Rozdział 20 (II)

3.7K 507 155
                                    

Mamy 3 miejsce!

*Zoe*

Wystraszyłam się, gdy w środku nocy ktoś zaczął dobijać się do drzwi. W głowie już widziałam wizję, że to mój prześladowca postanowił się w końcu ujawnić.

Jak najciszej się dało, z telefonem w jednej ręce, a nożem w drugiej podeszłam do drzwi. Wcześniej upewniłam się dwa razy czy pokój mojej córki był zamknięty.

Wybrałam numer policji, żeby już tylko wcisnąć zadzwoń, gdyby coś się poważnego działo.

Spojrzałam przez mały otwór w drzwiach, chcąc zobaczyć kto w środku nocy mnie nachodził, jednak mogłam zaobserwować żadnej postaci , stojącej przed drzwiami. Może mi się wydawało, że ktoś dzwonił i po porostu potrzebowałam konsultacji z psychiatrą?

Odłożyłam telefon na stolik, który znajdował się koło drzwi i mimo wcześniejszych obaw, otworzyłam drzwi. Wolałam się upewnić, że nikogo tam nie było.

Gdy uchyliłam drzwi to od razu ścisnęłam nóż, ltory trzymałam w prawnej dłoni.

Przejechałam wzrokiem po pustej, a na dodatek ciemnej klatce schodowej, co tylko wywołało u mnie większą panikę.

Pisnęłam przerażona, gdy usłyszałam cichy jęk, który dochodził z niedalekiej odległości.

Nóż, który do tej pory trzymałam z boku, teraz wyciągnęłam przed siebie. Musiałam sobie zapewnić bezpieczeństwo.

Krzyknęłam i to dosyć głośno, gdy poczułam kopnięcie w kostkę. Moja broń, która miała mi pomóc, upadła na brudną posadzkę.

Nieśmiało zrobiłam krok do przodu, aby zaświeciło się światło. Stojąc przy samych drzwiach, fotokomórka nie dzialała i mogłam teraz śmiało stwierdzić, że to błąd.

- James? - zapytałam ciacho, kiedy zobaczyłam mężczyznę, siedzącego na podłodze. Plecami opierał się o zimną ścianę, a nogi miał wyprostowane w kolanach.

Przyłożyłam dłoń do ust, chcąc zakryć przerażenie, które pojawiło się na mojej twarzy. Gdy przyjrzałam się uważniej, mogłam zauważyć krew, która pozwoli spływała z jego rannego policzka.

- Żyjesz? - stanęłam naprzeciwko mężczyzny. Mimo że powinnam go nienawidzić to jego widok i to w takim stanie mnie poruszył. Wyglądał, jak nie on, a do tego te rany. Coś musiało się stać.

Nie usłyszałam odpowiedzi z ust mężczyzny, dlatego też kucnęłam obok niego, a następnie załapałam go za ramiona.

- Słyszysz mnie? - powoli zaczynałam panikować. Najgorsze było to, że nje potrafiłam ocenic czy on oddychał.

Załapałam go mocniej, aby położyć go płasko na plecach, a następnie w pozycji bocznej. Nie mogłam go tak zostawić.

- Kurwa. - Usłyszałam przekleństwo z jego ust i odetchnęłam z ulgą. Żył i nikt mnie nie posądzi o morderstwo bylego męża.

Mężczyzna złapał się za głowę i przeczesał swoje włosy. Dopiero po chwili spojrzał na mnie, a w jego oczach mogłam dostrzeć odrobinę paniki.

- Zoe? - zapytał zdziwiony i zmierzył mnie wzrokiem. Wyciągnął dłoń do przodu, chcąc mnie najprawdopodobniej dotknąć, ale się szybko odsunęłam.

- Co ci się stało? - ręka wskazałam na jego ranę na twarzy. Nie wyglądała ona dobrze.

Mężczyzna wzruszył tylko ramionami i nie miał zamiaru mi odpowiedzieć. Westchnęłam cicho.

- Nie ruszaj się - powiedziałam, a następnie wstałam. Musiałam mimo wszystko odkazić mu ten zakrwawiony policzek.

Skierowałam się do łazienki, gdzie trzymałam apteczkę. Po wyjęciu jej z szafki, wróciłam do byłego męża i ponownie przybliżyłam się do niego.

- Co ty robisz? - zapytał bełkocząc. Gdy dotarła do mnie woń alkoholu, musiałam się odsunąć. Nie potrafiłam wytrzymać tego zapachu.

- Sama się zastanawiam - westchnęłam. Normalna kobieta na moim miejscu już dawno by go zrzuciła ze schodów po tym, co zrobił. Niestety ja byłam inna. Widząc go w takim stanie, nie mogłam przejść obojętnie. Byłam chyba za dobra albo po prostu moje serce jeszcze się z niego nie wyleczyło.

- Zostaw - powiedział, a praktycznie syknął z bólu, gdy dotknęłam jego policzek.

- Chce ci pomóc - warknęłam i siłą zabrałam jego ręce z twarzy. - Wzięłam wacik do ręki, a następnie nalałam na niego odrobinę wody utlenionej, żeby odkazić mu ranę.

- To boli - zaczął marudzić, gorzej niż małe dziecko.

- Trzeba było uważać na siebie albo tutaj nie przychodzić. - Przestałam uważać na delikatność tylko po prostu chciałam, jak najszybciej skończyć to co zaczęłam.

Na koniec przykleiłam plaster i zmyłam resztki krwi, które zaschły na jego twarzy,

- Gotowe - powiedziałam i podniosłam się do pozycji stojącej. James naśladując moje ruchy, starał się zrobić to samo i po chwili jakimś cudem stał już koło mnie.

Chwiejnym krokiem zaczął się kierować w kierunku drzwi wejściowych do mojego mieszkania, co mi się nie spodobało.

- A ty dokąd? - zapytałam zdziwiona jego zachowaniem. - Coś ci się chyba pomyliło - dodałam, a następnie zagrodziłam mu drogę, aby nie wszedł do mieszkania. Nie chciałam go widzieć tam i nie zamierzałam akurat mu w tym ulec.

- Spać? - zapytał, jakby to było oczywiste, ale nie dla mnie. Pokręciłam przecząco głową.

- Nie wejdziesz tutaj - powiedziałam stanowczym głosem, przez co mężczyzna spojrzał na mnie lekko zdziwiony. Nie spodziewał się po mnie takiej stanowczości, ale podobało mi się, że mogłam go w jakiś sposób zaskoczyć.

- Niby dlaczego? - zaśmiał się. Zdziwiłam się, że w takim stanie, aż tak dobrze kontaktował albo po prostu już odrobinę wytrzeźwiał.

- Zamówię ci taksówkę - stwierdziłam i wróciłam do mieszkania po telefon. Skasowałam numer policji, a następnie zadzwoniłam do firmy, która zajmowała się przewozem ludzi.

Zamknęłam drzwi na klucz i pomogłam Jamesowi zejść na dół. Mężczyzna stawiał się, ale po jakimś czasie udało mi się z nim wyjść na dwór i czekać na przyjazd taksówki. Miałam tylko nadzieję, że nikt z sąsiadów nie będzie musiał na to patrzeć.

- Chcę porozmawiać - stwierdził mężczyzna, a ja wybuchnęłam śmiechem. Chyba żartował.

- Tak nagle? - zapytałam. - Jakoś wcześniej nie miałeś na to ochoty - stwierdziłam. Nie zamierzałam się zgadzać na to. Musiał w końcu zrozumieć, że nie zawsze wszystko szlo po jego myśli. To była rzeczywistość, a nie idealna bajka, w której żył. Teraz już mogłam mu się śmiało postawić i nie obawiać się konsekwencji. Nie zależało mi, aż tak. Przynajmniej tak sobie wmawiałam.

- Przyjedź, jak wytrzeźwiejesz - stwierdziłam, gdy mężczyzna nie chciał odpuścić. Chyba postawił sobie za cel rozmowę ze mną, ale nie było mowy, aby ona się odbyła, gdy był w takim stanie.

- Teraz. - Wsadził dłonie do kieszeni i uważnie zaczął mi się przyglądać. Naprawdę byłam bliska temu, aby mu ulec, widząc jego błagalny wzrok, ale na szczęście w idealnym momencie przyjechała taksówka.

- Przyjedź jutro - powiedziałam, a następnie na siłę wsadziłam go do taksówki. Kierowcy podałam adres domu, do którego powinien go zwieźć, a sama wróciłam do siebie.

~~~

Dziękujemy za to, że FH było na 3 miejscu!

Może w ramach podziękowań, uda nam się dodać jeszcze jeden rozdział.

Pozdrawiamy razem z prasującą Domi :*

Eve i Nika:*

Find HappinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz