natychmiastowej ucieczki – teraz, zaraz, niezależnie od konsekwencji. Z trudem zmusiła się do otwarcia oczu i zaraz spróbowała się podnieść, ale ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Nie miała pojęcia, gdzie i dlaczego jest, a tym bardziej co powinna zrobić, żeby móc się wydostać.
W pierwszym odruchu zapragnęła zacząć krzyczeć, nawołując Dallasa, Shannon i Jeremiego, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Instynkt podpowiadał jej, że nadmierne zwracanie na siebie uwagi nigdy nie jest dobrym pomysłem, nie wspominając o tym, że nawet nie miała pewności, czy jest bezpieczna – oraz czy reszta przypadkiem nie wpakowała się w kłopoty. Nie po raz pierwszy skrzywiła się, porażona bólem w skroniach, niezmiennie dającym się Jocelyne we znaki i znacznie komplikującym konieczność logicznego myślenia; to wszystko było skomplikowane, a ona nie była pewna niczego, łącznie z tym, co takiego miało miejsce, zanim straciła przytomność.
– Och...
Wzdrygnęła się, słysząc cichy, kobiecy głos. Omal nie krzyknęła, mając wrażenie, że ktoś przeszył jej czaszkę rozżarzonym do białości, metalowym prętem. Aż pociemniało jej przed oczami, chociaż na wszystkie sposoby usiłowała z tym walczyć, kurczowo trzymając się resztek przytomności.
Nie miała pewności, jakim cudem udało jej się zapanować nad sobą na tyle, żeby rozejrzeć się dookoła. W pomieszczeniu, w którym się znajdowała, panował przyjemny półmrok, ale po dłuższej chwili zdołała dostrzec majaczącą kilka metrów od niej sylwetkę. Postać raz po raz zamazywała jej się przed oczami, zaś patrzenie na nią okazało się wyzwaniem i przypominało trochę spoglądanie w słońce – teoretycznie możliwe, ale absolutnie niemożliwe, jeśli nie chciało się uszkodzić oczu. Jęknęła, po czym natychmiast uciekła wzrokiem gdzieś w bok, jednak tych kilka sekund wystarczyło, żeby zarejestrowała kilka dość istotnych faktów.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)
FanfictionElena ma wszystko - kochającą rodzinę, popularność i niezwykłą urodę. Adorowana i rozpieszczana, nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem uczuć i tym, jak wiele można poświęcić, by ocalić tych, których się kocha. Wszystko zmienia się, gdy na jej dr...