*32*

3.6K 238 43
                                    

Tobias przysypiał na szpitalnym krzesełku. No ile można czekać aż nastawią mu nos?! Najchętniej by go zostawił w pizdu i wrócił do swojego skarba, bo go mocno wyprzytulać. Ale nie mógł. Zachciało mu się być dobrym, eeh.
Przeciągnął się ziewając głośno.
- Proszę - usłyszał głos i ujrzał przed swoją twarzą kubeczek z kawą. Spojrzał w górę na matkę blondyna. Przyjął napój i kiwnął głową w podzięcę. Kobieta usiadła obok niego na niewygodnym krzesełku. - Widziałam twoje wiadomości z Ericem. - przyznała a on spojrzał na nią kontem oka. Ile wie? Musi ją zabić? - I widziałam te zdjęcia, o których pisałeś.
- Do czego pani zmierza? - powiedział w miarę spokojnie i grzecznie.
- Jesteś wściekły na mojego syna, prawda? - zapytała cicho bawiąc się swoimi palcami.
- Niech się mi pani nie dziwi. Jawnie go obmacywał. - mruknął cicho.
- Wiem. Jest nieokrzesany. Ale nie o to chodzi. Mimo tego, że jesteś na niego zły za podrywanie twojego chłopaka nam pomagasz. Ja chciałam po prostu podziękować - przyznała wzdychając.
- Nie będę pani okłamywał. Robię to dla Erica. Jestem chory, mam katar, boli mnie głowa i ledwo co wyszedłem z łóżka. Gdybym nie musiał nawet palcem bym nie ruszył. Proszę mu dziękować.
- Przez mojego syna pokłóciliście się - stwierdziła. - Rozmawiałam z nim trochę. Głównie o tobie.
- Co mówił? - zapytał zaciekawiony upijając łyk kawy. Nawet znośna.
- Że wie, że bardzo go kochasz, że ci ufa i czuje się przy tobie bezpiecznie, mimo waszych sprzeczek i kłótni.
- To dobrze, że wie że może na mnie polegać. - pokiwał głową zadowolony i ujrzał szarookiego z gipsem na nosie.  Podniósł się. Czas wracać do swojego skarba.

***
Eric siedział na kanapie trzymając w dłoni kubek z herbatą. Nie było ich już półtorej godziny! Co oni tam robili?! Albo mieli wypadek?! Nie! Nie możliwe!
Usłyszał otwieranie drzwi. Już po chwili w salonie stał jego chłopak, blondyn i rodzicielka wcześniej wspomnianego. Ta od razu zabrała go do jego tymczasowego pokoju. Pytał czy wszystko dobrze, nawet zaoferował, że zrobi im herbaty ale matka szarookiego mu podziękowała, co go zdziwiło i powiedziała, że idzie porozmawiać ze swoim synem.
Czarnowłosy, gdy tylko zostali sami, przytulił swojego chłopca a on się w niego ufnie wtulił. Już po chwili poczuł, że szarooki go podnosi i niesie do jego pokoju. Położył go na łóżku a ten od razu zrzucił koszulkę i spodnie w samych bokserkach wsuwając pod kołdrę.
- Rozbierz się i chodź tu do mnie - poprosił cicho. Szarooki niechętnie, bo nie poprawi to jego stanu zdrowia,  zrzucił z siebie wszystko oprócz bokserek i położył się obok ukochanego. - Nie wyglądasz najlepiej. Przepraszam. - powiedział głaszcząc go po policzku.
- Dlaczego przepraszasz, kochanie? - starszy był zdekoncentrowany.
- Bo gdybym spędził trochę czasu z tobą zauważyłbym - odparł. - Zaraziłem cię pewnie.
- No, co ty. Nie. - zaprzeczył ale poczuł palec na ustach.
- Pojedziemy jutro do ciebie i się tobą zajmę - obiecał składając czuły pocałunek na jego wargach.
- Teraz ty się zarazisz. - stwierdził odsuwając się, chodź z wielką niechęcią.
- Jestem nadal chory. Mam zwolnienie od lekarza do końca przyszłego tygodnia. Zdążę się wykurować i ty wyzdrowiejesz.
- Z tak cudowną opieką napewno. - wymruczał górujący łącząc ich usta w długim namiętnym pocałunku.

***
Następnego ranka, gdy obudził się, brunet już nie spał. Sunął dłonią po jego podbrzuszu czasem zachaczając o bokserki.
- Dzień dobry, kochanie - szepnął młodszy całując górującego na powitanie czule w usta.
- Cześć skarbie - wycharczał. Zielonooki podał mu ciepłe mleko z miodem, którego upił dwa łyki. - Kiedy się wyślizgnęłeś z łóżka i moich objęć by je zrobić? - zapytał i oparł się o chłodną ścianę.
- Mama przyniosła mi leki i przy okazji mleko dla nas dwojga. - powiedział wtulając się w jego klatkę piersiową.
- To dobrze, że wzięłeś leki. - mruknął odstawiając kubek i całując go w czoło.
- Nie wzięłem jeszcze białego syropu - stwierdził.
- Na co on?
- Na gardełko.
- Ubiorę się i pójdę po niego.
- Ale on jest na miejscu - mruknął i wsunął się pod kołdrę.  Dopiero gdy brunet wyjął jego penisa z bokserek zrozumiał o co chodzi. A to niegrzeczny chłopczyk z tego Erica. Uśmiechnął się drapieżnie. Nie musiał go prosić ani przymuszać. I dobrze.
Poczuł, że jego członek jest lizany. Suną po nim języczkiem aż w końcu zassał się na główce. Czarnowłosy sapnął cicho. Gdy poczuł, że jego kochanek bierze go głębiej, wsunął mu we włosy palce i pociągnął lekko za kosmyki. Przymknął oczy i odchylił głowę. Doskonale czuł jak język zielonookiego pracuje, jak wsuwa sobie go do gardła.
- Szybciej - wywarczał a jego drobny książę przyśpieszył ruchy głową. Przycisnął jego głowę do swojego kroku i spuścił mu się w usta. Młodszy połknął wszystko i zlizał też z penisa Tobiasa.
- Już lepiej z moim gardełkiem - stwierdził wysuwając się spod kołdry, wcześniej naciągając chłopakowi bokserki.
- Takie poranki chciałbym mieć codziennie. - wymruczał starszy.
- Znudziły by ci się lodziki gdyby tak było.
- Z twoją buźká nigdy - przytulił go do siebie.
- Więc pomyślę nad tym..- pocałował go  brutalnie a pocałunek od razu został oddany. Brunet został też zdominowany ale obecnie nie przeszkadzało mu to a nawet tego pragnął. By czuł, że jest kogoś, należy do tej jednej osoby.
Osoby, którą kocha


Skomentuj albo się pogniewamy.

Pogniewana autorka = zero rozdziałów.

Psst: a powiem, że będzie ciekawie ^^

Niebo pełne gwiazd (Yaoi18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz