171

10.5K 608 107
                                    

- I co, było aż tak źle? – zapytał brunet. Czułam jak materac ugina się pod jego ciężarem, a po chwili objął mnie ramieniem wokół brzucha.

- Nie. Historia twojej pierwszej szkolnej miłości była fascynująca – odwróciłam głowę spoglądając na niego z rozbawieniem, na co przewrócił oczami. – Taki z Ciebie romantyk, Cal. Dać kwiatki dziewczynce, która miała uczulenie na pyłki.

- Upokorzenia ciąg dalszy – mruknął. – Nie miałem nawet siedmiu lat, skąd miałem wiedzieć? – zaśmiałam się. – Co robisz? – podsunął się bliżej brzegu łóżka.

- Rozmasowuję stopę. Może i pozbyłam się tego cholernego i wkurzającego stabilizatora, ale czasami mi ona drętwieje – mruknęłam.

- Beznadziejnie Ci to idzie.

- Spróbuj to robić jedną ręką.

- Okay, okay – złapał mnie pod łydką i uniósł moją nogę, po czym ułożył ją na materacu, obracając mnie lekko. Usiadł i ułożył moją nogę sobie na udach, po czym zaczął delikatnie rozmasowywać moją stopę.

- Padasz mi do stóp, skarbie – zachichotałam.

- Jednej, więc jeszcze nie jest ze mną aż tak źle.

- Po niedzieli muszę iść do szpitala – spojrzał na mnie niemalże z przerażeniem, a ja miałam ochotę się roześmiać. – Gipsu muszę się pozbyć. O czym ty pomyślałeś?

- Szpitale nie kojarzą mi się z niczym przyjemnym.

- W tej chwili będzie bardzo przyjemnie. W końcu się tego pozbędę i żadne krocze już nie ucierpi.

- To akurat było dobre – zaśmiał się. – Michael to idiota, a to było tylko dowodem.

- Nie budzi się dziewczyny z gipsem w tak drastyczny sposób.

- Zwłaszcza jeśli ma takie nagłe odruchy.

- Raz się zdarzyło – prychnęłam.

- Taa... nawet nie wiesz jak czasami wiercisz się w nocy albo kopiesz.

- Wcale nie.

- Wcale tak.

- Ja przynajmniej nie chrapię.

- Zdarza Ci się gadać.

- Tobie też!

- Nasze dziecko byłoby głośne.

- Co? – zaczęłam się śmiać. – Przepraszam, jak doszliśmy od tematu gipsu do dziecka?

- Sam nie jestem pewien... Ale zważywszy na nasze zachowanie i charaktery, spokojne by nie było. Plus do tego trzech szurniętych wujków, dwie szurnięte ciotki...

- Taa... taki mały Azjata – przewrócił oczami. - Oby frajdy z golizny po ojcu nie odziedziczył.

- Jak go nazwiemy?

- Franklin – spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Nie ma mowy.

- Myślisz, że skrzywdziłabym tak dziecko? Sam coś zaproponuj.

- Benjamin.

- O mój Boże... Benjamin Franklin* – zaczęłam się śmiać. – Nigdy w życiu.





*jeden z ojców-założycieli Stanów Zjednoczonych, jakby ktoś nie wiedział xD

Ja nie wiem co to za rozdział... ja już nic nie wiem xD

Lov U♥

I hate that I want you ✉ C.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz