Tobias przysypiał na szpitalnym krzesełku. No ile można czekać aż nastawią mu nos?! Najchętniej by go zostawił w pizdu i wrócił do swojego skarba, bo go mocno wyprzytulać. Ale nie mógł. Zachciało mu się być dobrym, eeh.
Przeciągnął się ziewając głośno.
- Proszę - usłyszał głos i ujrzał przed swoją twarzą kubeczek z kawą. Spojrzał w górę na matkę blondyna. Przyjął napój i kiwnął głową w podzięcę. Kobieta usiadła obok niego na niewygodnym krzesełku. - Widziałam twoje wiadomości z Ericem. - przyznała a on spojrzał na nią kontem oka. Ile wie? Musi ją zabić? - I widziałam te zdjęcia, o których pisałeś.
- Do czego pani zmierza? - powiedział w miarę spokojnie i grzecznie.
- Jesteś wściekły na mojego syna, prawda? - zapytała cicho bawiąc się swoimi palcami.
- Niech się mi pani nie dziwi. Jawnie go obmacywał. - mruknął cicho.
- Wiem. Jest nieokrzesany. Ale nie o to chodzi. Mimo tego, że jesteś na niego zły za podrywanie twojego chłopaka nam pomagasz. Ja chciałam po prostu podziękować - przyznała wzdychając.
- Nie będę pani okłamywał. Robię to dla Erica. Jestem chory, mam katar, boli mnie głowa i ledwo co wyszedłem z łóżka. Gdybym nie musiał nawet palcem bym nie ruszył. Proszę mu dziękować.
- Przez mojego syna pokłóciliście się - stwierdziła. - Rozmawiałam z nim trochę. Głównie o tobie.
- Co mówił? - zapytał zaciekawiony upijając łyk kawy. Nawet znośna.
- Że wie, że bardzo go kochasz, że ci ufa i czuje się przy tobie bezpiecznie, mimo waszych sprzeczek i kłótni.
- To dobrze, że wie że może na mnie polegać. - pokiwał głową zadowolony i ujrzał szarookiego z gipsem na nosie. Podniósł się. Czas wracać do swojego skarba.***
Eric siedział na kanapie trzymając w dłoni kubek z herbatą. Nie było ich już półtorej godziny! Co oni tam robili?! Albo mieli wypadek?! Nie! Nie możliwe!
Usłyszał otwieranie drzwi. Już po chwili w salonie stał jego chłopak, blondyn i rodzicielka wcześniej wspomnianego. Ta od razu zabrała go do jego tymczasowego pokoju. Pytał czy wszystko dobrze, nawet zaoferował, że zrobi im herbaty ale matka szarookiego mu podziękowała, co go zdziwiło i powiedziała, że idzie porozmawiać ze swoim synem.
Czarnowłosy, gdy tylko zostali sami, przytulił swojego chłopca a on się w niego ufnie wtulił. Już po chwili poczuł, że szarooki go podnosi i niesie do jego pokoju. Położył go na łóżku a ten od razu zrzucił koszulkę i spodnie w samych bokserkach wsuwając pod kołdrę.
- Rozbierz się i chodź tu do mnie - poprosił cicho. Szarooki niechętnie, bo nie poprawi to jego stanu zdrowia, zrzucił z siebie wszystko oprócz bokserek i położył się obok ukochanego. - Nie wyglądasz najlepiej. Przepraszam. - powiedział głaszcząc go po policzku.
- Dlaczego przepraszasz, kochanie? - starszy był zdekoncentrowany.
- Bo gdybym spędził trochę czasu z tobą zauważyłbym - odparł. - Zaraziłem cię pewnie.
- No, co ty. Nie. - zaprzeczył ale poczuł palec na ustach.
- Pojedziemy jutro do ciebie i się tobą zajmę - obiecał składając czuły pocałunek na jego wargach.
- Teraz ty się zarazisz. - stwierdził odsuwając się, chodź z wielką niechęcią.
- Jestem nadal chory. Mam zwolnienie od lekarza do końca przyszłego tygodnia. Zdążę się wykurować i ty wyzdrowiejesz.
- Z tak cudowną opieką napewno. - wymruczał górujący łącząc ich usta w długim namiętnym pocałunku.***
Następnego ranka, gdy obudził się, brunet już nie spał. Sunął dłonią po jego podbrzuszu czasem zachaczając o bokserki.
- Dzień dobry, kochanie - szepnął młodszy całując górującego na powitanie czule w usta.
- Cześć skarbie - wycharczał. Zielonooki podał mu ciepłe mleko z miodem, którego upił dwa łyki. - Kiedy się wyślizgnęłeś z łóżka i moich objęć by je zrobić? - zapytał i oparł się o chłodną ścianę.
- Mama przyniosła mi leki i przy okazji mleko dla nas dwojga. - powiedział wtulając się w jego klatkę piersiową.
- To dobrze, że wzięłeś leki. - mruknął odstawiając kubek i całując go w czoło.
- Nie wzięłem jeszcze białego syropu - stwierdził.
- Na co on?
- Na gardełko.
- Ubiorę się i pójdę po niego.
- Ale on jest na miejscu - mruknął i wsunął się pod kołdrę. Dopiero gdy brunet wyjął jego penisa z bokserek zrozumiał o co chodzi. A to niegrzeczny chłopczyk z tego Erica. Uśmiechnął się drapieżnie. Nie musiał go prosić ani przymuszać. I dobrze.
Poczuł, że jego członek jest lizany. Suną po nim języczkiem aż w końcu zassał się na główce. Czarnowłosy sapnął cicho. Gdy poczuł, że jego kochanek bierze go głębiej, wsunął mu we włosy palce i pociągnął lekko za kosmyki. Przymknął oczy i odchylił głowę. Doskonale czuł jak język zielonookiego pracuje, jak wsuwa sobie go do gardła.
- Szybciej - wywarczał a jego drobny książę przyśpieszył ruchy głową. Przycisnął jego głowę do swojego kroku i spuścił mu się w usta. Młodszy połknął wszystko i zlizał też z penisa Tobiasa.
- Już lepiej z moim gardełkiem - stwierdził wysuwając się spod kołdry, wcześniej naciągając chłopakowi bokserki.
- Takie poranki chciałbym mieć codziennie. - wymruczał starszy.
- Znudziły by ci się lodziki gdyby tak było.
- Z twoją buźká nigdy - przytulił go do siebie.
- Więc pomyślę nad tym..- pocałował go brutalnie a pocałunek od razu został oddany. Brunet został też zdominowany ale obecnie nie przeszkadzało mu to a nawet tego pragnął. By czuł, że jest kogoś, należy do tej jednej osoby.
Osoby, którą kochaSkomentuj albo się pogniewamy.
Pogniewana autorka = zero rozdziałów.
Psst: a powiem, że będzie ciekawie ^^
![](https://img.wattpad.com/cover/155738821-288-k30608.jpg)
CZYTASZ
Niebo pełne gwiazd (Yaoi18+)
AcciónEric po śmierci siostry, z którą był bardzo zżyty podpada szefowi groźnego gangu narkotykowego. Musi wybierać, zginie albo zacznie sprzedawać. Wiedząc, że nie może umrzeć, bo jest potrzebny jego matce, która załamała się po stracie córki zgadza się...