Białespojrzenie krzyżowało się z demonicznymi ślepiami. Shaoran, Biały Strażnikobserwował z najwyższą ostrożnością, każdego ze swoich przeciwników. Były tohomoidalne istoty, które ukryły swe ciała pod czarnymi, postrzępionymi szatami,a twarz schowały pod kapturami. Wyczuć można było od nich odór śmierci, którytowarzyszył wydzielanej przez nich chaotycznej, potwornej mocy.
„Przeklęci kapłani... Ganozue... Ileż to już wieków...?" Biały tygrys wciąż trzymałich w kręgu białego światła. Musiał się dostatecznie skupić, by ich odsunąć odgranicy jak najdalej. Najlepszym wyjściem byłoby... Musiał się śpieszyć. Zdawałsobie sprawę ile potworów liczy Armia Ciemności i nie mógł pozwolić, byktokolwiek dostał się choćby w zasięg wzroku Sukcesorki, zwłaszcza teraz, gdynie jest zdolna do walki.
Skupiłsię, a na jego grzebiecie, po ametystowych pręgach przebłysła fala światła. Owezjawisko sprawiło, że świetlisty kręg, który dosłownie przed chwilą byłwięzieniem dziesiątki wrogów, rozczepił się na cztery mniejsze, z czego każdy znich był innej struktury i każdy następny wchodził w obręb poprzedniego. Odnajbardziej wewnętrznego biła temperatura lawy wulkanicznej.
„Topowinno was na chwilę zająć..." – pomyślał w duchu Shaoran, po czym oddalił się na chwilę, by mócskumulować energię, i jednocześnie, by rozstawić niezwykłą barierę...stanowiącągranicę całego Kraju Ziemi. Przysiadł parędziesiąt metrów od malutkiegooddziału Ganozue, przymknął jedno ze swoich oczu, przy czym tym drugimobserwował poczynania wroga.
Słyszałchrapliwy krzyk palących się ciał, a jednak, tak jak przewidywał w OgnistymKręgu zaniemogło jedynie trzech opętanych. Pozostałej siódemce udało sięprzebrnąć do następnego kręgu, gdzie wykonawszy choćby jeden krok, związywałyswoją ofiarę mocne pnącza, a szpiczaste fałdy kamienistej ziemi więziły ich wsobie. Tylko dwóch z nich było nieostrożnych i wpadli w pułapkę. Piątka Ganozuewniosła się w powietrze. Sprawiali wrażenie unoszących się na chmurze czarnegodymu. W taki sposób dotarli do trzeciego kręgu, w którym wyczuwszy obecnośćrealnego ciała, zerwał się potężny wiatr, który ciosał głębokie rany i zmrażałwszelkie członki. Z tego huraganu wyszło cało tylko dwóch. Wreszcie znaleźlisię w obrębie czwartego, najbardziej zewnętrznego kręgu. Mieli wykonać jedenkrok, gdy nagle otoczyły ich ściana wody, odgradzając wyjście z pułapki. Niezdążyli nawet mrugnąć, a tysiące wodnistych biczów zaczęło łoić im skórę.
Jakoistoty nieludzkie nie powinni odczuwać jakiegokolwiek bólu. Jednakże każdy zżywiołów w danym kręgu posiadał w sobie pewien pierwiastek, który wykonywałpoważne szkody w strukturach z czystego zła, jakimi byli opętani kapłani.
Shaorangwałtownie powstał. Stanął błyskawicznie na granicy pułapki, po czym jego ciałozajarzyło się świetlistym blaskiem, a obręb czterech kręgów zapłonął tym samymświatłem. Intensywność jego promieni była tak wielka, że krąg zdawał się byćświetlistą, bezdenną dziurą, w której właśnie tonęli Ganozue.
„Jedni z głowy... Czas na Shouheki Seijou no Kokorozashi*..."
Shaoranwniknął na kilka chwil do swojej duszy, gdzie jego ludzka istota starała sięporozumieć ze swoimi towarzyszami, podobnie jak on zamkniętymi w ametystowychsarkofagach. W jednej sekundzie całe tysiące dusz wzbudziły się nieco. Skutkiemtego był niewiarygodny blask, który pomknął w dwie przeciwne strony, śmigając wpowietrzu zgodnie z topografią granicKraju Ziemi. Gdy dwa promienie spotkały się na drugiej stronie kraju, bladymświatłem zabłysła niezmierzona ściana, która w moment później stała się niewidocznadla ludzkiego oka.
„To powinno wystarczyć... Mam nadzieję... Teraz do Kraju Ziemiwejdzie jedynie dusza, która nie ma złych intencji wobec Sukcesorki... „ – Strażnik uśmiechnął sięduchu, mimo to sapał ciężko. Jego wzrok stał się zamglony, a kończyny słabe,niezdolne by utrzymać ciężar tygrysiego cielska. – „Proszę mi wybaczyć,Hinata-sama. Mam nadzieję, że nauczysz się przywoływać Białych Strażników... Jeślinie... Twoje narodzenie jako Księżniczki z Poświęcenia było dniem naszegoostatniego spotkania... Dbaj o siebie, Hinata-hime, Aniele Konohy."
Zmęczoneciało i duszę Shaorana rozdmuchał Kamikaze, który wciąż owiewał świat swojąniewymowną łagodnością, pozostawiając w powietrzu jedynie srebrzysty pył.
Tymczasemw Kraju Ognia, a konkretniej w słynnej Świątyni tego żywiołu młody shinobi wrazze swoim mentorem analizowali bardzo istoty dla nich tekst.
- Ero-Sennin, nic z tegonie rozumiem... – jęknął Uzumaki, wpatrując się z nieukrywaną boleścią w staryzwój. – To nie ma ani rąk ani nóg...
- Ale jedno przynajmniejjest jasne: kontrola Chakry. – wskazał Jiraiya. Mimo to, podzielał sceptycyzmpiętnastolatka. W zwoju zostały zawarte informacje, których nie rozumiał, jakrównież po raz pierwszy w życiu na takowe napotkał.
- No i co z tego?!Yondaime dał ciała z tą instrukcją, co to w ogóle jest?! – oburzenie Narutobyło bezpodstawne. Jednak niecierpliwość związana z brakiem postępów w treningupodsycały tylko jego niezadowolenie.
- Naruto, uspokój się.Arashi musiał mieć jakiś cel w tym, by napisać takie rzeczy. Zwłaszcza, żeukrywał tę informacje w tak skrupulatny sposób.
- Ale to się kupy nietrzyma. – stwierdził głosem nie znoszącym sprzeciwu. Starszy mężczyznawestchnął ciężko, po czym raz jeszcze wczytał się w fragment prowadzący dwóchshinobi Liścia do taki rozterek.
„Wszystkoopiera się na niezwykle precyzyjnej kontroli Chakry. Jej przepływowość musiosiągnąć ekstremalną prędkość i jednocześnie nie można skupić mocy jedynie nanogach, ale na całej reszcie ciała również. Bardzo ważnym narządem stają sięoczy, umożliwiające dostrzeganie przeszkód. (...) Taki trening zajmuje okrescałego życia, ponieważ nadmierny trening może skończyć wszystkie inne próby.Dokonanie tej techniki nie jest możliwe dla zwykłego człowieka. Potrzebna jestpomoc... (...) Rozwiązanie problemu udało mi się znaleźć w Świątyni Ognia, a konkretniejw sekretnej kaplicy zwanej Hoshirine, w której znajduje się komnata Kobe. Wtrakcie pobytu na naukach u mistrza Hokaru-sama znalazłem się niepostrzeżenie wpewnej Sali. Moja obecność w podobnym miejscu wynikała z ludzkiego zagubienia.Tamtego dnia w Sali, oprócz dokładnie ukrytej mojej osoby, był również mistrzHokaru-sama. Widziałem jak stał nad dużym paleniskiem i wykonał nieznaną mitechnikę. Nie wiem jakich użył gestów, jednakże wyczułem potężne zawirowanieChakry. W moment potem usłyszałem szalone iskanie ognia. Ognisko musiało zpewnością urosnąć, ponieważ w komnacie pojaśniało. Wówczas oprócz naszej dwójkizjawiła, niewiadomo skąd ani kiedy trzecia osoba. Było to kobieta. Miałałagodny i ciepły głos. Oby dwoje mówili sobie zbyt ciepłe słowa. Jako młodziaknaprawdę czułem się tym zażenowany. Nagle to stało się nieważne. Na swojejtwarzy poczułem niewiarygodnie delikatny wiatr. Do dziś pamiętam, jak sięczułem, czując go. To nie był wiatr ziemski. Jestem o tym absolutnieprzekonany. Zaintrygowany tym zjawiskiem wychyliłem się w mojej kryjówce. W tymsamym czasie, coś mną wstrząsnęło. Zupełnie jakby przepłynęła przeze mnie falajakieś energii. Wszystko we mnie zwariowało. Ta energia zdawała się wnikać domojej duszy i robić tam naprawdę spore zamieszanie. Jednocześnie usłyszałem... naziemi nie ma takich dźwięków. To było niczym anielska aria, chociaż zastanawiamsię, czy to aby wystarczająco godne określenie. Nie wiedziałem co się ze mnądzieje. Gwałtowniej poderwałem się z ziemi. Czułem... Jak by ta boska melodiakierowała moją Chakrą, rozpędzając ją do kosmicznych wręcz prędkości!Zobaczyłem wówczas ich oboje. Mistrz nie wyglądał jak mistrz. Odmłodniał ojakieś... pięćdziesiąt lat. Towarzyszyła mu przepiękna kobieta o czarnych, chybasatynowych włosach (na tak miękkie wyglądały), a jej wzrok był wręcz szafirowy.Nigdy nie widziałem równie błękitnych oczu! Oboje uśmiechali się do mnieprzyjaźnie. Po tym straciłem przytomność. Od tamtego czasu jednak, nigdy niezapomniałem uczucia, jakie towarzyszyło rozpędzeniu Chakry do prędkości,podczas doświadczania tamtej melodii..."
-Masz rację, Naruto. To nie ma sensu. W tej Świątyni nie ma ani jednej kobiety.Swoja drogą to straszna szkoda... – westchnął Jiraiya, po czym spojrzał naswojego ucznia. Pomimo swoich deklaracji odnośnych niezrozumienia przekazuCzwartego Hokage, pamiętał doskonale wyraz jego twarzy, kiedy napotkał się poraz pierwszy z opisem niezwykłego wiatru. Równie gwałtownie jego mimikawyrażała totalne zagubienie, po wiadomości o równie nieziemskiej melodii, któraprzenika do duszy i kieruje Chakrą.
* „Shouheki Seijou no Kokorozashi" – jap. 'Bariera Czystej Woli'
CZYTASZ
Choćby wody miało przybywać, | a dna nie było widać...
Fiksi PenggemarOpowieść nie jest mojego autorstwa, jednak tak mi się spodobała, że postawiłam ją tu zamieścić. Można ją znależść pod adresem: http://kyuubi-kyokuya-naruto-hinata.blog.onet.pl/2007/07/ Hinata no Izayoi ☺️