Jocelyne
Krew ją oszołomiła – cudownie słodka i pełna tego, czego najbardziej potrzebowała. Usłyszała krzyk, który najpewniej musiał należeć do Shannon, ale ten doszedł do niej jakby z oddalił, pozbawiony większego znaczenia. Nic innego nie miało dla niej sensu, pomijając ciepłe ciało, które tak nagle znalazło się tuż pod nią oraz możliwość picia.
Wyczuła, że Dallas sztywnieje, ale nawet to nie rozjaśniło jej w głowie na tyle, by spróbowała przerwać całe to szaleństwo. Liczyła się krew, narastający głód i to pragnienie, żeby jak najszybciej dostarczyć ciału to, czego to mogłoby potrzebować. Musiała się wzmocnić, wciąż pod wpływem skrajnych emocji, a zwłaszcza cienia dotychczas dręczącego ją przerażenia. Była w obcym miejscu, gdzie w każdej chwili mogła zostać skrzywdzona, więc tym bardziej musiała zachować zdrowy rozsądek i siłę.
– Joce... Jocelyne!
Już nawet nie miała pewności, kto i dlaczego próbował się do niej zwracać. Krew trochę rozjaśniła jej w głowie, ale wciąż nie na tyle, by uprzytomniła sobie, że powinna przestać. Już nie czuła się aż tak słaba, by mieć problemy z ruszeniem się z łóżka, nie wspominając o tym, by zwykły człowiek tak po prostu mógł powstrzymać ją przed piciem albo zrobieniem czegokolwiek by chciała. Czuła przyjemne ciepło, które rozeszło się po całym jej ciele, dodając energii i sprawiając, że poczuła się prawie jak gotowy do ataku, świadom swoich atutów drapieżnik. Chyba nigdy dotąd nie doprowadziła się do takiego stanu, nie wspominając przed długim zwlekaniem z jakimkolwiek posiłkiem, jednak rozważanie tego wydało jej się nagle całkowicie pozbawione znaczenia. Robiła dokładnie to, czego potrzebowała – próbowała przetrwać, więc z logicznego punktu widzenia...
Z tym, że to nie było właściwe – i z tego również zdawała sobie sprawę.
Ze znacznym opóźnieniem uprzytomniła sobie, że Dallas nawet nie próbował protestować. Wręcz przeciwnie – nawet jeśli w pierwszym odruchu przyszło mu do głowy, by spróbować ją odepchnąć, nie zrobił tego, pozwalając by stopniowo odbierała mu to, czego przecież potrzebował do życia. Kiedy do tego wszystkiego uprzytomniła sobie, że dłonie trzymał na jej plecach, niejako bardziej przygarniając ją do siebie, jakby mało było tego, że w którymś momencie udało jej się powalić go na plecy i przycisnąć do materaca. Miała wrażenie, że ją obejmował, w dość jednoznaczny sposób dając jej do zrozumienia, że zgadza się na wszystko – i to łącznie z tym, żeby potraktowała go w taki sposób.
Z wrażenia omal się nie zakrztusiła. Krew w ułamku sekundy przestała jej smakować, nagle rzadka i jakby bezsmakowa, choć to musiało być wyłącznie jej wrażeniem. Natychmiast odsunęła się, w przelocie jeszcze przesuwając językiem po ranie, by zatamować krwawienie. Zaraz po tym odskoczyła od niego tak gwałtownie, że aż spadła z łóżka, w kilka chwil boleśnie lądując na podłodze i bezskutecznie walcząc o to, żeby się podnieść i uciec.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)
FanfictionElena ma wszystko - kochającą rodzinę, popularność i niezwykłą urodę. Adorowana i rozpieszczana, nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem uczuć i tym, jak wiele można poświęcić, by ocalić tych, których się kocha. Wszystko zmienia się, gdy na jej dr...