Po obiedzie siedzieliśmy z dziewczynkami na dole, Lauren stwierdziła, że nie chce przeszkadzać, więc udała się na spacer. Co córki sobie o mnie pomyślą. Druga żona, drugi rozwód. Ale no cóż, najwidoczniej szczęście nie jest mi chyba pisane. Dziewczynki siedziały na kanapie, a ja usiadłem naprzeciwko nich na fotelu. Spojrzałem na nie i cicho westchnąłem.
-Marnie, pamiętasz jak zapytałaś mnie w Alton Towers, kiedy przyjedzie Meaghan? - młodsza córka pokiwała głową - Meaghan nie przyjedzie - bawiłem się palcami u dłoni - już nigdy. Ja i Meaghan rozwodzimy się - dziewczynki od razu podeszły do mnie i usiadły mi na kolanach, przytulając się do mnie - Kocham was dziewczynki.
-Tato, nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze - tuliły mnie mocno, a te słowa przypomniały mi identyczne słowa Lauren, uśmiechnęłam się.
-Najważniejsze, że mam was. Nie wyobrażam sobie życia bez moich kochaniutkich córeczek.
-My też cię kochamy tato - szepnęła mi do ucha młodsza -Szkoda, że już dziś się żegnamy - powiedziała już głośniej.
-A jesteście spakowane już ? - usłyszałem potwierdzenie - w takim razie wyjedziemy pod wieczór a teraz możemy skoczyć na gofry z Lauren, co wy na to ?
-Ty i pani Lauren jesteście parą ? To twoja nowa dziewczyna ? - tego się obawiałem.
-Nie nie - zaśmiałem się nerwowo - to moja przyjaciółka, gramy razem w tym serialu o diable, pamiętacie ? - pokiwały głową - lećcie na górę, ja dzwonie po Lauren i lecimy, okej ? - dziewczynki od razu pobiegły na górę.
Poszedłem do kuchni po telefon i zadzwoniłem. Po kilku sygnałach dziewczyna odebrała.
-Daleko jesteś od domu ? - spytałem, wychodząc na ganek przed domem.
-Jestem na rynku, powiedziałeś już Marnie i Flo ? - usłyszałem jakiś męski głos w słuchawce - Em... 14:24, nie ma za co. Co mówiłeś ?
-Kto to był ? - zmrużyłem oczy.
-Jakiś facet pytał się o godzinę.
-Dobra, w takim razie poczekasz na rynku? Ja zaraz przyjadę z Flo i Marnie, obiecałem im gofry na pożegnanie.
-W takim razie czekam - uśmiechnąłem się pod nosem i się rozłączyłem.
-Dziewczynki, jedziemy!
Chwilę później już siedzieliśmy w aucie i dojeżdżaliśmy do rynku. Z daleka widziałem dziewczynę siedzącą na ławce, podbijał do niej jakiś facet, znów. Zaparkowałem i szybko wysiedliśmy. Zawiesiłem wzrok na dziewczynie, która spławiała faceta, ten jednak nie chciał odpuścić.
-Kochanie jesteśmy! - poczułem na sobie wzrok dziewczynek, Lauren, która lekko się uśmiechnęła, oraz tego faceta. Stanąłem obok blondynki. Położyłem jej dłoń na biodrze i przysunąłem do siebie. - Kto to, jakiś twój kolega ?
-Ja już będę leciał w takim razie, miłego dnia - odszedł szybciej niż przyszedł.
Gdy już zniknął za rogiem budynku, odsunąłem się od dziewczyny.
-Widzicie - zwróciłem się do córek - tak właśnie wykorzystuje się aktorstwo na codzień - wszyscy się zaśmialiśmy - zapraszam do kawiarni - wskazałem ręką przepuszczając każdą moją kobietę przede mną.
Usiedliśmy, zamówiliśmy gofry i chwilę później już je zajadaliśmy. Wszyscy wzięliśmy sobie z dodatkiem bitej śmietany i owoców. Naprzeciwko nas na ścianie wisiało lustro. Gdy w nie spojrzałem, widziałem nas wszystkich siedzących przy stoliku. Wyglądaliśmy jak jedna wielka, szczęśliwa rodzina. Za czasów, sprzed małżeństwa z Tazmin, zawsze marzyłem, aby mieć rodzinę jak z obrazka. Najwidoczniej nie jest i to pisane. Po gofrach wróciliśmy do domu po torby dziewczynek i odwieźliśmy je do domu. W drodze powrotnej, która przez większość czasu minęła w ciszy. Mniej więcej w środku drogi zajechałem w polną drogę. Odpiąłem pas i spojrzałem na dziewczynę, kiwnąłem głową w geście propozycji wyjścia. Wysiadłem i gdy się obejrzałem, dziewczyna również była poza pojazdem, podszedłem do niej.
Mam nadzieje ze chociaż wy macie lepsze dni! Smacznego!
Edit: myślałam ze to opublikowałam ale jednak nie haha wiec sorka ze tak późno
CZYTASZ
We're just friends | Lauren German & Tom Ellis
FanficGłowni aktorzy serialu Lucyfer: -Tom Ellis - w szczęśliwym małżeństwie, ma 3 dzieci z poprzednich związków. Jakiś czas temu przeprowadził się z Londynu do Los Angeles ze względu na swoją żonę. -Lauren German - szczęśliwa singielka, która w posiadani...