Dwieście siedemdziesiąt pięć

23 4 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Próbowała sprawiać wrażenie spokojnej, ale to zaczynało być trudne. Wiedziała, co mogłoby się wydarzyć, gdyby jednak straciła nad sobą kontrolę, a emocje zbytnio przybrały na sile, wtedy skutki mogłyby być opłakane. Zdążyła się już o tym przekonać, kiedy to w przypływie paniki uwolniła moc, wywracając własny pokój do góry nogami i przy okazji niepokojąc rodziców. Gdyby dokonała tego samego w gabinecie Rona, wtedy żadne wytłumaczenia by nie pomogły, a na to zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić.

To nie ma znaczenia, pomyślała, usiłując przekonać samą siebie, że tak jest w istocie. Nikt cię tutaj nie zostawi, a on... On cały czas kłamie.

Teoretycznie było w tym coś kojącego, ale i tak czuła się tak, jakby siedziała na szpilkach. W milczeniu wpatrywała się w mężczyznę przed sobą, próbując znieść przenikliwe spojrzenie stalowoszarych oczu. Czuła, że próbował ją sprowokować, być może licząc na to, że powie albo zrobi coś głupiego, co ułatwiłoby mu próbę wmówienia jej, że cokolwiek mogłoby być z nią nie tak, więc tym bardziej nie zamierzała mu tego ułatwić.

– Nie jestem pewna – powiedziała w zamian, prostując się na swoim miejscu. Wysiliła się na blady, niewinny uśmiech, tak jak i przy Julie próbując udawać, że nie ma pojęcia, czego i z jakiego powodu ktokolwiek mógłby od niej chcieć. – Julie poprosiła mnie, żebym tutaj przyszła. To wszystko.

Ron zmrużył oczy. Wyraz jego twarzy się nie zmienił, ale wyczuła, że był rozczarowany, a przynajmniej miała nadzieję, że próba rozpoznawania jego emocji szła jej całkiem wprawnie. Zadziwiające wydawało się to, jak dobrze szło mu ukrywanie emocji, tym bardziej, że mimo wszystko pozostawał człowiekiem; w porównaniu do nieśmiertelnych, ludzkie odruchy i organizmy bardzo utrudniały zachowanie obojętności.

– Ach, tak... – Urwał, intensywnie nad czymś myślał. Coś w jego spojrzeniu sprawiało, że niezmiennie czuła się bardzo nieswojo. – I nie widzisz związku z pewnym wydarzeniem z rana? – drążył, a ona dyskretnie zacisnęła palce na krawędzi krzesła, by powstrzymać się od drżenia.

– Z tym, że Julie wydawało się, że mogłabym z kim rozmawiać? – zapytała z powątpiewaniem. – Niekoniecznie.

W gruncie rzeczy podświadomie wiedziała, że wszystko sprowadza się właśnie do tego. Nie miała pojęcia w tamtej chwili wyciągnęła kobieta, ale już po jej zachowaniu podczas tamtej rozmowy, stało się dla Jocelyne dość oczywiste, że nie zamierzała tak po prostu tego zostawić.

– Julie się wydawało... – powtórzył sceptycznie. – I jesteś pewna, że dokładnie to miało miejsce?

Co to miało być? Metoda zdartej płyty? Może gdyby przeprowadzał z nią tę rozmowę przynajmniej dwa tygodnie wcześniej, w ten sposób faktycznie udałoby mu się odebrać jej pewność siebie i skutecznie namieszać w głowie, jednak od chwili poznania prawdy wszystko było inne. Niekoniecznie łatwiejsze, ale na pewno bardziej zrozumiałe, bo wiedziała, czego powinna się spodziewać i co potrafiła. To pomagało, chociaż wciąż czuła się jak w potrzasku, mając coraz więcej wątpliwości względem Projektu Beta oraz tego, co tak naprawdę próbował osiągnąć.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz