Dla ciebie wszystko

180 24 20
                                    

Po tych słowach mojej byłej żony we własnym domu przestałem czuć się jak u siebie. Dlatego też w każdej możliwie wolnej chwili wychodziłem na miasto. Nie chciałem nachodzić Lauren, była ze mną przez ostatnie dwa tygodnie, więc dawałem jej wolną wolę, przez to ostanie kilka dni urlopu.

Właśnie byłem w drodze do pobliskiego baru, przesiadywałem tam ostatnimi dniami i nocami bez przerwy. Czasami zamówiłem sobie jakiegoś drinka, ale zazwyczaj byłem trzeźwy.

Tak samo było teraz. Siedziałem przy jednym ze stolików naprzeciwko baru i popijałem sok pomarańczowy. Nagle do baru weszła jakaś wysoka blondynka, rozejrzała się po pomieszczeniu, a następnie podeszła do mnie i usiadła naprzeciwko.

-Cześć, Lana - podała mi dłoń, a ja z szacunku uścisnąłem ją.

-Tom - uśmiechnąłem się lekko i napiłem się soku.

-Bardzo mi miło. Mam wrażenie, że skądś cię kojarzę. Znaliśmy się wcześniej.

-Możliwe, że z kimś mnie pomyliłaś - patrzyłem na szklankę, która stała przede mną.

-Daję sobie rękę uciąć, że widziałam cię niejednokrotnie - nie odpowiedziałem na to - co powiesz na wspólnego drinka ?

-Podziękuję, nie pijam alkoholu - musiałem skłamać, nie miałem ochoty się upijać z jakąś obcą kobietą.

-No co ty, nie bądź takim sztywniakiem - szturchnęła lekko moje ramię.

-Chyba będę już leciał - dopiłem sok i wstałem.

-Tutaj masz mój numer - podała mi mały świstek papieru z jakimiś ciągiem liczb, następnie odeszła

Wstałem i wyszedłem z budynku, ruszyłem do domu znów na około, lecz tym razem postanowiłem obrać jakąś nową drogę. Wyrzuciłem tę karteczkę do pierwszego lepszego śmietnika, który znalazłem na swojej drodze. Skręciłem w jedną z uliczek, na której końcu była leśna droga.

Chciałem zobaczyć, gdzie wyjdę gdy pójdę tą właśnie droga. Zanim wszedłem w las, z nieba zaczął lać deszcz. Nie było mi to straszne, za długo mieszkałem na wyspach brytyjskich, żeby bać się deszczu.

Podążałem leśną ścieżką, jednak drzewa nie osłoniły mnie zbytnio przed deszczem. Po chwili nie było na mnie suchej nitki, lecz jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało. Patrzyłem w ziemie i nie zwracałem uwagi na otoczenie. Nagle usłyszałem jakiś niewyraźny krzyk, a tuż po nim szczekanie psa, które z każdą sekundą było głośniejsze.

Podniosłem głowę i zauważyłem jasnej maści psa biegnącego w moją stronę. Od razu go poznałem. To owczarek belgijski Lauren. Ukucnąłem i rozłożyłem ręce, po chwili pies zatrzymał się w moich ramionach.

-Psinko co ty tutaj robisz ? - gadałem, bez nadziei odzewu ze strony Pepper, w końcu to pies.

-Pepper! Gdzie jesteś ?! - od razu poznałem ten głos.

Uśmiechnąłem się i złapałem za smycz, do której dalej był przypięty pupil mojej dziewczyny. Wstałem i ruszyłem w stronę źródła dźwięku. Pepper bardzo chętnie szła ze mną, a raczej obok. Kilkakrotnie usłyszałem jeszcze ten jakże anielski głos. Skręciliśmy w jedną z węższych uliczek, gdzie była Lauren. Stała tyłem więc w ciszy podszedłem do niej.

-Mam twoją zgubę - dziewczyna wystraszyła się, w konsekwencji czego lekko podskoczyła, po czym odwróciła się w moją stronę.

-Tom ? Co ty tu robisz ? Spadłeś mi jak grom z jasnego nieba - uśmiechnęła się a ja podałem jej smycz.

-Byłem akurat w drodze do domu - mokre loki opadały mi na równie mokre czoło.

-W drodze do domu ? Przecież mieszkasz w przeciwną stronę - zaśmiała się.

-Tak, masz rację, ale poznaję nowe trasy - deszcz kapał na nas obu.

-Jesteś cały mokry, chodź, bo będziesz chory. Odwiozę cię jak przestanie padać - złapała mnie drugą ręką, gdyż w pierwszej miała smycz.

-To tylko woda - nie chciałem się jej narzucać.

-Chory będziesz, a tego nie chcę - zaczęła iść w stronę domu, dalej nie puszczając mojej dłoni.

-Kochana - powiedziałem pod nosem, lecz jak mniemam, dziewczyna to usłyszała.

-Dla ciebie wszystko - dorównałem jej kroku i po chwili byliśmy na jej podwórku.

We're just friends | Lauren German & Tom EllisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz