Owoc Zakazanej Miłości *59*

662 74 12
                                    


Eric patrzył na mężczyznę, a w jego oczętach była czysta chęć mordu. To go napędzało, on porwał jego synka! Nie miał prawa żyć! Powinien wycierpieć tyle samo ile on, powinniem odstrzelić mu jaja i na jego oczach wymordować jego rodzinę.

- Olivier, mamy problem - usłyszał głos Liama i spojrzał na niego, gdy wchodził. Stracił mężczyznę z oczu, ale ten nie mógłby go zaatakować, bo Tobias wiernie stał obok męża i całą swoją uwagę poświęcał temu gnojowi pilnując, by ten się nie podniósł. Najwyraźniej był tak przestraszony, że nie był w stanie nawet wydusić z siebie słowa. Doprawdy, było to śmieszne, taki z niego gankster a jest przerażony, gdy zobaczy broń? Śmieszne. - W pokoju jest trójka dzieci. Obudziły się krzykiem matki. - szepnał czerwonowłosy do męża, a zielonooki uniósł brew.

- Pilnujcie ich, zaraz wrócę - oznajmił Eric i zabrał broń z czoła porywacza, ten, mimo tego, że najbliższa lufa była kilkanaście centymetrów od niego nadal nie mógł wydusić słowa, ani ruszyć się o milimetr.

- Nie! - wrzasnęła kobieta wyrywając się Olivierowi, nie bacząc na to, że zaraz może zostać zastrzelona. - Błagam, nie zabijaj dzieci! - padła na kolana łapiąc Erica za nogi. - Błagam... One nic nie zrobiły, proszę nie zabijaj ich, zabij mnie! - krzyknęła, a on popatrzył na nią z góry zimnym spojrzeniem, w jego oczach nie zobaczy się w tej chwili współczucia, ani nawet strachu.

- Nie jestem mordercą niewinnych dzieci - oznajmił i wyrwał nogi z jej uścisku ruszając do pokoju dzieci, wszedł tam, wygonił Arlika, który ich pilnował, te pociechy miały może z dziesięć lat, siedziały biedne skulone na jednym z łóżek, przytulone do siebie. Eric przysiadł naprzeciwko ich i przeskanował powoli ich twarzę. Podszedł do nich. - Nie bójcie się... Nic wam nie zrobię... Prosze - wyjął z kieszeni po batoniku i im podał. - Chcę jedynie byście mi powiedzieli kilka rzeczy - oznajmił i zaczął zadawać pytania.

****

Tobias cierpliwie czekał na męża, cały czas trzymając lufę blisko twarzy tego jebanego skurwysyna, najchętniej by go zamordował od razu, kiedy tu tylko przyszli, ale nie mogli. Spojrzał na Liama. Jego brwi były zmarszczone, palił przy oknie, bo OLivier pilnował żony, zresztą jak pozostała dwójka jego ludzi. Zapewne zastanawiał się, dlaczego pozwolił, bez ani jednego słowa, Ericowi stać się szefem tej misji. No cóż, czarnowłosy wcale się nie dziwił, jego ukochany był charyzmatyczny i jak chciał czegoś to zawsze to dostawał, prędzej czy później.

- Postawcie go - usłyszeli wredny warkot zielonookiego, nie wiedzieli co się działo w pokoju dzieci, ale co rozjuszyło tak chłopaka? Czy dzieci mu coś powiedziały? Dwaj męzczyźni trzymali porywacza kilka centymetrów nad ziemią, byli wyżsi i silniejsi, także nie miał szans się wyrwać, ale ten tchórz nawet nie próbował. Naprawdę. Był tak przerażony, ze co chwila mówił tylko "N-nie, to nie ja", ale nikgo nie obchodziło to co pierdolił pod nosem. Jebany tchórz! Brunet podszedł i kiedy nikt się nie spodziewał uderzył go z kolanka prosto w kroczę z całej swojej siły. Wszyscy mężczyźni w pomieszczeniu złapali się za kroczę, zanim mężczyzna zdążył zakwilić. Coś tak wkurwiło zwykle spokojnego chłopaka, że jego warga drżała. Nikt by nie chciał od niego odstać w tak czułe miejsce. Zielonooki zacisnął pięści i uderzył porywacza z prawego sierpowego. - Ty śmieciu! - wrzasnął na niego, a ten nie miał odwagi patrzeć na niego. Gapił się na swoją zakrwawioną koszulkę, bo z nosa, który Eric niewątpliwe połamał leciała krew. - Jak śmiałeś uderzyć własne dzieci i żonę?! - zapytał go, a Liam i reszta spojrzeli zszokowani na wściekłego chłopaka. Wyciagnął to z pociech i to go tak rozwścieczyło? - Odpowiadaj, kurwo! - wrzasnął i znowu uderzył go w twarz. Złapał go za podbródek i wysyczał mu prosto w twarz. - Gdzie jest moje dziecko?! - jego głos, taki ostry, syczący... Jakby należał do wściekłego diabła. W jego oczach szaleństwo i chęć mordu przewyższało wszystko co czuł, teraz te dwa uczucia wypełniały go całego. Ledwoprzytomny facet zacisnął usta, ale potem wyszeptał jakiś adres. Olivier zapisał go szybko i wstukał w komórkę.

- To zaraz przy granicy, trzy godziny drogi, przy dobrych wiatrach. - oznajmił i schował telefon. Wszyscy byli spięci i wściekli, gdy usłyszeli co to ścierwo robiło swojej rodzinie, na którą nie zasługiwał.

- Jakieś ostatnie życzenie? - zapytał z kpiącym uśmieszkiem brunet, a mężczyzna spojrzał na niego. Dostał za to znowu w krocze. - Nie pozwoliłem ci na siebie patrzeć, kurwo! - warknął. - Ostatnie życzenie?!

- Zabij mnie - wycharczał, a zielonooki odsunął się kilka kroków.

- Nie zasługujesz na śmierć. Byłoby to dla ciebie jak nagroda. - oznajmił i wycelował pistolet. - A ty masz cierpieć, śmieciu. - warknął i po wycelowaniu wypuścił pocisk, idealnie trafił w kroczę. Ogłuszający wrzask wypełnił pomieszczenie i trwał jeszcze bardzo długo, kiedy męzczyźni się zbierali. Został jedynie Olivier i sprawca wrzasku. Eric szepnął coś do ucha przyjaciela, a ten podał mu jakąś grubą kopertę. - Odejdź od tego nic nie wartego śmiecia. - podał jej kopertę i wyszli, kulturalnie zamykając za sobą drzwi. Musieli się pośpieszyć, w końcu niedługo będzie tutaj policja. Zielonooki uśmiechnął się sam do siebie. Ten uśmiech był nieco szalony i nie na miejscu, ale każdy z ich grupy się uśmiechał... bo sprawiedliwość została wymierzona.


Cos czuję, że w tym tępie szybko to zakończymy i nie będziecie mieli co czytać skarby... Ale pisajcie mi jakieś fajn e motywujące komentarze! Dalej, dalej! czekam!

Niebo pełne gwiazd (Yaoi18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz