54

17.2K 1K 99
                                    

- Wciąż w to nie wierzę – mruknęłam sięgając po filiżankę z kawą. Znajdowaliśmy się w małej restauracji, gdzie podawali naprawdę dobre śniadania, a że moja lodówka świeciła pustkami, wybraliśmy się na miasto, a w zasadzie to trzy ulice od mojego mieszkania. Stwierdziliśmy, że i tak nie mamy nic do stracenia skoro dzięki Michaelowi na Twitterze rozpętała się istna wojna i nawet jakiś hashtag o mnie i o Calumie jest w trendach, a nie minęło nawet dwanaście godzin od dodania tego cholernego zdjęcia...

- Mieliśmy umrzeć z głodu? – przewróciłam oczami.

- Chodzi mi o twój prezent. Myślałeś chociaż nad tym trochę czy po prostu stwierdziłeś, że nie masz co robić z pieniędzmi?

- Daj spokój, sami będziemy tam tylko tydzień.

- Co?

- Gdybyś dała mi od razu wszystko wyjaśnić... ale nie, stwierdziłaś, że jesteś zbyt głodna aby rozmawiać – zaśmiał się.

- Więc?

- Kiedy przeglądałem różne oferty, Ashton to zobaczył, więc zaraz dowiedziała się pozostała dwójka twierdząc, że to dobry pomysł. Później stwierdzili, że na początku wolnego chcą polecieć do Sydney, więc wymyślili sobie, że polecimy za trzy tygodnie, a że ja siedziałem nad tą ofertą i miałem wszystko zabukować...

- Stwierdziłeś, że polecisz tydzień wcześniej ze swoją dziewczyną – podkreśliłam ostatnie słowo robiąc cudzysłów palcami.

- Raczej, że przy tobie czuję się naprawdę dobrze i nie owijasz w bawełnę próbując mi się przypodobać, tylko czasami jesteś wręcz krytyczna – zachichotałam. – A wiesz, że uwielbiam twój krytycyzm. Do tego doszły twoje urodziny i tak sobie pomyślałem, że skoro potrafimy się dogadać...

- Dogadać to chyba dość ubogi opis – chciał powstrzymać uśmiech, ale mu się to nie udało.

- Po prostu pomyślałem, że tobie też przydadzą się takie wakacje i zechcesz ze mną polecieć.

- Czyli łącznie bylibyśmy tam?

- Trzy tygodnie.

- To chyba prezent urodzinowy na dziesięć lat do przodu – mruknęłam. – To musi kosztować majątek... Ty zwariowałeś.

- Leen.

- Nie żeby coś, naprawdę chciałabym tam polecieć. Widziałam zdjęcia stamtąd i jest wręcz cudownie, ale...

- Ale?

- Wiesz co się stanie, jak to wyjdzie na jaw? Vi już do mnie dzwoniła z oburzeniem, że jej nie powiedziałam, że będziesz jej rodziną – zaśmiał się.

- Fajnie się z nią gadało, chociaż to ja mówiłem, a ona wciąż powtarzała, że w to nie wierzy i piszczała. Przywitała mnie bardzo otwarcie, też byś tak mogła – przewróciłam oczami, chichocząc.

- Cal – westchnęłam. – To co dzieje się przez jedno głupie zdjęcie, gdzie ledwie co można rozpoznać Ciebie i kawałek mojej twarzy to już jakaś komedia. Do tego dojdzie nasze wyjście na śniadanie, które stanie się wielce ubarwioną poranną randką, nie wspominając już o tym, że powinieneś być jeszcze w Seattle. Jeśli gdziekolwiek razem wyjedziemy, zwłaszcza na tydzień tylko we dwójkę...

- Od kiedy przejmujesz się tym, co inni o tobie myślą?

- Nie przejmuję, po prostu nie chce zostać osądzana o wykorzystywanie twojej osoby, a to już się zaczęło.

- Chcesz tam ze mną polecieć czy nie?

- Chcę.

- Więc ustalone – zacisnęłam usta w cienką linię. Nie żeby coś, ale ta stanowczość mi się podobała, nie licząc okoliczności. – Daj spokój Leen – jego dłoń znalazła się na mojej. – Czy bylibyśmy parą na niby czy na serio i tak będą pisać. Cokolwiek by nie napisali, ty jak i Ci najbliżej nas znają prawdę. Więc nawet jeśli twierdzą, że jesteś brzydka, płaska, nie nadajesz się na modelkę, chcesz się wybić dzięki mnie i lecisz na moją kasę – wymienił te łagodniejsze opisy i stwierdzenia. – To ja i tak znam prawdę i mam swoje zdanie, którego byle opinia nie zmieni. Wiem jaka jesteś i chociażby raczej stwierdziłbym, że zmusiłabyś mnie do oszczędzania niż wydawania – zaśmiałam się pod nosem. – Do tego lubię spędzać z tobą czas, nie muszę na nic uważać i mogę być po prostu sobą, bo mnie akceptujesz takiego jakim jestem, a nie takiego jakim kreuje mnie telewizja. Więc zignoruj ich i baw się dobrze, ze mną.

- Wiesz, z jednym się z nimi zgodzę – spojrzał na mnie pytająco. – Cycek to za bardzo nie mam – zaczął się śmiać.

- Ja tam nie narzekam.

- Jak to facet, nie ważne ile ważne, że są – oboje zaczęliśmy się śmiać.

- Um... - spojrzeliśmy w bok, gdzie stały jakieś dwie dziewczyny na oko dałabym z szesnaście lat. Wpatrywały się w Caluma jak w obrazek.

- Spokojnie, możecie oddychać, on nie gryzie – powiedziałam, a ich wzrok spoczął na mnie.

- Nie okłamuj ich – skomentował z rozbawieniem, a ja walnęłam go lekko w dłoń.

- Jakaś ty śliczna – powiedziała szatynka, a ja uśmiechnęłam się.

- Dziękuję. Zrobić wam z nim zdjęcie? – pokiwały energicznie głowami, były urocze.

I hate that I want you ✉ C.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz