Eric siedział jak na szpilkach. Kręcił się cały czas i pytał co moment czy jeszcze długo. Tak bardzo się stresował. Jechali właśnie po jego maluszka, po jego syna, którego stracił... Czy oni mu coś zrobili? Zabiłby, gdyby dotknęli jego maleństwo, przeciez Arte jest taki malutki, bezbronny, co im do cholery zrobiło dziecko?! Chciał już wstać, wybiec z auta i odebrać im jego maleństwo! Gdy samochód wreście się zatrzymał pod jakimś blokiem to dosłownie wyskoczył. Zaczął się nerwowo rozglądać. Tobias do niego podszedł i złapał za ramię, widział, że mąż ledwo wytrzymuje tę chorę napięcie, więc chciał go jakoś wesprzeć.
- Teraz idziemy do jednego z facetów, który był w aucie z porywaczami. Może będzie lepiej jak zostaniesz w aucie, co? - zapytał łapiąc go delikatnie za drugie ramię i przysuwając do siebie. Był niepewny w tym co robi. Nie wiedział jak zareaguje jego mąż.
- Nie! - krzyknął i go odepchnął od siebie. - Nie będę siedzieć na dupie! To moje dziecko! Zabrali je, jak było pod moją opieką więc to ja je odzyskam i ich wszystkich kurwa pozabijam! - wrzeszczał na męża, a jego oczy były bliskie wypuszczenia mnóstwa łez. - To wszystko moja wina - zaczał szlochać chowając twarz w dłoniach. Tobias zrozumiał. Przysunął się do niego powoli i przytulił do siebie. Zaczął go delikatnie gładzić po plecach. Zrozumiał, że Eric przez ten cały czas obwiniał się o to co sie stało, kto wie, może nawet o to, że Tobias go zdradził... Ale tu nie chodziło o niego przecież. Brunet był idealnym mężem, idealnym rodzicem... Był naprawdę cudowny... Tu chodziło o ... No własnie, o co? Tobias... Dlaczego on go właściwie zdradził? No bo Eric był nie miły? Przecież jak byli parą nie raz uderzył go i w twarz i w kroczę! Wtedy nawet nie pomyślał o innym, czemu teraz? Nie możliwym było, że zielonooki mu się znudził... A może do ich życia wkradło się za dużo rutyny?
- Eric, kochanie - szepnął i podniósł jego podbródek patrząc mu w oczy. - To nie jest twoja wina... Nic nie jest twoją winą... To wszystko przeze mnie. Pozwoliłem, aby naszym życiem zawładnął leń, rutyna i brak namiętności... Starałes się to ratować, ale ja nie zauważałem tego, wiem, spieprzyłem to po całości, ale... chce to naprawić... I jak dasz mi szansę to naprawię. Pójdziemy i rozwalę łby tym co dotknęli nasze dziecko.. Tylko daj mi szansę. - szepnął wyjmując chusteczki z kieszeni. Zawsze nosił przy sobie. Przyzwyczaił sie, że mogą się przydać. Eric starał się uspokoić wycierając oczka.
- Nie - szepnął w końcu, a szarookiemu zabiło szybciej serce, jednocześnie go kuło w nim, bo jego maluszek mu odmówił... - Nie... - powtórzył i spojrzał mu w oczy. - Ja ich zastrzelę. Zabiję ich wszystkich - oznajmił i stanął na palcach całując go. Czarnowłosy objął go w pasie i odwzajemnił pocałunek wkładając w niego mnóstwo swoich emocji. Tęsknoty, żalu... Pomylił się co do bruneta... Eric nie był idealny. On był jego aniołem. Już nigdy nie przytnie mu skrzydeł.
- Ej, dobra, gołąbki - tę piękną i romantyczną scenę przerwały słowa Oliviera, który patrzył na to beznamiętnie. - Musimy się wtłoczyć na siódmę piętro. Sprawy mają się tak. W mieszkaniu jest mężczyzna, nie wiadomo mi nic o nikim innym, ale macie być czujni. Rozumie nasz język, w końcu jest tej samej narodowości, tutaj się po prostu ukrywa, jak go przesłuchamy, zabijemy. Nie może dotrzeć do porywaczy przed nami i nie może ich uprzedzić, że jedziemy, wszystko jasne? - zapytał, a gdy pokiwali głowami dał im broń o ręki. Eric schował broń za pasek i złapał męza za dłoń. Ścisnął ją w geście otuchy i pociągnął za okularnikiem, który ruszył w stronę bloku. Otworzył drzwi jakimś kodem i ruszyli do windy. Nikt chyba nie myślał, że będą na siódmę piętro wchodzić po schodach, chociaż nie ukrywajmy, gdyby ukesie poszli przodem to by chętnie popatrzyli. Wyszli rozglądając się uważnie. Nikt nie powinnien wiedzieć o ich nocnych odwiedzinach, przynajmniej mieli taką nadzieję, ze nikt się nie dowiedział... Olivier uklęknął przed zamkiem i zaczął go otwierać najprostszym znanym sposobem. Wsuwką. Gdy zamek wydał z siebie dźwięk, który oznaczał, że został otwarty, weszli po cichu i po kolei. W domu było słychać jedynie chrapanie, dochodzące z jednego z pokoi. Liam zabrał dwóch swoich ludzi by zobaczyć czy jest ktoś inny w mieszkaniu, a Tobi, Eric i okularniczek udali się do sypialni. Na łóżku siedziała kobieta. Wyglądała jakby dopiero co się przebudziła. Na ich widok wrzasnęła, ale Liam szybko zakrył jej usta dłonią i przyłożył pistolet do skroni każąc być cicho. Jej mąż się obudził, ale nie zdążył się nawet podnieść, ponieważ brązowowłosy stał przy meblu, a przy łbie mężczyzny był pistolet.
- Gdzie mój syn, suko?! - warknął ostro, a jego zielone oczy zabłyszczały szaleństwem
Mam nadzięje, że teraz zadowoliłam pewną osobę take_yourself_away, dziękuje ci za tak długi i motywujący komentarz, nie będe miała nic przeciwko, jak zostawisz kolejny taki sługi, wydaje mi się, że jest tutaj dobrze wszystko rozpisane, ale czekam na opinię!
Komentujcie miśki, to napędza do działania!
CZYTASZ
Niebo pełne gwiazd (Yaoi18+)
ActionEric po śmierci siostry, z którą był bardzo zżyty podpada szefowi groźnego gangu narkotykowego. Musi wybierać, zginie albo zacznie sprzedawać. Wiedząc, że nie może umrzeć, bo jest potrzebny jego matce, która załamała się po stracie córki zgadza się...