Naruto Uzumaki siedział wukryciu. Słowa Jiraiyi natchnęły go do tego, by analizować, w jaki sposób możestać się podobny do wiatru. Położył się na polanie i spojrzał w niebo. Cochwilę, kapryśny wiatr przesłaniał błękit gałęziami drzew. To zachowaniewzbudzało w piętnastolatku refleksję.
Wiatr robi co chce. Robi psikusy. Leci gdzie chce. Jestniewidoczny, ale obecny. Zdradza się tymi psotami. Mam być kapryśny iporywisty... No dobra. Niech Chakra pędzi w swoim tempie i robi co chce...
Otoczeniu chłopaka zacząłtowarzyszyć charakterystyczny szum wiatru. Nie przerywał. Nie odczuwałdyskomfortu na zasłanej trawą ziemi, gdzie słońce przebłyskiwało przezgęstwiny, wprawiając cienie w taniec.
Po dłuższej chwili jednak,kiedy czuł, że nawet byłby skory usnąć, ocknął się z letargu i rozejrzał.
Zdziwił się, widząc jaknaokoło niego wytworzyły się wyrwy w ziemi, ukazując ciemną glebę i kępki trawnieopodal nich, rozrzuconych w najróżniejszych kierunkach.
Dało to Naruto dozrozumienia, że Chakra o naturze wiatru naprawdę zachowuje się jak on. Świadomytego zaczął się zastanawiać, co mógłby potrafić, gdyby kontrolował tę moc.
Pierwsze co przyszło mu namyśl, a co ściśle wiązało się z jego porannym treningiem, to władanie niebywalemocnym ostrzem, które przenikałoby wszelką materię. Co prawda jego obecneumiejętności pozostawiały nieco do ów życzenia, jednak blondyn wiedział, żejeszcze odrobina treningu i dopnie swego.
Traktując ten elementjednak jako sprawę zamkniętą, pomknął wyobraźnią dalej, choć znowu nie takodlegle. Mianowicie ponownie wspomniał obserwacje ptaka, który niemal nierozbił się na jego głowie. Później doszedł do wniosku, że zazdrości mumożliwości spoglądania na wszystkich z góry, dosłownie. Jak wspaniale musi byćniedosięgłym dla innych.
Liczył, że przy odrobinieszczęścia i nieodzownie ciężkiej pracy, będzie mógł kiedyś iść po powietrzu,tak jak po ziemi.
Zdając sobie jednak sprawęjak wiele wyrzeczeń i cierpienia mu to sprawi, myślał dalej. Przypomniały musię słowa Asagiego, który niemal obiecywał, że gdy opanuje Saiken Wiatru będzieniepowstrzymany. Próbował go nawet nauczyć niezwykłej sztuki przemieszczeniasię z jednego miejsca na drugie w ułamku sekundy. Obiecał sobie solennie, iż dotego wróci, jako że ta technika była niezwykle podobna do tej, którą pozostawiłmu jego ojciec, Czwarty Hokage.
Marząc onieprzewidywalnych atakach z jego strony i braku możliwości obrony zperspektywy przeciwników, mimowolnie skierował swoje myśli na wykreowaniewłasnej defensywy. Pomknął wyobraźnią do momentu, w którym nazwałby ją barierąwiatru, której nic by nie przeniknęło.
Z szerokim uśmiechem,wiedząc czego chce, wstał, otrzepał się i poszedł szukać Asagiego.
Zbliżało się południe,więc najmądrzejszym krokiem według niego, byłoby zajrzeć do jego domku naklifie.
Uśmiech nie schodził mu ztwarzy, a jeszcze się poszerzał, czując na sobie podmuch ciepłego wiatru.
- Hej! Hej! Asagi! –zawołał, zbliżając się do drzwi. Był już gotów otworzyć je, jednak zostałpowstrzymany.
- Zaczekaj! – usłyszałjakby spanikowany głos młodego mężczyzny. Zaintrygowany Naruto zignorował to iwszedł, by zastygnąć w bezruchu.
Na samym środku izby stałAsagi, w nie całkiem kompletnym stroju, do którego blondyn był przyzwyczajony.Miał na sobie czarną szatę i zasłaniał coś zazdrośnie własnym ciałem.
- Asagi, no co Ty? –spytał zdezorientowany piętnastolatek. Mimowolnie wyjrzał zza samuraja, bydojrzeć coś na kształt kryszłatowego posągu. – Co tam masz? – zapytał ponownie,przestępując próg.
- Ani kroku. – ostrzegł gojasnowłosy.
- Co się z Toba dzieje?
- Wyjdź na chwilę.
- No nie bądź taki. Pokaż.
- Wyjdź! – Asagi przestałdbać o pozory. W domu zrobiło się zimno. Niebieskooki był dziś jednak wwyśmienitym humorze, dlatego też odpowiedział na ostrzeżenie, pozwalając swejChakrze na samowolę.
- Daj spokój. Nikomu niepowiem. – zarzekł się Uzumaki, kładąc otwartą dłoń na piersi, na znakzaprzysiężenia obietnicy.
Sayamaka dał za wygraną.Był jednocześnie porażony kolejnymi postępami piętnastolatka w kontroli swojegożywiołu. Nawet jemu opanowanie Saiken Wody zajmowało lata na ćwiczeniach,medytacjach, cierpieniach i litrach wylanych potów.
Stanął prosto, po czymwycofał się nieco, podnosząc przewrócony tobołek, na który ponownie usiadł.
Teraz Naruto mógł zobaczyćczego Asagi tak skrupulatnie strzegł. Nie mógł wyjść z podziwu jak i zachwytu,którego nie śmiał wyrazić. Dziewiętnastolatek rzeźbił w lodzie. W stałej,lodowatej wodzie tworzył kreację pragnień swojego serca. W zasadzie pragnienia.
- Asagi, c-czy toAyame-chan? – spytał po chwili, otrząsnąwszy się w zdumienia. Milczenie byłoodpowiedzią. Młody mężczyzna nie był w stanie wyksztusić słowa. Mimowolnieczuł, jak robi mu się gorąco. Zdradził się. Bez słowa ani spojrzenia, zabrałsię ponownie do pracy, kształtując lód, dzięki swojej energii.
Lodowa Ayame miała jużtwarz, na której widniał lekki uśmiech, a oczy pełne były głębi. Trwała wpozycji modlącej. Skrzyżowane ręce, pozwalały na objęcie ramion. Jej zimneciało okrywała piękna, choć skromna lodowa szata. Autor nie poskąpiłpotencjalnemu odbiorcy dzieła widoku kobiecych kształtów, odznaczających siępod nią. W tej chwili, niczym natchniony zdawał się żłobić w lodzie każdyoddzielny włos kapłanki.
- Kurczę. – wyrwało sięNaruto, opierającemu się o framugę drzwi.
- Nie jesteś zbyt wylewny.– odrzekł ironicznie Asagi.
- Jestem w szoku. –przyznał chłopak. – Od jak dawna Ty...
- Odkąd tylko pamiętam. –odrzekł natychmiast, nie spoglądając nawet na chłopaka. – A tak w ogóle, toczego chciałeś?
- Pobiegać. – odrzekłnatychmiast z szerokim uśmiechem.
- Żartujesz sobie?
- Nie.
- Co zamierzasz? – Asagipo raz pierwszy od zdradzenia pragnienia swego serca spojrzał na Naruto, któryszczerzył się jakby był z czegoś zadowolony. Bez słów wstępu, zaczął opowiadaćsamurajowi o swoich założeniach i planach odnośnie treningu.
Asagi był co najmniejzdumiony. Nie miał zielonego pojęcia skąd niebieskooki czerpie tębłyskotliwość, ale miał pewną błędną teorię co do wpływu pewnej kobiety, któraodwiedziła go wcześniej w nocy.
- Skoro jeszcze nieopanowałeś cięć na takim poziomie jakim byś chciał, to dlaczego chcesz jużtrenować nieuchwytność?
- Przecież to tak niewielebrakuje, że mogę to skończyć kiedy indziej.
- Nie bądź ignorantem,Naruto. – ostrzegł go Asagi. – Pozwól mi ją skończyć, a sam w międzyczasiedokończ jedną umiejętność. Później, razem zabierzemy się za kolejną. Co Ty nato?
- Niech będzie. Pozwolę Ci zostać jeszcze trochę sam na sam zAyame-chan. – Naruto obdarował samuraja łobuzerskim uśmiechem i szybkoczmychnął na zewnątrz, przekonany, że za tę uwagę mu się oberwie. Był bliskiprawdy, a na pewno stania się lodowym posągiem, z krwi i kości.
CZYTASZ
Choćby wody miało przybywać, | a dna nie było widać...
FanfictionOpowieść nie jest mojego autorstwa, jednak tak mi się spodobała, że postawiłam ją tu zamieścić. Można ją znależść pod adresem: http://kyuubi-kyokuya-naruto-hinata.blog.onet.pl/2007/07/ Hinata no Izayoi ☺️