Owoc Zakazanej Miłości *30*

940 85 10
                                    

Tobias nie miał pojęcia w co się wpakował. Wiedział, że jego teściowa jest wściekła, ale nie wiedział na co. Modlił się, aby mężczyźni skończyli badania i wrócili do domu, ale oni uwielbiali siedzieć tam po nocach.  Zaparkował, a kobieta  wyskoczyła z auta. Wparowała jak burza do budynku. Zbiegła do piwnicy i z hukiem otworzyła metalowe drzwi. Stało tam dziewięciu mężczyzn, w tym Brad, jej chłopak. Była tak wściekła, że wszyscy dostali po podwójnym policzku i po kolanku w krocza. Tobias aż złapał się za swoje, mimo że w nie nie dostał. Rodzicielka odeszła kilka kroków, a było tak idealnie cicho, że stukanie jej szpilek  słychać było echem.

- Mordercy - skomentowała w końcu patrząc im w oczy. - Półgłówki! Idioci! Głupki! - krzyczała na nich. - Kto wam dał licencje albo doktorat?! Kto był tak głupi?! - rzuciła im pod nogi teczkę z dokumentami.

- Kim Pani jest, dlaczego nas obraża i skąd ma Pani dokumenty dotyczące naszych badań? - zapytał jeden ze starszych naukowców. Brązowowłosy go kojarzył. Przychodził czasem ma mecze z resztą grupy.

- A kim ty jesteś aby mordować?! - zapytała go donośnie. Brad wystąpił z szeregu, chodź troszkę niepewnie. Nie chciał znowu oberwać w krocze.

- Skarbie, o czym ty mówisz? Nikogo nie mordujemy - powiedział niepewnie i złapał ją za ramiona.

- Przeprowadzacie eksperymenty na ludziach, a nie wiecie co do czego służy! Zabijacie te dzieci! - krzyknęła na niego. Na twarzach tam zebranych pojawił się szok. - Żaden z was nie rozmawia ze swoją żoną czy kochanką? A powinniście. Może nie zabilibyście tylu istnień. Eric ma szczęście, że przyjechałam w odpowiednim czasie. I dlaczego nie ma tu żadnej kobiety?! Jak możecie prowadzić badania nie znając faktów?! - warczała na nich wszystkich, a kilkoro z nich aż się kuliło. Była wściekłą matką, nie wiadomo czy mówiła prawdę, jeżeli tak... Cóż.

- O czym ty mówisz? Nie zabijamy ich specjalnie - powiedział chłopak kobiety, a ona spojrzała na niego wściekła.

- Mój syn od tygodnia krwawi - oznajmiła co wywołało poruszenie.  Tobias z niedowierzaniem się w nią wpatrywał, potem przeniósł wzrok na swojego męża i zakrył usta. Czyli to koniec? Stracą maleństwo? Nie chciał! Pokochał to dziecko!  - Ale nie straci dziecka - oznajmiła poważnie, a naukowcy zaczęli się zastanawiać. Krwawienie zwykle trwało trzy dni. Potem dochodziło do poronienia. Od razu po krwawieniu, albo miesiąc czy dwa  po zakończeniu. - A wiecie dlaczego? - zapytała ich. Podeszła do blatu i złapała za strzykawkę, była oznaczona minusem. Rzuciła im ją pod nogi, a ona się roztrzaskała.  - Podawaliście im to. - wskazała płyn na płytkach. - Używa się go w klinikach aborcyjnych

***

Tobias siedział z ukochanym na kolanach całując go po twarzyczce. Ten wzdychał cicho. Potrząsnął głową i wtulił się w kochanka. Miał racje, że czuł się nieswojo w obecności tych gnojków.  Podświadomie czuł, że coś jest nie tak. Oni naqet nie wiedzieli co wstrzykiwali tym biednym chłopakom! Jak dobrze, że nie powiedział im o krwawieniu...

- Tak się bałem... Jak twoja matka powiedziała, że od tygodnia krwawisz... Myślałem, że się popłacze. Przywiązałem się do naszego dzidziusia. Mam dla niego niespodziankę, nie chxe go stracić - powiedział starszy przytulając go mocno.

- Zaraz je zgnieciesz - chichotał chłopaczek.  Pocałował męża, a ten czule oddał pieszczote. - Mam ochote na gofry z bitą śmietanką i cole - powiedział i podniósł się. Spojrzał na matkę, która przeglądała zawartość fiolek. Faceci siedzieli na drugiej kanapie cicho dyskutując.  Było im wstyd. Ta matka jedynie raz była w ciąży, a wiedziała więcej. Starszy rozwarzał nawet aby włączyć ją do projektu. Aby pokazywać wyniki i weryfikować. Miała racje z tym, że powinna tu być kobieta. W końcu zagłębiali się w tematy, które one znały aż za dobrze.  Obalały mity i legendy od pokoleń. Głupcy.
Rodzicielka kazała sobie nie przeszkadzać, ale Eric jak zwykle był ulgowo traktowany.

-Mamuś, wychodze z Tobim na gofry i cole. Myślisz, że mogę sobie  jej troszkę wypić? - zapytał ją, a ona zastanowiła się.

- Tak, w porządku. Jedz co dusza zapraknie,tylko z umiarem - powiedziała głaszcząc go po policzku.

- A... Poradzisz siebie tutaj? Nie zjedzą cię? - zapytał niepewnie.

- Nie martw się. Poradzę - zaśmiała się. - pilnuj go Tobias - powiedziala wracając do przeglądania zawartości fiolek.  Mężczyzna złapał ciężarnego za rękę i wyciągnał na zewnątrz. Otulił go płaszczem. W końcu był luty i musiał się opatulić płaszczem. Właściwie to końcówka. I końcówka trzeciego miesiąca ciąży.

Niebo pełne gwiazd (Yaoi18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz