Dwieście czterdzieści dwa

17 4 0
                                    

Elena

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Elena

– Aha... I tak po prostu przyjaźnisz się z człowiekiem? Nie no, pewnie, powiedzmy, że to rozumiem. – Miriam zamilkła i zawahała się na moment. – Chyba.

Elena nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, w duchu modląc się o choć odrobinę cierpliwości. Wcześniej była zbyt oszołomiona sytuacją, żeby zastanawiać się nad tym, co oznacza pozostawienie sam na sam z siostrą Rafaela, ale wszelakie wątpliwości zniknęły z chwilą, w której okazało się, że demonica najwyraźniej nie zamierza odstępować jej nawet na krok. Omal nie dostała zawału, kiedy po przebudzeniu (sama nie była pewna, jakim cudem udało jej się zasnąć, zamiast przez cały ten czas płakać w poduszkę w przypływie gniewu i bezsilności) tuż za oknem zauważyła swobodnie stojącą na skraju lasu, bezczelnie machającą do niej Mirę. Nie miała pojęcia, czy tej kobiecie życie było niemiłe, czy może wręcz przeciwnie – liczyła na okazję do zorganizowania zamieszania, by się nie nudzić – faktem jednak było to, że w pośpiechu wypadła z domu, chcąc jak najszybciej zadbać o to, by nieśmiertelna nie została zauważona przez któregokolwiek z jej bliskich. Jakby tego było mało, po raz kolejny musiała niejako zbyt zmartwioną mamę, która z miejsca zauważyła, że jej córka mogłaby być przygnębiona. Nie była z tego powodu dumna, ale co innego tak naprawdę jej pozostało?

Tak czy inaczej, Miriam wydawała bawić się doskonale, a następne dni (czy ile miała potrwać nieobecność Rafaela) zapowiadały się w bardzo... intensywny sposób. Demonica należała do tych osób, które najwyraźniej nie potrafiły usiedzieć w miejscu, jeśli nie miały po temu konkretnych powodów, więc nie było mowy o biernym przesiadywaniu w kapliczce albo jej okolicy. W gruncie rzeczy Elena nawet nie potrafiła wyobrazić sobie tego, że mogłaby spędzić choć chwilę w tamtym miejscu. Kapliczka należała do niej i do Rafaela; to było ich miejsce, a przynajmniej ona nie potrafiła myśleć o nim w inny sposób, choć naturalnie nie zamierzała przyznawać się do aż tak wielkiej sentymentalności. Była pewna, że gdyby On tu był i mógł usłyszeć, co takiego chodziłoby jej po głowie, doczekałaby się tego cholernego, cynicznego uśmieszku i jakiejś kąśliwą uwagę, za którą najpewniej miałaby ochotę go zabić. Nie przypuszczała, że kiedykolwiek będzie w stanie za tym zatęsknić, ale kiedy o tym myślała, serce momentalnie zaczynało bić jej szybciej, jakby chcąc wyrwać się z piersi i uciec gdzieś daleko – najpewniej do Włoch, o ile naturalnie Rafie udało się w tak krótkim czasie dotrzeć na miejsce.

Była na siebie zła, choć to i tak nie oddawał w pełni tego, co tak naprawdę czuła. Szlag ją trafiał, kiedy przypominała sobie ostatnią wymianę zdań, a zwłaszcza moment, w którym ostatecznie straciła nad sobą kontrolę. Jasne, mogła ugryźć się w język, ale prawda była taka, że on też nie był bez winy. Mógł... zrobić dosłownie wszystko, począwszy od tego, żeby przyjąć do wiadomości to, że mogłaby się o niego troszczyć. Zaczynał pojmować istotę miłości – twierdził nawet, że ją kocha – a jednak pomimo tego zachowywał się w ten idiotyczny, doprowadzający ją do szału sposób, bagatelizując wszelakie obawy i pod wpływem impulsu dosłownie rzucając się z motyką na słońce? Już nawet nie chodziło o to, że mógłby traktować ją przedmiotowo, bo to od zawsze leżało w jego naturze; walczyła z tym przyzwyczajeniem, ale prawda była taka, że zwalczenie go mogło okazać się dość problematyczne.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz