Jocelyne
Miała wrażenie, że nie spała długo. Kiedy otworzyła oczy, wcale nie czuła się lepiej, poza tym była w pokoju sama. Nie przeszkadzało jej to, tym bardziej, że w każdej chwili mogła zawołać mamę albo kogokolwiek innego, ale i na to nie miała ochoty. Wtuliła twarz w poduszkę, wciąż pełna wątpliwości, tym bardziej, że w głowie wciąż miała ni mniej, ni więcej, ale Beatrycze – kogoś, kto wyglądał jak Elena, chociaż posługiwał się zupełnie innym imieniem. Skoro tak...
Cóż, to był kolejny powód, przez który miała wątpliwości co do tego, czy powinna rozmawiać z Carlisle'm. Ufała mu, poza tym w przeszłości zajmował się nią tak wiele razy, kiedy była chora, że nie widziała powodu, dla którego miałaby się bać. Problem leżał właśnie w darze, którym dysponowała i tym, co mogło się z tym wiązać. Wiedziała, że mama na pewno spróbuje załatwić wszystko w taki sposób, żeby nie musiała się obawiać, ale to jej nie uspokajało. W porządku, zakładając, że wampir faktycznie nie pytałby o nic, co miało związek z telepatią... to niby jak miała zachowywać się przy nim swobodnie, skoro w pamięci wciąż miała widok Beatrycze? Czuła, że coś jest na rzeczy, ale nie wyobrażała sobie tego, by mogła ot tak zapytać doktora, czy przypadkiem nie wiedział, co to oznacza. Nie chciała również niepokoić go w związku z Eleną, tym bardziej, że wszyscy już i tak przejmowali się z powodu wizji, którą jakiś czas temu miała Isabeau. Być może martwiła się o wiele bardziej niż trzeba, zwłaszcza, że nie czuła się najlepiej, ale to i tak nie prezentowało się dobrze.
Jeśli miała być ze sobą szczera, sama już nie była pewna, czego tak naprawdę chciała. W domu czuła się bezpiecznie, zwłaszcza pośród osób, które dobrze wiedziały o tym, co i dlaczego potrafiła. To jej wystarczyło i w naturalny sposób zapragnęła zachować taki stan rzeczy tak długo, jak tylko miało być to możliwe.
Uniosła się na łokciach, po czym jakby od niechcenia rozejrzała się po pokoju. W pomieszczeniu panował przyjemny półmrok, a takie warunki sprawiły, że momentalnie poczuła się jeszcze bardziej senna, chociaż nie zamierzała zasnąć. Na stoliku zauważyła jeszcze jedną szklankę z wodą, którą najpewniej przyniosła jej mama, więc dla zajęcia czymś rąk, ujęła ją w obie dłonie. Mimo wszystko to odpowiadało Joce bardziej niż krew, choć nie miała pewności, co tak naprawdę miało z tym związek – to, że choroba jak zwykle drażniła jej ludzką cząstkę, czy też może nieprzyjemne wspomnienie tego, że Dallas...
Och, nie chciała o tym myśleć, tak jak i ponownie zadręczać się tym, że śmierć chłopaka mogłaby być jej winą. Prawda była taka, że gdyby nie pozwoliła mu się karmić, a podczas ucieczki jak pierwsza naiwna nie podążyła za szeptami demonów, wtedy nie wydarzyłoby się nic złego. Ta jedna kwestia wydała się dziewczynie równie naturalna, jak i to, że widziała duchy. Co prawda jeszcze jakiś czas temu nie przypuszczała nawet, że uda jej się to ot tak zaakceptować, ale teraz już nie miała z tym problemu. Rosa pomagała, poza tym wciąż pamiętała o tym, że przyjaciółka obiecała wrócić się z Dallasem, ale nic nie wskazywało na to, żeby zamierzała pojawić się w najbliższym czasie. Być może miało to związek z Rufusem, który w pewnym sensie unikał jej od tamtej rozmowy w ogrodzie, ale nie miała pewności; w przypadku wujka wszystko wydawało się równie prawdopodobne.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)
FanfictionElena ma wszystko - kochającą rodzinę, popularność i niezwykłą urodę. Adorowana i rozpieszczana, nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem uczuć i tym, jak wiele można poświęcić, by ocalić tych, których się kocha. Wszystko zmienia się, gdy na jej dr...