Owoc zakazanej miłości *42*

1K 77 44
                                    

Pół  roku później...

Chłopak spojrzał na budynek, który był przed nim. Nie wyglądał jak szpital. Raczej jak wielgaśny dom. Dostrzegł w jednej z okien czerwonowłosą postać, która wpatrywała się w niego. Powinien leżeć. I dlaczego on miał w ręku papierosa? Oni sobie porozmawiają  na ten temat.
Ruszył powoli w stronę pokoju męża. Wszedł bez pukania, w końcu był pewien, że ukochany nie będzie miał gości.

- Dzień dobry - przywitał go znajomy ciepły głosik. Olivier najpierw otworzył okno na ościerz, by nie oddychać dymem.

- Dzień dobry  - mówi i podchodzi do mężczyzny.  Ten  poklepał miejsce obok siebie, ale nie było szans, aby się tam zmiescili oboje. W końcu to łóżko  jest jednoosobowe.  Siada na łóżku obok. Liam miał sam salę,  a ono stało tylko dlatego, że Oliv ucinał sobie drzemkę, gdy ten jechał na kontrolne badania. - Jak Ci się spało? - zapytał wypakowując rzeczy z torby. Był to obiad, trochę warzyw i nowe książki.

- Bez Ciebie śpi się nijak - mówi z kwaśną miną. - Gdzie moje buzi na dzień dobry? - upominał się o swoje, a okularnik wzruszył ramionami.

- Paliłeś - odpowiedział  krótko. - Co mówią lekarze? - zapytał podając mu jeszcze ciepły obiad w pojemniku.  Starszy na samą myśl zamruczał cicho i od razu zaczął pochłaniać pyszne danie. W szpitalu karmili jakąś papką.

- Mówią,  że okej i że teraz została obserwacja - mamrotał z pełną buzią.  Okularnik tylko pokręcił na to główką i podszedł do niego , wytarł mu kącik ust ściereczką z sosu i czule pocałował. Chwilkę muskali swoje wargi, spragnieni swoich ciał, a potem, po prostu  Cyber się odsunął. - A jak tam moje dzieciątko? - zapytał go patrząc na ogromny brzusio z satysfakcją. Komputerowiec od sześciu miesięcy był w ciąży.  Jego brzuszek był ogromny, a on sam był pod stałą opieką lekarzy. Czuł się świetnie, nie miał problemów z robieniem  różnych rzeczy, normalnie gotował, sprzątał i prał. Jedyne co się zmieniło to to jak patrzył na świat i  jego zachowanie. Ale tylko odrobinkę. Stał się spokojniejszy.
Liam odłożył pusty pojemnik i wyciągnął rękę do męża

- Miało się coś zmienić od wczoraj? - zapytał go wstając i podchodząc do niego. Usiadł na łóżku od strony ściany, by przypadkiem nie spaść i położył się bliziutko męża, który  otulił go ramieniem i pocałował w czoło.

- Tak się cieszę,  że wszystko w porządku kochanie.... - powiedział zaczynając głaskać przez materiał bluzy  swoje dziecko. Musnął jego usta, a ten uśmiechnął się delikatnie i tulił się w niego. - Bałem się,  że będziesz chciał je usunąć. Wtedy byliśmy pokłóceni - mruczał cichutko, a ten zamknął oczy.

- Przecież zgwałciłeś mnie, bo pokłóciliśmy się o dziecko,  wężu - odpowiedział  i położył dłoń na  jego klatce. - Chciałem mieć maluszka przecież.  Wiesz, pokochałem je już w tamtej chwili, gdy dowiedziałem się o nim.

- Dlaczego wężu? - mruczał cicho. Okularnikowi zaświeciły się oczy i podniósł się.  Nie był już taki szybki jak kiedyś,  więc mąż od razu wiedział co chce zrobić.  Ten usiadł mu na krocze i przekrzywił głowę.

- Może dlatego, że  poileś mnie miksturką od Tobiasa. - powiedział i zszedł z niego.  Miał ochotę na spory kawałek mięska. Usiadł na " swoim łóżku" i odpakował sobie obiad. Ziemniaczki i kotlecik schabowy... powoli zaczął jeść ku uciesze swojego żołądka. Zjadł już kartofelki i zabierał się za mięso kiedy ktoś zapukał i wszedł.
Czarnowłosy mężczyzna był tylko cieniem samego siebie. Wiecznie podkrążone oczy, blada cera, niezbyt przyjazna mina... Chodź są wyjątki. Kiedy patrzy na maleństwo, które urodził Eric nie może się nie uśmiechnąć. Przeglądał stare albumy rodzinne swojego męża i  dostrzegł, że maluch i ukochany to dwie krople wody.
Samemu było mu naprawdę ciężko.  Wstawanie w nocy, pamiętanie o przewijaniu... pamiętanie aby woda do mycia maluszka nie była za gorącą... Brunet by o tym wszystkim pamiętał.  Od zawsze kochał dzieci. Miał szczęście,  że pomagała mu matka chłopaka i Olivier. Był trochę nieudolny w przebieraniu i usypianiu maluszka, ale dopiero się uczył. Chyba każdy dostrzegł podobieństwo malucha i męża Tobiego.

- Cześć zakochana paro - mruknął stawiając wózek między łóżkiem Liama a Oliviera.  - Jak się czujesz stary? - zapytał go i odkrył swoje dziecię by to nie zgrzało się.  Cyber zdusił pisk, bo malec akurat spał i spojrzał na niego.  Rozpływał się za każdym razem kiedy go widział.

- Twoje dziecko kradnie mi męża  - mruknął cicho obrażony, ale uśmiechnął się.  - W porządku.  Dzięki, że pytasz.

- A kiedy Cię wypuszczają? Pół roku leżenia to dla Ciebie za dużo  - stwierdził siadając na krzesełko i z przyzwyczajenia zaczął  jeździć wózkiem  w tę i spowrotem.

- W końcu co z tą zakonnicą? - zapytał Olivier. - Poszperałem trochę iiii wierzcie, z zakonu  W którym przebywa nie można wychodzić!  Może z tamtąd zwiała, ale nie wydaje mi się.  Coś mi nie pasuje...

- Miałeś się nie przemęczać - mruknął cicho Liam i złapał ukochanego  za dłoń ciągnąc niezbyt nachalnie do siebie. Ten usiadł mu na kolankach i  pocałował w polik.

- To było może  piętnaście minut. Nie przesadzaj - mówi uśmiechnięty.  Nikt nie wspominał o Ericu. Dlaczego? Lepiej udawać,  że go nigdy nie było w ich życiu,  aby nie popaść w depresję.


W bardzo szybki sposób minęło pół roku. Jak widać z Liamem w porządku. A między  nim a Olivierem jest rewelacyjnie. Oboje czekają na dzidzie, która wkrótce przyjdzie na świat.

Zastanawiające jest  to z ciotką Erica. Ciekawe. Warto by było  się  temu przyjrzeć.

Dlaczego nikt nie mówi o Ericu? Jeżeli są w żałobie to dlaczego się uśmiechają? No cóż,  niby Olivier i jego mąż nie są  rodziną z Tobiasem, ale przyjaźń zobowiązuje...

30 komentarzy i kolejny rozdział wyleci!

Niebo pełne gwiazd (Yaoi18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz