Dwieście pięćdziesiąt cztery

18 4 0
                                    

Isabeau

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Isabeau

Czuła gniew – stopniowo narastający i na swój sposób zaskakujący, bo sama nie miała pewności, co tak naprawdę wytrąciło ją z równowagi. Wiedziała jedynie, że w pewnym momencie doszła do wniosku, że ma wszystkiego dość, a jeśli całe to natrętne towarzystwo natychmiast nie zniknie jej z oczu, wtedy zrobić coś naprawdę nieprzyjemnego. Tak też zresztą się stało, a Isabeau po prostu skoczyła do przodu, drżąc w niekontrolowany, zdradzający irytację sposób. To, co robiła, samo w sobie wydało jej się równie oczywiste i prawidłowe, co i oddychanie, nie wspominając już o tym, że nie czuła najmniejszego oporu przed walką ze swoim wyraźnie zaskoczonym bratem.

Gabriel zaklął, po czym w pośpiechu odskoczył, bez większego wysiłku schodząc jej z drogi. Wiedziała, że jest szybki i czujny, zresztą doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co potrafił, skoro to właśnie on uczył ją i Laylę obrony. Był w tym dobry, co chyba powinno było ją zaniepokoić, a jednak nie czuła nawet cienia strachu – wyłącznie narastający z każdą kolejną sekundą gniew, dodatkowo spotęgowany świadomością tego, że ktokolwiek mógłby być w stanie dorównać jej umiejętnościami. Ba! Gabriel stanowił jedną z osób, które spokojnie mogłyby ją pokonać, a tego zdecydowanie nie chciała brać pod uwagę.

– Isabeau, do cholery! – warknął na nią chłopak, materializując się we względnie bezpiecznej odległości. Spojrzała na niego w ostrzegawczy sposób, aż nazbyt świadoma tego, że jej oczy lśnią niebezpiecznie tym przejmującym, intensywnym blaskiem. – Sis, na litość bogini...

– Nie pieprz mi tutaj o bogini! – syknęła, potrząsając z niedowierzaniem głową.

Sama myśl o Selene sprawiła, że poczuła nieprzyjemne ukłucie w okolicach martwego już serca. Co prawda ta kwestia była bardziej skomplikowana, bo niepokorny narząd wciąż działał i z medycznego punktu widzenia miał się dobrze, ale to niczego nie zmieniało. Coś zmieniło się, kiedy tamtego dnia w rezydencji zobaczyła Claudię i Dimitra; już wtedy jakaś jej cząstka zaczęła protestować, by kilka dni później ona cała rozpadła się na kawałeczki. Wiedziała, że to nie powinno mieć miejsca i że na pewno istniało cokolwiek, co powinno dać jej siłę do tego, żeby wciąż walczyć, ale teraz w żaden sposób nie potrafiła sobie przypomnieć, czym miałoby to być. Albo kim. Czuła się pusta, ale to było dobre, bo już nie miała obawiać się niczego – ani bólu, ani tego, że znowu zostanie zdradzona przez kogoś, kto byłby dla niej ważny. Gabriel mógł to nazywać egoizmem albo stwierdzić, że jednak była suką, ale Beau już o to nie dbała; on nie rozumiał, a ona nie widziała żadnego sensownego powodu, dla którego miałaby się przed nim tłumaczyć.

Nie tym razem.

Jeśli chodziło o boginię, bycie kapłanką i wszystko to, czemu poświęcała się przez tyle czasu, to również powodowało nieopisaną wręcz gorycz. W pamięci wciąż miała odległe, ale okrutne słowa matki na temat bycia pożądaną, ale nic ponad to. Wiedziała, że los kapłanki bywał ciężki, ale do tej pory znosiła to bez słowa sprzeciwu, przyjmując zarówno ten cholerny dar, jak i znosząc kolejne próby – począwszy od śmierci brata, choć i o Aldero teraz łatwiej było jej zapomnieć, skoro w końcu po pięciu wiekach nie czuła bólu. Problem polegał na tym, że choć oddawała Selene wszystko to, co miała w sobie najlepsze, wciąż spotykało ją coś, czego nie chciała – kolejne przeciwności losu, cierpienie i strata, których miała już serdecznie dość. Już nie chciała niczego, zniechęcona jak nigdy; podążanie ścieżką, którą podobno wyznaczyła jej bogini, nie miało sensu, a Beau nie wyobrażała sobie tego, że dalej miałaby pozwalać się ranić tylko po to, by nie zostać za to nagrodzoną w żaden sposób. Co było jej po kilku chwilach szczęścia i spokoju, skoro za każdym razem przychodziło jej za to zapłacić cenę wielokrotnie wyższą od tej, którą była w stanie zaakceptować? Czy w ten sposób postępowała matka, która kochała swoje dzieci – bogini, którą wszyscy uważali za uosobienie dobroci, chociaż wszystko wskazywało na to, że już dawno porzuciła swoich podopiecznych, zsyłając tylko to, co najgorsze?

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz