Dwieście osiemdziesiąt jeden

22 3 0
                                    

Isabeau

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Isabeau

Zawahała się w progu, nie po raz pierwszy w ostatnim czasie pragnąć zniknąć wszystkim z oczu. Nie potrafiła już zliczyć, jak wiele razy przeszła w pobliżu zajmowanej przez Allegrę sypialni, nie będąc w stanie tak po prostu wejść do środka i pokazać się matce na oczy. Jak miałaby to zrobić po wszystkim tym, co miało miejsce, skoro to właśnie ona mogłaby...?

Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem czuła się aż tak źle. Wiedziała, że powrót do człowieczeństwa będzie trudny, ale zdecydowanie nie spodziewała się czegoś takiego. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej pragnęła uciec – po prostu zniknąć wszystkim z oczu i udawać, że nie istnieje. Żałowała, że to nie było aż takie proste, jak kiedyś, gdy jeszcze podróżowała samotnie. Gdyby tak było, mogłaby bez wahania przenosić się z miejsca na miejsce, w nadziei na to, że uda jej się zostawić za sobą wszystko to, co złe. Co prawda Isabeau miała dość okazji, żeby przekonać się, iż ucieczka przed przeszłością nie ma sensu, ale nie chciała się nad tym zastanawiać. Wręcz przeciwnie – pragnęła przynajmniej spróbować, niczym jakiś tchórz porzucając wszystko to, co sprawiało, że czuła się tak okropnie. Podejrzewała, że to próba podobna do tej, którą podjęła w Mieście Nocy, odrzucając swoją ludzką cząstkę, ale mimo wszystko...

Różnica polegała na tym, że teraz nawet gdyby mogła, nie zrezygnowałaby z człowieczeństwa. Po wszystkim, co wydarzyło się w okresie, kiedy pozostawała... nieosiągalna, nie zdecydowałaby się na to nigdy więcej, niezależnie od sytuacji. Już i tak ledwo radziła sobie z konsekwencjami, więc narażanie się na kolejne zdecydowanie nie wchodziło w grę.

Właściwie samej sobie nie potrafiła wytłumaczyć tego, dlaczego nie potrafiła ot tak opuścić domu brata i ruszyć w swoją stronę. Być może zaczynała być już przewrażliwiona, ale przez większość czasu miała wrażenie, że każdy ją obserwuje, patrząc na ręce i tylko czekając na jakiekolwiek oznaki tego, że coś głupiego mogłoby chodzić wampirzycy po głowie. Nie chodziło o to, że bała się ponownego zamknięcia, bo do tego zdecydowanie nie zamierzała doprowadzić; najistotniejsze pozostawało to, że była w centrum uwagi – i że rodzeństwo zdecydowanie nie pozwoliłoby na to, by po raz kolejny uciekła.

Atmosfera w domu była przygnębiająca, co zresztą wcale kapłanki nie dziwiło. Zdążyła już przywyknąć do tego uczucia – paraliżującego smutku i poczucia straty, których sama w życiu doświadczyła wielokrotnie. Tak było po każdej kolejnej walce – czy to z wilkołakami, czy znów po okresie panowania Isobel – kiedy to liczyli ogrom zniszczeń, mierząc się z żałobą i utratą bardziej materialnych kwestii. W tym wypadku nie zmieniło się nic, chociaż tym razem Beau dodatkowo pozostawała świadomą tego, iż wszystko tak naprawdę było jej winą. Już nie płakała, zbyt dumna i przyzwyczajona do bólu, by pozwalać sobie na słabość przy każdej możliwej okazji, ale to nie zmniejszało odczuwanego przez wampirzycę poczucia winę – wręcz przeciwnie.

Tym bardziej nie rozumiała tego, jak to możliwe, że rodzeństwo okazywało jej jakiekolwiek ciepłe uczucia. Nie potrafiła zliczyć ile razy Layla tak po prostu do niej przychodziła, przytulała się i próbowała pocieszać, pomimo świadomości tego, iż najpewniej zostanie odprawiona z kwitkiem. Gabriel też nie spoglądał na nią jak na kogoś, kogo należało potępiać, chociaż nie był aż tak wylewny, jak jego bliźniaczka. Isabeau miała wrażenie, że rozumiał nawet więcej od siostry, a kilka razy przyłapała go na tym, jak powtarzał Lay, by dała jej spokój. Cóż, to właśnie było tym, czego Beau tak naprawdę potrzebowała – czasu swobody, żeby po swojemu przeżywać wszystkie te przykre rzeczy, które w ostatnim czasie miały miejsce. Nic więcej nie było konieczne, to zresztą nie zapewniało kapłance nawet częściowego ukojenia. Sądziła, że tak było nawet lepiej, bo zasłużyła na wszystko, co ją spotykało – i to łącznie z coraz silniejszym cierpieniem, które towarzyszyło kapłance niemalże na każdym kroku.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz