Otarła pot z czoła,starając się ignorować wystający na nim kamień o ostrych końcach.
Był jej wizytówką istrażnikiem zarazem, którego nie chciała i w dalszym ciągu nie darzyłasympatią.
Hinata, w momenciekrótkiej przerwy od ignorowania bodźców zewnętrznych, pewna, że przepływ jejnaturalnie wodnej Chakry jest stabilny, rozejrzała się.
W białe oczy wiał wiatr irozwiewał czarne włosy oraz podtrzymywał jej ciało na godnej uznania wysokościsiedmiu metrów od ziemi. Biorąc pod uwagę trening, trwający już cztery godziny,był to naprawdę spory wyczyn.
Westchnęła cicho, po czymspojrzała w górę. Nie była nawet w połowie drogi do cierpiącej kapłanki.
Lekko drżące zprzemęczenia dłonie złożyła ponownie w pieczęć.
Towarzyszyło jej dośćdziwne odczucie.
Za każdym razem, gdystawiała kolejny krok na niewidzialnym i na dobrą sprawę nieistniejącym stopniu,odnosiła wrażenie, że robi się coraz jaśniej. Podświadomie rozważała dwiemożliwości: albo słońce ją doganiało albo je przegoniła.
Ta świadomość sprawiła, żeHinata przyśpieszyła. Musiała dotrzeć do kapłanki zanim zbudzą się inne i cogorsza ich przywódczyni odkryje co robi.
Piętnastolatka po razpierwszy odważyła się spojrzeć na ziemię. Odetchnęła z ulgą, widząc ŚwiątynięWiatru wciąż pogrążoną w ciemnościach nocy. Im wyżej szła, tym bardziej widokbył zachwycający. Hinata wiedziała jednak, że nie może się nim napawać. Wciążnie czuła się pewnie, nie mając absolutnie nic pod stopami, a do ziemi dzieliłoją dziewiętnaście metrów. Miała przed sobą wciąż całkiem długą wspinaczkę,teraz jednak mogła już okreslić, w jakim mniej więcej kapłanka jest stanie.
Ze smutkiem wypowiedziaław duchu jedno określenie: masakra.
Chakra ponownie w niejzawirowała, a wiatr stał się jakby stabilniejszy. Kolejne kroki, choć wciążniepewne, kształciły w Hinacie umiejętność kontroli Wiatru. Z wytężoną miną,dziewczyna teraz już wskakiwała z podmuchu na podmuch.
Przy trzydziestym metrzeprzestała odczuwać ból w oczach. Jej Byakugan już dawno wrócił do słabszegopoziomu. Jednak to wystarczyło. Hinata zrozumiała. Wystarczyło jej, że widzipodmuchy wiatru. Wiedząc co w sobie kryją, wykorzystywała tę wiedzę, bykontrolować wodę w powietrzu, przez co sam wiatr...
Na ziemi, fioletowedrobinki kumulowały się pod białą kolumną. Na niebie, niezwykły latający pałaclśnił od blasku słońca, wciąż był niczym odległa wyspa.
Jednak tego nie widziałybiałe oczy, które teraz ze smutkiem wpatrywały się w zwisające bezwładnie ciałomłodej kobiety, okryte podartymi szatami, czarnymi od zaschniętej krwi. Wiatrnie szczędził tej dziewczyny, która nie pragnęła niczego ponad to, co zowie sięczłowieczeństwem. Chciała jedynie kochać i być kochaną...
W zamian za tę chęć igotowość do miłości otrzymała oszpecone ciało i niewyleczalną ranę w sercu.
Myślała, że uda im się.Tak gorąco modliła się do bogini Niebiańskiego Wiatru o cud. Jakże srodze sięzawiodła. Cóż gorszego mogło ją spotkać? Najpewniej już nigdy nie zobaczy jegotwarzy, zawód przełamał jej duszę, ciało cierpi ból, chłod i głód, a w pobliżunie ma nikogo, kto by jej pomógł. Nie ma nadziei.
Seiko nie wiedziała nicpoza tym właśnie. Nadzieja umarła, o ile w ogóle istniała. Pomimo, że była jużjedną nogą w drodze do bóstwa śmierci, to wciąż czuła.
To dziwne, by jeszcze cośczuć...
Odnosiła wrażenie, że ktośna nią intensywnie patrzy.
Kapłanka Wiatru otworzyłalekko oczy. Jakby za mgłą, zobaczyła coś cudownego.
Tuż przed nią stał anioł olśniących w słońcu czarnych włosach i oczach białych jak perły, płaczące krwią.
Więc była tak żałosnąistotą, że stworzenia niebiańskie stać było jedynie, by skropić jej dolękroplami krwi. Ta smutna prawda wywołała ledwo widoczny gorzki uśmiech na jejoszpeconej twarzy. Ktoś za nią płakał...
I wówczas usłyszała pięknydźwięk...
- Nie poddawaj się.Uratuję Cię.
Seiko poczuła się tak,jakby nagle wrzucono ją do zimnej wody. Otworzyła szerzej oczy. Anioł zniknął.
Całkiem blisko niej napowietrzy ledwo utrzymywała się dziewczyna, mniej więcej w jej wieku. Dłoniemiała złączone w dziwny sposób, przy czym strasznie się trzęsły. Nosiła bardzoskromny strój kapłanki Wiatru. Jej twarz, nawet dla umierajacej Seiko gładka ijasna, wyrażała smutek równie głęboki jak zmęczenie. I jej oczy. Nienaturalne.Białe. Szkliste. Zmęczone i płonące zarazem dziwnym, nieznanego pochodzeniaogniem. Ale te oczy płakały krwią.
- Ty... Kim...? – spytałaszeptem.
- Uratuję Cię. – usłyszaław odpowiedzi, a w tym miłym głosie było coś mocnego, potężnego i pięknego. Coś,co trafiło do duszy Seiko, porażając ją od stóp do głów, od ciała przed umysłdo serca... To serce zabiło mocno.
Nadzieja... Nadziejawróciła. Oczy kapłanki natychmiast wypełniły się łzami i nie zwlekały z ichuwolnieniem.
- N-nie martw się.Wszystko...wszystko będzie dobrze... – Hinata mówiła z trudem. Skupiła się, bypodejść bliżej. Chciała przyjrzeć się pieczęci, która więziła tę biednąkapłankę. Ta płakała. Rany z pewnościąmocno jej dokuczały. Hyuuga ledwo mogła na nie patrzeć.
Zerwał się wiatr.Otrzeźwiło ją to. Wciąż stała na kontrolowanych przez siebie Elementach Wiatrui Wody.
- Ona...? – spytała cichobrunetka, nie rozglądając się.
- Tak. – jęknęła Seiko,widząc przez ramię drobnej dziewczyny przerażająco bogate szaty arcykapłańskie.Kapłanka z wysiłkiem spojrzała na nieznajomą. Miała zamknięte oczy i zaciętywyraz twarzy, zupełnie jakby czegoś oczekiwała. Nagle zauważyła, jak ruszabezdźwięcznie ustami...
- Proszę, udzielcie miswojej mocy... Kazeyo-sama....Kazemi-sama...
- Hinata-hime, twojezuchwalstwo... – w powietrzu rozległ się lodowaty głos Arcykapłanki. – Nie mogędłużej tego tolerować!
Seiko dopiero teraz tozobaczyła. Zwiódł ją ten służalczo skromny strój... Ale nie było wątpliwości.Błękitny kryształ lśnił na bladym, mokrym czole.
Ta dziewczyna była równa Arcykapłance, jeśli nie ponad nią.
CZYTASZ
Choćby wody miało przybywać, | a dna nie było widać...
FanfictionOpowieść nie jest mojego autorstwa, jednak tak mi się spodobała, że postawiłam ją tu zamieścić. Można ją znależść pod adresem: http://kyuubi-kyokuya-naruto-hinata.blog.onet.pl/2007/07/ Hinata no Izayoi ☺️