Szeptana pieśń niosła siępo piaskach. Wygrywały ją fale, szemrząc cicho i uderzając harmonijnie opłaskie, złociste wybrzeże. Tak było od zawsze.
Jednak od jakiegoś czasuten cichy koncert miał przeciwników, którzy bezceremonialnie niszczyli fale.
Asagi jak zwyklepatrolował Wyspę. Okrążał ją z porażającą prędkością. Był nieuchwytny. I tejnieuchwytności pragnął się nauczyć pewnie młodzieniec o włosach w kolorzesłońca, które własnie świeciło radośnie ze swojej kołyski – oceanu.
Samuraj, wyglądający naniezwykle skupionego, tak naprawdę rozpamiętywał ostatnie dni. Wciąż nie mógłsobie wybaczyć, że Uzumaki dowiedział się o tajemnicy, którą skrywał odpoczątków jej powstania. Miał słabość do tej drobnej, niezwykle cichejkapłanki. Jednak jej wiara, która była namacalna w jej czynach, najczęściejmodlitwach do bogini Wody, była nadwyraz wyraźna. I to ona urzekła jego serce.
- Cholera...! – usłyszałjasnowłosy za plecami. Wciąż nie mógł się ocknąc z szoku, który nie nadążałsłabnąć, odkąd Naruto pojawił się w jego domu dwa dni temu. Już wówczas byłgotów chronić swego sekretu za wszelką cenę. Ku jego absolutnemu zdumieniu,Naruto mu na to nie pozwolił. Cofnął jego energię, zmieniającą wszelką materięw bryłę lodu. Blondyn ją cofnął, a w zasadzie pewien wiatr, który otaczał całąjego postać.
Od tamtej pory, za każdymrazem, gdy Sayamaka stykał się z młodych shinobi, popadał w coraz potężniejszyszok.
Kiedy wreszcie ukończyłlodową rzeźbę swojej kapłanki, udał się do wodospadu, jak obiecał.
Dotarcie tam zajęło mu niecałą sekundę. Znacznie więcej czasu poświęcił jednak na rozpoznanie terenu.Lokalizację wodospadu znał na pamięć. Trafiał tam zwykle instynktownie,zupełnie o tym nie myśłąc. Teraz jednak nie wiedział kompletnie gdzie sięznajduje.
Wodospad opadał. Tylko tosię nie zmieniło. Po głazach, które zanurzone były po części w korycie rzeki,nie było śladu. Dostrzegalne było jednak teraz dno, wyścielone kamieniami.Pobliskie drzewa zostały powalone, pozostawiając jedynie gładkie pieńki. Najednym z nich siedział właśnie pewien piętnastoletni chłopak, oddychającyciężko.
Całą noc dochodził dosiebie, a teraz, wraz ze świtem, starał się towarzyszyć Asagiemu w jegoobligatoryjnym patrolu Wyspy.
Sayamaka był zdumiony.Ostatnim razem, gdy trenowali w ten sposób, Asagi był dziesięć okrążeń wyspyprzed nim. Teraz jednak, siedział mu na ogonie. Jasnowłosy, postanowiłpoobserwować przez chwilę Naruto. Sprawiał wrażenie, jakby nie miał zielonegopojęcia z jaką prędkością się porusza. Nie ulegało jednak wątpliwości, żeNaruto już jest bardzo zmęczony. Wyraźnie zużywał do tej zdumiewającej, ajednocześnie jakże prozaicznej czynności zbyt wiele energii.
Asagi kibicował mu wduchu, mając nadzieję, że będzie w stanie mu towarzyszyć, jeszcze przezdwadzieścia minut, aż nieprzenikniona mgła, znów otoczy wyspę swoimiopiekuńczymy ramionami.
Naruto nie oglądał się naboki. Swój błękitny wzrok wlepiony miał przed siebie, w symbol klanu Sayamakana plecach Asagiego. Po trzecim okrążeniu znalazł sposób, jak nie zostać wtyle. Trzymał się na wodzie dzięki Chakrze i to za jej sprawką, był niemalże narówni z samurajem. Uwalniał stale gwałtownie Chakrę w swoich stopach, by nadaćsobie prędkości. Ta taktyka jednak była koszmarnie męcząca. Starał się oddychaćgłęboko, jednak jego płuca domagały się szybkiej i dużej ilości zbawiennegopowietrza.
Zobaczył nagle, jak Asagi,pędzi przed siebie tyłem, zapewne by sprawdzić czy z tyłu ktoś nie atakuje.
Zdziwił się, zdajac sobiesprawę, że to jemu się przypatruje. Blondyn nie wiedzial o czym myśli. Wyrazjego twarzy był nieodgadniony. Jednak lazurowe oczy, niezmiennie były ciepłe.
Wreszcie pierwsze godzinaświtu minęła, a dwaj młodzi mężczyźni jak na zawołanie zjawili się w skromnychprogach kryjówki Jiraiyi, gdzie już krzątała się kapłanka wody, pod niepozornieczujnym okiem gospodarza.
- W-wody... – wysapałUzumaki na przywitanie, ledwo przekraczając próg. Ayame natychmiast pośpieszyłaz kanką. Asagi uczuł w okolicy serca nieprzyjemne ukłucie, widząc ile troskiotrzymał blondyn w jej spojrzeniu.
- Naruto-san, powinieneśsię trochę bardziej oszczędzać. – zauważyła cicho. Sayamaka poczuł coś nowego.Złość.
- Co dziś na śniadanie,Asame-san? – spytał, niekontrolowanie chłodnym tonem. Kapłanka zadrżała odniego, po czym odpowiedziała, nie spoglądając na niego.
Naruto nie trzeba byłomówić, by usiadł i zaczął komsupcję. Był tak głodny i zmęczony, że uczynił tomachinalnie.
- I jak tam twojanieuchwytność, Naruto? – spytał Jiraiya.
- Czy ja wiem? Jestemwykończony. Kontrola wiatru strasznie męczy. – odparł.
- Nieprawda. –zaprotestował Asagi. – Nieumiejętnie zarządzasz swoimi pokładami energii.Gdybyś obrał inną strategię jej uwalniania i przede wszystkim kontroli niebyłbyś taki zmęczony. Ale tak poza tym idzie Ci naprawdę nieźle. Prawie mniedogoniłeś.
- Prawie. – prychnąłblondyn. – Zobaczysz. Jeszcze pewnego dnia będę szybszy niż ty. – złożyłwyzwanie.
- To raczej niemożliwe. –odrzekł z lekko ironicznym uśmiechem Asagi.
- Jeszcze się przekonamy.Daj mi trzy dni, a zobaczymy kto będzie szybszy. Zwycięzca otrzyma specjalnąnagrodę od Ayame-chan. – Asagi siedział jak sparaliżowany. Na moment zapomniałjak się oddycha. Mimowolnie zerknął kątem oka na kapłankę. Ta, próbowała ukryćpokrytą pąsym rumieńcem twarz.
- Zgadzasz się, prawdaAyame-chan? – spytał Naruto, wciąż nie słysząc opowiedzi, obawiając się, żepowiedział coś nie tak.
- O-o-oczywiście,Naruto-san. – wyszeptała kapłanka. – P-przepraszam najmocniej, muszę teraz ocoś... o coś zadbać. – wręcz wybiegła z izby, nawet nie zamykając dokładnie za sobądrzwi.
- Przesadziłeś. – wyznałchłodno Asagi.
- C-co? – chłopak zdawałsię być zdezorientowany. Nagle jednak go olśniło. Uderzył się lekko w czoło, naznak, że dostrzegł popełniony błąd. – Przepraszam, Asagi. Nie martw się.Przecież nic do niej nie mam. – wyznał szybko, czując niemal namacalnie jaktropikalne powietrze ustępuje arktycznemu.
- Nie masz nic do„Ayame-chan"? – zapytał, a jego ton przybrał wydźwięk siarczysty.
- Czy ja o czymś nie wiem?– spytał po chwili Jiraiya.
- Asagi po prostu...
- Naruto, ostrzegam Cię. –syknął Sayamaka.
- Po prostu nie zbliżaj się do Ayame-chan jeśli chcesz opuścić tę wyspę,Ero-Sennin. – pouczył mędrca piętnastolatek, nie spuszczając wzroku zpotencjalnego zagrożenia jakim był siedzący obok samuraj.
CZYTASZ
Choćby wody miało przybywać, | a dna nie było widać...
FanfictionOpowieść nie jest mojego autorstwa, jednak tak mi się spodobała, że postawiłam ją tu zamieścić. Można ją znależść pod adresem: http://kyuubi-kyokuya-naruto-hinata.blog.onet.pl/2007/07/ Hinata no Izayoi ☺️