Dwieście trzydzieści pięć

15 4 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Powiedzieć, że była zaskoczona, okazałoby się niedopowiedzeniem stulecia. Natychmiast podeszła bliżej, przestając nad sobą panować mniej więcej w chwili, w której zdezorientowana Shannon poderwała się na równe nogi. Sama Jocelyne zareagowała w najzupełniej machinalny sposób, dosłownie rzucając się na znajomą swoich kuzynów i w pełni naturalny dla siebie sposób wpadając dziewczynie w ramiona. Sama nie była pewna, co tak naprawdę podkusiło ją do takiej reakcji, ale nie potrafiła postąpić inaczej, tym bardziej, że już od dłuższego czasu tęskniła za normalnością. Shannon należała do tego normalnego życia, a przynajmniej Joce tak o niej myślała, ciesząc się jak dziecko na widok kogoś, kogo dotychczas nie wiązała z Projektem Beta, dziwnymi rzeczami i całym tym szaleństwem – przynajmniej teoretycznie.

Dziewczyna nie zareagowała od razu, zamierając w bezruchu i najwyraźniej nie mając pojęcia, w jaki sposób powinna się zachować. Jocelyne czuła, że jej zaskoczona znajoma jest spięta, trudno zresztą było przegapić przyśpieszone bicie serca i urywany oddech. Sama również czuła się dziwnie roztrzęsiona i niepewna, jednak nie zwracała na to uwagi, wszelakie pytania i wątpliwości odsuwając gdzieś na dalszy plan. Przynajmniej początkowo nie próbowała zastanawiać się nad tym, skąd Shannon się wzięła i dlaczego znalazła się właśnie tutaj, podczas gdy ona...

– Ehm... Jocelyne?

Głos dziewczyny przywołał ją do porządku, sprawiając, że momentalnie nad sobą zapanowała. W pośpiechu odsunęła się, prostując niczym struna i rzucając Shannon przepraszające spojrzenie. Poczuła pieczenie pod powiekami, ale przynajmniej ten jeden raz udało jej się nie popłakać, co przyjęła z ulgą. Zawsze była wrażliwa, co niezmiennie ją irytowało, tym bardziej, że nie z tego słynęli Licavoli. Powinna być dumna, uparta i silna, a przynajmniej w taki sposób dotychczas spoglądała na członków swojej rodziny. Cóż, zwłaszcza teraz tego potrzebowała, musząc radzić sobie z czymś, czego nie rozumiała i co wydało jej się co najmniej problematyczne.

– Przepraszam – zreflektowała się pośpiesznie, raz jeszcze niespokojnie spoglądając na Shannon. Nie była w stanie powstrzymać się przed dokładniejszym przyjrzeniem dziewczynie, chcąc nabrać pewności, jednak niczego nie pomyliła i przypadkiem nie zrobiła z siebie kompletnej idiotki. – Ja nie... Po prostu się stęskniłam – oznajmiła, chociaż ona i znajoma jej kuzynów nigdy nie były ze sobą blisko.

Nie zmieniało to jednak faktu, że lubiła Shannon i to chyba ze wzajemnością. Była miła, a w razie potrzeby zawsze potrafiła pomóc – przynajmniej w ten sposób spoglądała na nią Jocelyne. Nawet jeśli Aldero ją irytował, Joce zawsze miała poczucie, że to jedna z nielicznych osób, które darzyły jej rodzinę sympatią. Zwłaszcza w tamtej chwili wydało jej się to istotne, Shannon zaś nagle zaczęła jawić się jako upragniony element jej dotychczasowego, normalnego życia, którego potrzebowała, by mieć szansę zachować zdrowe zmysły.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz