Jocelyne
Dallas nie pojawił się do wieczora.
Siedząc w pokoju i usiłując zapomnieć o tym, co miało miejsce w łazience, zdążyła już zwątpić w to, czy chłopak w ogóle zamierzał przyjść. Ciemność na dworze i późna pora sprawiły, że zaczęła czuć się nieswojo, mimowolnie myśląc o tym, że była na dobrej drodze do tego, żeby popaść w paranoję. Bała się, że w którymś momencie znowu dojdzie do niej ten dziwny szept albo – co byłoby gorsze – nagle ktoś się tuż przed nią pojawi... I że to wcale nie będzie Rosa. Chociaż teraz wiedziała, czego powinna się spodziewać, wcale nie czuła się dzięki temu pewniej, tym bardziej, że po mężczyźnie ze szkoły zdawała sobie sprawę z tego, że nie wszystkie duchy musiały być dobre.
Kwestia Jeremiego również nie dawała jej spokoju, tym bardziej, że z niespójnego szeptu na pewno zrozumiała jego imię. To sprawiło, że czuła się jeszcze bardziej nieswojo, wręcz przerażona perspektywą tego, co w każdej chwili mogłoby się stać. Mimowolne pomyślała o zdjęciu z czarną wstążeczka, które widziała w jego pokoju, ale ostatecznie doszła do wniosku, że to nie musiało nic znaczyć. Bardziej przejmowała się tym, że po tym jak Vickie... zniknęła, mogłoby wydarzyć się coś naprawdę przerażającego. Z ośrodkiem cos było nie tak, jednak Jeremi wydawał się najbardziej świadom z nich wszystkich. Być może to oznaczało, że znowu powinna z nim porozmawiać, ale nie miała pewności czy to dobry pomysł. W pierwszym odruchu pomyślała, że mogłaby powiedzieć o tym Dallasowi, ale jego nieobecność sprawiła, że zaczęła w to wątpić.
Ciche pukanie do drzwi, poprzedzające moment, w którym chłopak zdecydował się bez czekania na odpowiedź wparować do jej sypialni, omal nie wytrąciło jej z równowagi. Z wrażenia niemalże potrąciła stojącą na biurku lampkę, przy której siedziała przez cały ten czas, pragnąc znaleźć ukojenie w świetle. Bezwiednie poderwała się na równe nogi i to o wiele szybciej, by mogła sobie pozwolić na to przy zwykłym, nieświadomym człowieku. Zaraz po tym jęknęła, bo gdyby stał przed nią ktokolwiek inny, mogłaby mieć poważne kłopoty.
– O rany... Wciąż nie mogę przyzwyczaić się do tego, że możesz tak robić – stwierdził Dallas, jednak wcale nie brzmiał przy tym na zaniepokojonego. Wręcz przeciwnie – wydawał się być w świetnym nastroju.
– Nie zachodź mnie tak! – warknęła na niego, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Dallas, do cholery, wiesz która jest godzina?! Czekałam na ciebie tyle czasu, a ty...
– Martwiłaś się? – przerwał, a ona prychnęła, przez dłuższą chwilę sama niepewna tego czy powinna się śmiać, czy płakać.
Świetnie, więc jednak doskonale bawił się jej kosztem. Mogła założyć się o to, że najchętniej kazałby jej przebiec kilkukrotnie wokół ośrodka, by sprawdzić, jaką prędkość tak naprawdę była w stanie rozwinąć.
Nie odpowiedziała mu, w zamian bez słowa odwracając się do chłopaka plecami. Przez chwilę krążyła nerwowo po pokoju, by ostatecznie opaść na łóżko i ciężko na nie opaść. Nie od razu zdecydowała się na powrót spojrzeć na Dallasa, by przy okazji przekonać się, że cały jego dotychczasowy entuzjazm przygasł, a jego miejsce zajął wyraźny niepokój.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)
FanfictionElena ma wszystko - kochającą rodzinę, popularność i niezwykłą urodę. Adorowana i rozpieszczana, nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem uczuć i tym, jak wiele można poświęcić, by ocalić tych, których się kocha. Wszystko zmienia się, gdy na jej dr...