Tobias siedział na kanapie a w jego dłoni była puszka piwa, które co jakiś czas popijał. Właściwie, czekał na swoich kolegów. Mieli obejrzeć razem mecz, mistrzostwa świata dokładniej. Rokowanie nie zapowiadały się najlepiej, wiadomo, muszą wiedzieć, co się działo na boisku, a tylko u tej pary mogą sobie w spokoju pokrzyczeć na telewizor, bo u jednego są wredni sąsiedzi, u drugiego malutkie dziecko, u trzeciego kobieta nie życzy sobie gości. Cóż, zostawał czarnowłosy. Chociaż nie czuł się wykorzystywany, był u siebie, nie miał się czego wstydzić, miał wspaniałego męża, który czasem przyniósł im piwo, jak byli po pracy to przed meczem nakarmił ich, przynosił przekąski. Nie to, że Eric był wykorzystywany. Robił to z własnej nie przymuszonej woli. Czem gdy Tobi o coś poprosi odpowiada, żeby sam sobie przyniósł, bo on nie ma ochoty wstawać. I co wtedy zrobić? Równouprawnienie moi drodzy.
- Jestem - za dominatem pojawił się jego uległy i przytulił go obejmując jego szyje ramionami. - Za ile będą? - zapytał biorąc puszkę i odstawiając ją na stoliczek.
- Za jakieś pół godzinki. - mruknął podnosząc głowe, i patrząc na niego.
- Myślisz, że zdążymy? - zamruczał obchodząc dookoła kanape i siadając mu okrakiem na kolanach.
- Co zdążymy? - zapytał nie rozumiejąc gdy jego kruszyna zsunęła rękę na jego krocze. - Kochanie? - zamruczał czując ciepło w podbrzuszu gdy rozpiął jego spodkie i tarł materiał bokserek. - Jesteś strasznie napalony od jakiegoś czasu - uniósł brew a młodszy przygryzł wargę.
- To źle? - zapytał wsuwając dłoń w jego bokserki. Złapał go i uśmiechnął się, czując, że twardnieje z każdą seksundą w jego ręce. - Twój przyjaciel zaprzecza. - oblizał usta a dominat popatrzył na niego poirytowany.
- Robisz to by dostać tą miksturę - warknął zakłając ręcę na piersi, zrobił obrażoną miną, a Eric zachichotał.
- Ja bym korzystał z okazji - zamruczał mu do ucha i zszedł, uklęknął przed nim i zsunął mu spodnie i już miał zabrać się za wyjmowanie jego penisa z bokserek, gdy zadzwonił dzwonek.
- Lepiej jak dobra gospodyni idź otwórz - wstał i podciągnął portki, wyminął ukochanego i udał się do łazienki, a zrezygnowany uległy ruszył by wpuścić gości. Będzie go musiał przeprosić. Dla starszego to co wyprawiał było głupstwem. Nie powinnien go przekonywał seksem do cholery! W końcu rozmawiają o dziecku a nie o piesku! By mieć bobasa ... trzeba naprawdę wiele. Trzeba to przemyśleć, a nie tak hop siup i już. To nie zabawka. Trzeba być na to przygotowanym, na nieprzespane noce, na migreny spowodowane płaczem, na śmierdzące pieluchy, na wszystko. W końcu to obowiązek... Chociaż, nie powinnien się tym martwić, Eric poroni, jak każdy. Nie wierzył. Nie potrafił uwieżyć, że donosi ciąże, że to się urodzi, że przeżyje chociażby miesiąc. Prawda jest taka, że bał się. Co zrobi jeżeli jednak ono się urodzi? Przeżyje? Jeżeli będzie rosło, płakało, ząbkowało? Co jeżęli zostanie ojcem? Nie chciał nim zostać, nie teraz kiedy jego małżeństwo rozkwita. Bachor by wszystko popsuł. Już to widział oczyma wyobraźni. "Pomóż mi z nim!" "Nie będziecie drzeć mordy! Dziecko śpi, wyproś ich, nie ma meczu!" "Na żadne piwo! Mamy dziecko w domu, lepiej idź po pampersy!" "Nie dzisiaj, nie będziemy uprawiać seksu, jestem zmęczony, a bobas obudzi się niedługo". To go czekało. Dlaczego nie mogli adoptować jakiegoś czterolatka, któy już pewne rzeczy ogarnia? Wtedy mógłby spróbować być ojcem. Zabierał by go na mecze, oglądał je z nim w domu, grał w piłkę na podwórku... Wszyscy byli by zadowoleni. A tak? Co by mu pozostało? Siedzenie na dupie i patrzenie jak mała chodząca szarańcza zabiera mu miłość Erica? Po za tym, jak on miał tatusiować, jak swoje dzieciństwo spędził z opiekunkami? Jego rodziciel nigdy nie poszedł z nim na mecz, nie bawił się z nim, częśto miał wrażenie, że go nie kocha. Nie chciał takiej przyszłości, chciał ... Szczęścia. A on i Eric byli szczęśliwi, bez dziecka. To mu odpowiadało. Po co im bachor? Mają siebie.
Wyszedł z łazienki po zimnym prysznicu, ruszył do kuchni, wziął sześciopaka i pognał do salonu.
- Siema - przywitał się z chłopakami i usiadł na kanapie kładąc piwo na stole. Rozłożył się wygodnie wsłuchując w sprzeczkę dwóch znajomych i skakał po kanałach, była aktualnie reklama więć skupił się na znajomych.
- Trzymaj - jeden z nich podał mu dwie fiolki z srebnym, błyszczącym płynem. Miał ochote je roztrzaskać, ale skinął mu głową i położył na półeczce. Eric, który pojawił się w salonie popatrzył na nie a potem na Tobiasa, ale ostatecznie nic nie powiedział tylko wpakował mu się na kolana chowając twarz w jego szyji.
- To nie jest dobre miejsce na sen. - szepnął do niego patrząc w śpiące oczy kochanka.
- Mogę tu? Proszę ... - poprosił cicho patrząć na jego twarz. - Nie chcę sam - skulił się na jego kolanach. - Nie będzie mi przeszkadzać hałas, po prostu mnie przytul i pozwól zostać ...
- Dobrze - wziął koc z oparcia o go dokładnie okrył po czym otulił ramionami, już po chwili słyszał miarowy oddech męża a także go czuł na swojej szyji.
- Moja Anna nigdy nie przyszła do mnie by się mi wpakować na kolana i spytać czy może na nich spać, bo nie chce sama - westchnął jeden pulchny znajomy. - Jesteście piękną parą. Masz ogromne szczęście, że udało ci się znaleźć taki skarb i go w sobie rozkochać.
Cóż, poniekąd zmusił go by był przy jego osobie, kochał się z nim i szanował. Jednak to było dawno, w końcu obiecał sobie, że już nigdy więcej nie zrobi nic podobnego. Nigdy.
CZYTASZ
Niebo pełne gwiazd (Yaoi18+)
AcciónEric po śmierci siostry, z którą był bardzo zżyty podpada szefowi groźnego gangu narkotykowego. Musi wybierać, zginie albo zacznie sprzedawać. Wiedząc, że nie może umrzeć, bo jest potrzebny jego matce, która załamała się po stracie córki zgadza się...