Na rozległej polanietańczył wiatr. Uginał źdźbła zielonych traw i majowych kwiatów. Gonił białechmury i gilgotał drzewa, a te trzęsły się ze śmiechu, szeleszcząc zielonymi suknami. Światło słońca padało przez gęste wachlarze irodziły cienie, które mieszały się z promieniami na ziemi.
Ni stąd ni zowąd w tymspokojnym miejscy znaleźli się ludzie. Wiatr smagał ich szatami i przeczesywałwłosy. Jeden z nich mimowolnie ukrył ciemne oczy za kurtyną gęstych rzęs, byoddać się choć odrobinie przyjemności. Czuł przed sobą potężną siłę. Rozejrzałsię po towarzyszach. Jeden z nich obserwował otoczenie wzrokiem specjalisty,drugi zaś próbował ukryć błądzący uśmiech szaleńca.
Rosnąca w Orochimaruekscytacja przyspieszyła swe tempo, kiedy zdał sobie sprawę o przeszkodzie. Byłjednak przekonany, że to jedynie domek ze słomy. Nie wykonawszy żadnychpieczęci wypuścił z ramion węże, które pomknęły w gęstwiny, torując ścieżkęswemu stworzycielowi.
- Interesujące... – szepnąłsam do siebie.
- Bariera? – spytał jakbyod niechcenia Sasuke Uchiha.
- Potężna bariera... Twojeźródełko światła, Orochimaru-sama jest bardzo dobrze chronione. – zauważyłKabuto, podciągając swoje okulary na nos. Uchiha chwycił pierwszy lepszy kamieńi cisnął go w drzewa. Nic się nie stało.
- Jesteście pewni? –nastoletni brunet zaczął wątpić w tą teorię. Miał ochotę wracać do treningów,chociaż zabrał się z nimi z czystej ciekawości. To światło, jasne i mocne, byłointrygujące nie tylko dla Orochimaru, lecz dla niego również.
Nagle przeszedł gonieprzyjemny dreszcz, jednak nie dał tego po sobie poznać. A potem to poczuł.Esencję czystego Zła. Odruchowo chwycił za katanę, pełen gotowości do ataku.Swoim ciemnym spojrzeniem wpatrywał się w zieloności po jego lewej stronie.Jego koncentracja została wzmożona, gdy tylko zauważył jak w tamtym miejscuwszystko zaczyna obumierać, a ta potężna przerażająca moc, zdaje się byćwyraźniej wyczuwalna.
- Orochimaru-sama... – dałosię słyszeć niepewny głos Kabuto. Orochimaru stracił na chwilę całe swojezainteresowanie białym światłem, a z koncentrował na tym demonicznym wyziewie,jaki zdawał się dostrzegać.
- Co to do diabła jest? –spytał cicho i niepewnie Sasuke, patrząc na niosący się leniwie nad ziemiączarny dym.
Wreszcie ukazali się.Dwadzieścia zakapturzonych, demonicznych postaci ukazało się oczom trzechmis-ninów. Zostali niemal natychmiast przygniecieni piekielną mocą. Sasuke niemógł złapać pełnego oddechu. Powietrze zamieniło się w trującą mieszankę.
- Keishino Kyokuya... – usłyszeli wysoki,demoniczny pisk. Brunet nie miał do końca orientacji w sytuacji. – ...hanase*...!
- Kim jesteście...? –wysapał Yakushi. Coraz trudniej się oddychało. Uchiha przyglądał się każdej zpostaci. Pokusił się nawet o użycie Sharingan. To co zobaczył wstrząsnęło nimnie na żarty. Zachowanie..., twarze..., struktura nie ludzka, a homoidalnasprawiły, że Sasuke poważnie zaczął się zastanawiać nad ucieczką. To nie byliludzie pod żadnym pozorem. Dźwięki jakie wydobywały się z ich gardeł...takich niema świecie...
- Keishino Kyokuya! Doko konoji ka?!**
- Keishi no Kyokuya? –powtórzył Orochimaru. Zwrócił tym na siebie uwagę wszystkich Ganozue. Senninwyraźnie się zaniepokoił. Był gotów już z nimi walczyć, jednak wyzwalali takąmoc, że nawet on nie był do końca pewien swoich sił.
- Orochimaru, i-idziemystąd...! – zaproponował Sasuke, po czym nie czekając na resztę, prędko sięwycofał. Potrzebował oddalić się od tych istot na ponad kilometr, by móc wpełni dobrze funkcjonować. Szybko znalazł się w kryjówce Orochimaru. Wkrótcedokooptował również gospodarz i jego najwierniejszy sługa.
CZYTASZ
Choćby wody miało przybywać, | a dna nie było widać...
FanfictionOpowieść nie jest mojego autorstwa, jednak tak mi się spodobała, że postawiłam ją tu zamieścić. Można ją znależść pod adresem: http://kyuubi-kyokuya-naruto-hinata.blog.onet.pl/2007/07/ Hinata no Izayoi ☺️