Rozdział 12 (II)

3.7K 443 222
                                    

*James*

Kolejne dni mijały zdecydowanie za szybko. Byłem w szoku, że czas tak szybko pędził, a ja praktycznie nic nie zrobiłem.

W sobotę rodzice zaprosili mnie na jakiś rodzinny obiad. Nie miałem pojęcia, o co tym razem chodziło. Z samego rana, mając jeszcze trochę czasu, podjechałem do znajomego, który miał mnie reprezentować w sądzie podczas rozprawy rozwodowej.

Przekazałem mu wszystkie dokumenty, z którymi powinien się zapoznać, żeby później móc wykorzystać. Zamierzałem wykorzystać wszystko, co miałem, aby zapewnić sobie wygraną. Nigdy niczego nie przegrałem i teraz tez nie miałem zamiaru.

- Zrób wszystko, żebym wygrał to - powiedziałem do znajomego, a następnie opuściłem jego kancelarię. Dziwiłem się, że pracował w sobotę, ale to była jego sprawa. Ja sam nie miałem zamiaru marnować weekendu na pracę. Nie było mi to potrzebne. Już i tak wystarczająco długo przebywałem w pracy.

- Nie ma sprawy. - Znajomy pożegnał się ze mną uściskiem dłoni, a ja następnie opuściłem jego kancelarię.

Teraz musiałem się zmierzyć z dużo gorszą rzeczą, czyli obiadkiem u rodziców. Szczerze to wolałem spędzić ten czas w jakimś pubie na piwie niż z nimi. Mogłem sobie dać rękę uciąć, że porusza temat mój i Zoe, a tego nie chciałem. Marzyłem, aby to ominąć, ale zdawałem sobie sprawę, że było to nierealne.

Po drodze wstąpiłem do cukierni po jakieś ciastka na deser. Matka i tak pewnie coś kazała przygotować, ale miałem nadzieję, że chociaż trochę im się polepszy humor i nie będą mnie zbytnio męczyć.

- W końcu jesteś. - Moja matka od razu mnie przytuliła na powitanie. - Ile można na ciebie czekać? - zadała pytanie, ale doskonale wiedziałem, żeby nie wdawać się z nią w dyskusję.

- Cześć, ciebie też miło widzieć - mruknąłem cicho i wyminąłem ją. - Ciastka. - Podniosłem opakowanie do góry, a następnie postawiłem je na stoliku.

Od razu skierowałem się do jadalnie, gdzie czekał już ojciec. Siedział przy stole i nawet nie raczył wstać, gdy przyszedłem. Podałem mu tylko dłoń i po krótkiej wymianie uścisku, usiadłem na krześle.

Kiedy moja matka dołączyła do nas, jedna z pracownic przyniosła nam obiad do stołu. Postawiła duże, białe talerze i od razu wyszła, zostawiając nas samych.

Cały obiad minął nam naprawdę w całkiem miłej atmosferze, ale może dlatego, że się nie odzywaliśmy do siebie i panowała po prostu cisza między nami, co mnie cieszyło. Niestety wszystko, co dobre szybko się musiało skończyć.

- Chyba musimy porozmawiać synu - zaczął mój ojciec, a ja wiedziałem, że bez kłótni się nie obejdzie. Za dobrze go znałem i jego wybuchowy charakter, który swoją drogą odziedziczyłem po nim. Matka była nieco spokojniejsza.

- Nie mamy o czym - powiedziałem. Nie widziałem potrzeby, żeby im się zwierzać ze swojego życia. To była moja sprawa, co robię, a nie ich.

- Mamy. - Mogłem usłyszeć pewność siebie w jego głosie. - Chodzi o kancelarię - dodał, a ja dopiero wtedy zacząłem się martwić. Co on takiego wymyślił tym razem, że chciał ze mną rozmawiać.

- Nie rozumiem. - Naprawdę się pogubiłem. - Kancelaria jest moja - stwierdziłem. Taka była umowa, wiec nie widziałem innej opcji.

- No własnie - zaczął. - Pojawiły się nowe okoliczności. - Kiedy to usłyszałem prychnąłem. Jakie okoliczności, o czym on mówił?

- Słucham? - powoli traciłem cierpliwość. Nie rozumiałem, co tutaj się działo. - O czym ty do cholery mówisz?! - podniosłem głos.

- James, uspokój się. - Moja matka, jak zawsze starała się załagodzić sytuację, ale nie tym razem. nie zamierzałem odpuścić.

- Twój brat ma narzeczoną, więc pomyślałem, żeby przepisać mu część udziałów w kancelarii. - Gdyby ten mężczyzna nie był moim ojcem, to już dawno bym mu przywalił.

- Co ty pieprzysz?! Nie tak miało być! - oburzyłem się. On chyba zwariował. Mój braciszek sobie kogoś znalazł i nagle ma przejąć kancelarię? Nie było takiej możliwości. On miał swoje życie w Stanach, więc niech się odczepi od Anglii. Nikt go tutaj nie potrzebował, a już na pewno nie firma.

- Nie unoś się tak - warknął. - Kancelaria ma być przekazywana z pokolenia na pokolenie, a zdaje się, że ty właśnie rozwaliłeś swój związek - oznajmił mi. Czyli, co przez tą idiotkę miałem stracić wszystko, na co tak długo pracowałem?!

- Kancelaria jest moja! - uderzyłem pięścią w stół. Nie mogłem tutaj wysiedzieć.

- To pogódź się z żoną. Pójdźcie na terapię małżeńską. - Zaśmiałem się na jego słowa. Nie było nawet mowy, żebym poszedł do jakiegoś psychologa, który będzie się wpieprzał w moje życie.

- Zakończyłem temat z Zoe raz na zawsze i nie mam zamiaru do niej wracać! Chyba ostatnio wyraziłem się jasno! - Ojciec nie mógł zrozumieć, dlaczego tak postąpiłem, zresztą matka tak samo, a ja zamiast pokazać im tą teczkę, trzymałem ją u siebie w gabinecie. Gdyby tylko przeczytali jej zawartość to od razu by zmienili zdanie i byli po mojej stronie. W końcu moja żona nie byłaby taka idealna w ich oczach.

- Zastanów się, bo możesz wiele stracić - powiedział, a ja zacząłem zastanawiać się, o czym on konkretnie mówił. O kancelarii czy też o czymś innym.

- Mam tego dosyć! Wpieprzasz się cały czas w moje życie. może zajmij się w końcu swoim?1 - wstałem od stołu. - Wyprowadzam się, bo mam tego dosyć! - z hukiem odstawiłem krzesło, a następnie opuściłem pomieszczenie. Nie wytrzymałbym tam ani chwili dłużej.

Szybkim krokiem wróciłem do siebie i zacząłem wrzucać swoje rzeczy do jednej z walizek, które stały w garderobie. Nie miałem zamiaru tutaj zostać i słuchać jego gadania. Potrzebowałem spokoju, który tutaj był rzeczą niemożliwą.

Zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy na tą chwilę. Wrzuciłem walizki do bagażnika swojego samochodu, a następnie wsiadłem za kierownicę. Z piskiem opon ruszyłem przed siebie, zostawiając wszystko w tyle. Apartament w centrum był moim miejscem, w którym mogłem się schować przed wszystkim i zamierzałem to zrobić. Rodzinny dom źle na mnie wpływał. Za dużo było tam zbędnych wspomnień.

~~~

Eve i Nika 😚

Find HappinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz