Dwieście siedem

21 3 0
                                    

Elizabeth

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Elizabeth

Czekała, chociaż sama nie była pewna na co. W głowie miała mętlik, bezskutecznie próbując połączyć coraz to nowe, choć nadal niczego niewnoszące fakty. Jej brat był wampirem, o co najwyraźniej miał żal do najbliższych i co ostatecznie przymusiło go do podjęcia decyzji o tym, żeby ją przemienić. Nie wiedziała dlaczego wrócił i jak bardzo zły musiał być, skoro nawet nie przyszło mu do głowy, żeby zapytać ją o zdanie. Dlaczego teraz? Nic nie wiedziała, a ciągłe zwodzenie przez tych, którzy mieli dla niej największe znaczenie, niczego nie ułatwiało.

Nina milczała, ale to był inny rodzaj ciszy, aniżeli ta, której doznała w rodzinnym domu. Odniosła wrażenie, że kobieta próbuje ubrać w słowa to, co chciała jej powiedzieć, co samo w sobie wydało się Liz powodem do wdzięczności. Przerażające wydało jej się to, że mogłaby dziękować za to, że ktoś zdecyduje się powiedzieć jej prawdę – a więc coś, co przynajmniej w teorii powinno być oczywiste – ale starała się o tym nie myśleć. Chciała wiedzieć i tylko to jedno było dla niej oczywiste; niczego innego nie potrzebowała, przynajmniej tymczasowo.

– Nie jestem pewna, jak powinnam ci to wytłumaczyć, chociaż nie raz miałam ochotę to zrobić. Chyba teraz powinno być mi łatwiej, skoro wiesz o... – Babcia urwała, po czym wymownie spojrzała na przyczajonego w kącie Damiena.

– O wampirach – dokończyła Elizabeth, chociaż nie sądziła, że to jedno słowo w ogóle przejdzie jej przez gardło. – Wiem o wampirach...

To było przerażające, najdelikatniej rzecz ujmując, ale starała się o tym nie myśleć. Wszystko jest w porządku, pomyślała nie po raz pierwszy, powoli chyba zaczynając uznawać to jedno zdanie, jako swego rodzaju mantrę, pozwalającą jej zachować względnie zdrowe myśli. W gruncie rzeczy chyba tak było, skoro wciąż żyła, a ostatecznie znalazła się w tym miejscu, prawda?

– Tak – podjęła niechętnie Nina. – Zanim przejdę do Jasona, muszę cofnąć się troszeczkę dalej, do okresu jeszcze sprzed narodzin twoich czy twojego brata. W zasadzie mogłabym rozwodzić się nad całymi pocieszeniami wstecz, ale to nie ma sensu. Musisz tylko zrozumieć, że to wcale nie jest takie proste i oczywiste do wyjaśnienia, a ja...

– Czy mogłabyś w końcu przejść do rzeczy? – zniecierpliwiła się Elizabeth. – Powiedz mi to wprost, babciu. To zaszło za daleko, a ja nie jestem małym dzieckiem, jeśli jeszcze tego nie zauważyliście.

Nie była pewna, czy postępuje słusznie, wymuszając na Ninie jakiekolwiek wyjaśnienia, ale już było jej wszystko jedno. Jednocześnie czekała i bała się tego, co mogła usłyszeć, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że tak naprawdę już nie było odwrotu. Było tak, jak powiedziała: zabrnęła wystarczająco, by prawda zaczęła jawić się jako jedyny możliwy sposób obrony. Bez znaczenia był jej wiek albo to, jak się czuła, nawet jeśli w rzeczywistości faktycznie nie czuła się lepiej od małej dziewczynki, która najchętniej spróbowałaby się schować za plecami kogoś dorosłego. To nie było dojrzałe – ta próba zrzucenia odpowiedzialności na kogoś innego, jeśli tylko dzięki temu mogłaby poczuć się lepiej – jednak i nad tym starała się nie rozwodzić.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz