Kraj został podzielony, znowu.
Jedni cieszyli się gdy wreszcie mieli takie same prawa jak reszta. Drudzy z kolei, wręcz protestowali nie chcąc, aby jak to ich nazywali, zboczeńcy, brali śluby i mieli dzieci. Dla nich to było niepojętne jak ktoś taki może chcieć normalnego życia.
Charlie miała gorszy dzień, pierwszy od porodu i nie wyszła nawet z łóżka. Czytała tylko nieprzychylne artykuły które nazywały ją przywódczynią dewiantów i zboczeńców. Już chyba wolała jak była dzieciobójczynią. Dziwnie mniej bolało.
Westchnęła i podniosła wzrok na męża, który wszedł do sypialni z Joy na rękach.
- A ona czemu nie u siebie?- spytała jednak bez żadnego jadu. Była jedynie zdziwiona jej obecnością.
- Mam wrażenie, że odkąd urodziły się trojaczki, ona poszła w odstawkę. Nie chcę żeby czuła się niechciana. - wyjaśnił i usiadł z nią na łóżku. Mała od razu ześlizgnęła mu się z kolan i podczołgała się do mamy.
- Jest na to za malutka.
- Alex tak się czuła. - odparł, zanim zdążył ugryźć się w język. Nie chciał jej dowalać ale ona nie miała mu tego za złe.
- Może masz rację. No chodź tu grubasku. - powiedziała i wyciągnęła do niej ręce. Ta zapiszczała i zaraz zaśmiała się, gdy walnęła twarzą w pościel. Charlie wzięła ją na kolana i cmoknęła w czubek głowy.
- Jakbyśmy się rozstali, to z kim zostałyby dzieci?- spytała Charlie, kompletnie od czapy. Martin spojrzał na nią szczerze zdziwiony. Ona jednak na niego nie patrzyła i podrzucała tylko córkę na kolanie, widząc jak ta śmiała się wesoło.
- Po co w ogóle zadajesz takie pytania? Przecież się nie rozstajemy. - wymamrotał wreszcie.
- Sądziliśmy, że Luke z Edith też się nigdy nie rozstaną.
- Oni się nie rozstali. Zrobili sobie tylko przerwę.
- Dla mnie to samo. Odpowiedz na pytanie, co byśmy zrobili z dziećmi?- spytała i tym razem wlepiła w niego wzrok. Martin widząc, że to go chyba nie ominie, westchnął.
- Po pierwsze, to się nie rozstajemy ale dobrze, odpowiem. Wtedy zostałyby z tobą bo sądzę, że dzieci powinny być przy matce, zwłaszcza tak malutkie. Jednak nigdy nie pozwoliłbym żebyś ograniczyła mi z nimi kontakt. Moglibyśmy się rozstać ale ja musiałbym być obecny w ich życiu tak samo mocno, jak to było przed. - odparł wreszcie, zgodnie z prawdą. Nie dałby rady walczyć o dzieci, nie po raz kolejny.
Charlie gładziła córkę po główce i teraz dawała jej do buzi biszkopta, z jej magicznej szuflady. Milczała przez dłuższą chwilę.
- Też bym chciała żeby w razie co, zostały ze mną.
- Czemu my w ogóle o tym rozmawiamy? Nie zamierzamy się rozstać. - zauważył słusznie. Kobieta skinęła głową.
- Wiem o tym. Jednak nie możemy być pewni tego, co przyniesie przyszłość. A co jak się znienawidzimy?- podzieliła się z nim swoimi obawami. Martin przysunął się do niej i wziął ją za wolną rękę.
- Jestem przekonany, że nasz największy kryzys mamy za sobą. Po tym jak zaczynaliśmy się nienawidzić na tej przeklętej trasie po stanach, nic nas nie ruszy.
- Tylko tak mówisz. - wymamrotała ale on pokręcił głową.
- Nie kochanie. Ja w to wierzę. Wierzę, że to było najgorsze co mogło nam się przytrafić. Popatrz na to co przeszliśmy, co przeżyliśmy. Myślisz, że po tym coś nas zniszczy? Ja cię nadal kocham, o wiele mocniej niż to było na początku. Jak miałbym chcieć się z tobą rozstać?- spytał szczerze zdziwiony. Charlie pociągnęła nosem a kilka łez poleciało jej po twarzy.
CZYTASZ
Charlotte II
RomansaMartin z Charlie wycierpieli już wiele. Jednak czy to będzie koniec? A może ich świat zawali się na nowo i to tak, że nie będą potrafili się już z tego podnieść? A może to będzie ich koniec? Czy przetrwają wszystko? Czy wyjdą z tego razem, a może...