Dwieście pięćdziesiąt

20 4 0
                                    

Rafael

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Rafael

Było po północy, kiedy przekroczył granicę twierdzy. Ciemność mu odpowiadała, zresztą jak i obecność licznych cieni, które podrygiwały łagodnie, reagując na obecność nikłego światła, którego źródła nie potrafił jednoznacznie określić. Cisza również była dobra, taki stan rzeczy zresztą sprawiał, że jego zmysły wyostrzyły się, czuły na każdy, nawet najbardziej subtelny w tym miejscu bodziec. To było dobre, zwłaszcza w tym mieście – paradoksalnie najbezpieczniejszym dla ludzi, jak i śmiertelnie niebezpiecznym dla istot nieśmiertelnych.

Skoncentrowanie się na celu przyszło mu bardzo łatwo. Początkowo miał wątpliwości co do tego, czy po tym wszystkim, będzie w stanie ot tak odciąć się od emocji, niechcianych myśli i tego wszystkiego, co go ograniczało, jednak szybko okazało się, że jakiekolwiek obawy są bezpodstawne. Może i wiele się zmieniło od chwili, w której był w Volterze po raz ostatni, opuszczając miasto z dość jasnymi wytycznymi, jednak teraz wszystko było inne – jedynie jego pozycja i zdolności pozostawały takie same. Czuł, że wciąż ma kontrolę nad sytuacją i że od kilku wprawnych kłamstw zależał wynik tego jednego, jedynego spotkania. Nie chciał brać pod uwagę tego, że cokolwiek mogłoby pójść źle, choć to być może było dowodem na to, że zaczynał być zbyt pewny siebie.

Elena by tego nie zrobiła, co zresztą wcale go nie dziwiło. Udawała silną, a momentami naprawdę taka była, jednak nawet to nie zmieniało faktu, że w rzeczywistości pozostawała kruchym, niedoświadczonym dzieckiem. Martwiła się i to na swój sposób wydawało mu się urocze, chociaż zdecydowanie nie potrzebował uwag, wyrzutów i jakichkolwiek ograniczeń. Nie mógł zaprzeczyć, że podobało mu się to, jak uparta potrafiła być, kiedy w grę wchodziła szansa na to, by mogła postawić na swoim, jednak to nie zmieniało faktu, że ostateczna decyzja musiała zależeć od niego. Czasami nie pojmował tego, jak niewiele potrzebowali, żeby zacząć ze sobą walczyć – oboje dążący do niezależności i zbyt dumni, żeby tak po prostu ulec.

No cóż, od początku wiedział, że w tej dziewczynie jest coś wyjątkowego – musiało być, skoro sama królowa zażyczyła sobie jej śmierci, a ojciec kazał utrzymać ją przy życiu. Rafa nigdy nie zdawał pytań, o ile te nie miały związku ze sposobem wykonania zadania, jednak tym razem aż rwał się do tego, by poznać odpowiedź w związku z jedną, istotną kwestią: dlaczego?

Korytarze wydawały się opustoszałe, ale demon zdawał sobie sprawę z tego, że to tylko i wyłącznie wrażenie. Nie miał najmniejszego problemu z tym, żeby wyczuć obecność licznych nieśmiertelnych, mieszającą się z aż nazbyt charakterystyczną wonią ludzkiej krwi. Kiedy do tego wszystkiego dotarły do niego pierwsze odgłosy paniki, krzyki oraz charakterystyczny dźwięk rozrywanych gardeł czy pękających kości, już nie miał wątpliwości co do tego, że trafił idealnie w porze posiłku, jak uroczo określano masowe mordy na niczego nieświadomych turystach. To takie prymitywne, pomyślał, wywracając oczami i uśmiechając się pod nosem; czasami nie pojmował ludzkiej głupoty, z kolei praktyki Volturi, którzy przecież powinni mieć kontrolę nad własnym miastem i rasą, najzwyczajniej w świecie zaczynały go bawić.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz