Rozdział 50

3.9K 431 224
                                    

*James*

Po wydarzeniach z wczorajszego dnia miałem dosyć. Najchętniej zostałbym w domu i nigdzie nie wychodził. Spotkanie brata po tak długim czasie było szokiem. Oboje nie wiedzieliśmy, jak się zachować, ale jego arogancja względem mojej osoby, jak i Zoe była koszmarna.

Zdawałem sobie sprawę, że nie rzucimy się w swoje ramiona, a wręcz tego nie chciałem. Jednak mógł zachować się w nieco inny sposób, biorąc pod uwagę moją żonę, które naprawdę niczym nie zawiniła, aby być tak traktowana przez niego.

Przez całą tą przeklęta kolację miałem dziwne wrażenie, że oni się po prostu znali już wcześniej, ale skąd? Przecież doskonale zdawałem sobie sprawę, że mój brat, tak jak i ja nie gustowaliśmy w takich kobietach.

Zoe może i była nawet ładna, jednak nie pasowała do nas, a szczególnie w takim wydaniu, w jakim ją poznałem. Teraz oczywiście mogła oczarować każdego, swoim wyglądem czy też stylem. Miałem doskonały przykład na to, że posiadając pieniądze można wszystko.

Spojrzałem na śpiącą kobietę, leżąca obok mnie. Nie wierzyłem w to, że aż tyle zmieniła w moim życiu i to w tak krótkim czasie. Zresztą nie tylko ona, ale i jej córka. Nigdy bym nie pomyślał, że z własnej woli będę chciał wracać szybciej do domu, aby spędzić z nimi trochę czasu.

Wprowadziłem w swoje życie nieco więcej organizacji. Miałem określone godziny, o których pojawiałem się w pracy oraz z niej wychodziłem. Nie zostawałem nawet minuty dłużej, gdy to nie było naprawdę konieczne.

Kolejnym miejscem, które odwiedzałem już w drodze do domu była siłownia. Kiedyś mogłem siedzieć tam godzinami, bo w sumie nigdzie mi się nie spieszyło. Trochę poćwiczyłem, trochę poflirtowałem z kobietami, które również przyszły poćwiczyć, a następnie wychodziłem gdzieś z Patrickiem i wracałem późno w nocy.

Teraz było inaczej. Na siłowni spędzałem, jak najmniej czasu. Wykonywałem szybko swój trening i wracałem do Zoe i Charlotte. Wyjścia z przyjacielem już również odeszły w niepamięć. Nie dość, że byliśmy nadal pokłóceni to jakoś przestały mnie cieszyć codzienne wieczorne wyjścia.

Powoli zrzuciłem kołdrę ze swojego ciała i przykryłem nią żonę. Cicho wstałem, aby nie obudzić kobiety, a następnie spojrzałem na zegarek. Szósta. Nienawidziłem tak wcześnie wstawać. To był minus mieszkania tak daleko od centrum Londynu, do którego musiałem codziennie dojeżdżać. Dwie godziny dziennie zmarnowane na dojazdy. Jednak nie mogłem narzekać, bo naprawdę mieszkałem w cudownej dzielnicy i za nic bym tego domu nie zamienił na apartament w Londynie. Nie było o tym mowy.

Zszedłem na dół do kuchni, aby włączyć ekspres i przygotować kawę dla mnie o raz Zoe. Doskonale znałem już tryb życia mojej żony, więc wiedziałem, że za parę minut również sama wstanie, aby zacząć się zbierać na uczelnie i skorzystać z tego, że ją podwiozę.

Kolejną rzeczą za którą się zabrałem było przygotowanie śniadania. No może ciężko to było nazwać prawdziwym śniadaniem. Lekki posiłek brzmiał już znacznie lepiej.

Przygotowałem parę tostów oraz owsiankę dla Zoe. Wiedziałem, że kobieta nie będzie miała czasu, aby zjeść coś innego, bo będzie się za bardzo śpieszyć. Wahałem się przez chwilę czy dla małej również coś przygotować. W końcu ona jeszcze zostawała w domu z moją matką, więc nie musiała tak wcześnie wstawać.

Z drugiej strony znając małą, wstanie za chwilę. Normalnie, jakby miała jakiś alarm informujący, że my już dawno wstaliśmy.

Po chwili zobaczyłem, jak do jadalni wchodzi Zoe, wraz z Charlotte na rękach. Dziewczynka przetarła zaspane oczka i wtuliła się w ciało matki. Westchnąłem cicho i odłożyłem kawę, którą miałem ochotę wypić. Z kuchni zabrałem mleko oraz płatki, które wziąłem specjalnie dla Char.

- Siadajcie - powiedziałem, uśmiechając się do nich. Po minie mojej żony, widziałem, że była naprawdę zaskoczona moim zachowaniem. Nie spodziewała się, że gdy już wstanie to będzie czekało na nią gotowe śniadanie, które do tego wszystkiego sam przygotowałem.

Cały posiłek minął bardzo szybko. Nie mieliśmy czasu, aby powoli delektować się jedzeniem. Nie było na to wszystko czasu, szczególnie w tygodniu. Po zjedzonym posiłku zaniosłem brudne talerze do kuchni, aby chociaż trochę ułatwić sprzątaczce pracę.

Zoe chciała, abym zrezygnował z takich udogodnień, ale to nie było możliwe. Sami nie dalibyśmy rady nad wszystkim tutaj zapanować. Nie było nawet mowy, żebym jej uległ. Nie tym razem.

Kiedy moja żona zaczęła się zbierać, zaprowadziłem Charlotte do moich rodziców. Nigdy nie robili problemów z tym, że musieli się nią zajmować, ale chciałem ich odciążyć. Wiedziałem, że lubią małą, ale mają również swoje życie i problemy. Koniecznie musiałem porozmawiać z Zoe na temat jakiegoś przedszkola. Moim zdaniem bardzo dobrze by to wpłynęło na jej córkę.

Odetchnąłem z ulgą, gdy nie natknąłem się na Christiana, a jeszcze bardziej się ucieszyłem, gdy matka oznajmiła mi, że z parę minut temu wyszedł z domu i gdzieś pojechał. Najlepiej by było, gdyby skierował się na Heathrow. Nie narzekałbym.

- Bądź grzeczna. - Przytuliłem Charlotte, prosząc ją, aby za bardzo nie rozrabiała. Chyba powoli zamieniałem się w Zoe. Jeszcze niedawno miałem to wszystko gdzieś, a teraz?

Wychodząc z domu, spojrzałem na zegarek. Za dziesięć siódma. Cholera, jak zaraz nie wyjadę to na sto procent spóźnię się do pracy. Szybko zabrałem swoje rzeczy i czekałam chwilę, aż moja żona raczy łaskawie przyjść i wsiąść do tego samochodu.

Z piskiem opon ruszyłem przed siebie, chcąc jak najszybciej znaleźć się w pracy. Nie wyglądałoby to za dobrze, gdybym się spóźnił. Podrzuciłem Zoe pod uczelnię, a następnie starając się ominąć te wszystkie przeklęte korki skierowałem się do kancelarii.

- Do jedenastej nie ma mnie dla nikogo - oznajmiłem sekretarce. Musiałem zająć się papierkową robotą, dlatego każde bezsensowne odwiedziny by tylko mi w tym przeszkadzały. Dopiero po lunchu zaczynałem dzisiaj przyjmować klientów, więc do tego czasu musiałem się wyrobić.

Zajmowanie się dokumentami było czymś najgorszym w tym całym zawodzie. Nienawidziłem bezczynnie siedzieć w kancelarii, nie widząc efektów swojej pracy. Zdecydowanie preferowałem rozprawy sądowe, gdzie mogłem się wykazać wiedzą, jak i sprytem.

- Mówiłem, żeby mi nie przeszkadzać! - krzyknąłem, gdy usłyszałem dźwięk otwierania drzwi. Dlaczego do cholery nikt nie potrafi uszanować mojego zdania?!

- Chyba musimy porozmawiać. - Usłyszałem, a następnie spojrzałem w kierunku, z którego dochodził głos. Zdziwiłem się, bo zdecydowanie nie spodziewałem się tutaj tej osoby. Nie rozumiałem, po co i dlaczego tutaj przyszedł.

~~~

Jeżeli się ładnie postaracie to będzie kilka niespodzianek jeszcze dzisiaj.

Eve i Nika;*

Find HappinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz