Rozdział 37 (II)

4.4K 518 208
                                    

Zmieniłyśmy numerację rozdziałów, wiec to jest tak jakby setny rozdział :)

*Zoe*

Zapanowała między nami krępująca cisza. Żałowałam, że odważyłam się na takie słowa. Może po prostu się wygłupiłam skoro on nie zareagował na moje wyznanie.

- James - powiedziałam cicho, chcąc go zmusić do jakiejś reakcji.

Dotknęłam dłonią jego policzka. Niby nic takiego, ale w końcu spojrzał na mnie i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. Bardzo szybko jednak zrezygnował z tego i po prostu wtulił się w moja rękę, a następnie złożył na niej pocałunek.

- Doskonale wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważna. - Uśmiechnął się w moim kierunku.

- Niby skad mam to wiedzieć? - zapytałam. On nawet nie okazywał zainteresowania moją osobą. Dopiero teraz zrozumiałam, że faktycznie bylam mu potrzebna tylko i wyłącznie do tego, żeby mógł bez problemu przejąć kancelarię.

- Przecież mówiłem ci o tym - oznajmił, a ja miałam ochotę głośno się zaśmiać. On chyba sobie żartował.

- Naprawdę myślisz, że same słowa wystarczą? - on musiał zrozumieć jakie błędy popełniał, jeżeli chciał, żeby coś pomiędzy nami się naprawiło.

- Tak - odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy.

- Jestem kobietą, James, więc to logiczne, że marzą mi się jakieś romantyczne rzeczy - stwierdziłam. Nie widziałam sensu, aby ukrywać przed nim swoje uczucia.

Ward położył dłoń na moim kolanie i zaczął delikatnie przesuwać ją w górę, a następnie w dół.

- Kiedy kupiłeś mi kwiaty? - po jego minie zorientowałam się, że miał problem z odpowiedzią na tak proste pytanie.

- Jakiś czas temu? - bardziej zapytał niż stwierdził.

- No właśnie, a już nie wspomnę o innych rzeczach, jak randka. - Nie pamiętałam kiedy sam z siebie mnie gdzieś zaprosił.

- Myślałem, że nie zależy ci na drogich prezentach czy też wyjściach do ekskluzywnych restauracji. - Wzruszył ramionami. - Sama to mówiłaś - dodał.

- A czy zabranie na spracer albo przyniesienie kwiatka z ogrodu kosztuje tak wiele? - miał rację. Nie chodziło mi o to, żeby wydawał na mnie cały swój majątek. Było przecież tak dużo możliwości, które nie wymagały tracenia przez niego pieniędzy.

- No niby nie. - Widziałam, że ta rozmowa już mu się nie podoba. Nie lubił, gdy ktoś wspominał o tym, co robił źle, bo wydawało mu się, że był idealny.

- No, ale przecież James Ward nie może się zniżyć do takiego poziomu, prawda? - prychnęłam.

- Możesz się w końcu zamknąć? - złapał mnie za oba nadgarstki. Wystraszyłam się, widząc go w takiem stanie, którego swoją drogą nie potrafiłam rozszyfrować.

- To boli - powiedziałam, kiedy jego uścisk się wzmocnił, aż za bardzo.

Mężczyzna od razu puścił mnie, jakby obudził się i zrozumiał, że mógł mi zrobić krzywdę.

- Przepraszam - powiedział i po chwili podniósł moje nadgarstki do swoich ust i złożył pocałunek. - Zależy mi na tobie naprawdę. - Po raz kolejny zapewniał mnie o tym, a ja tak bardzo chciałam wierzyć w jego słowa.

- Udowodnij - szepnęłam. Byłam już zmęczona tą całą sytuacją i naprawdę chciałam ją jakoś rozwiązać. Kochałam gon dlatego miałam nadzieję, że w jakiś sposób się zmieni.

- Jak? - zapytał.

- Ja ci nie pomogę. Musisz sam się postarać jeżeli chcesz coś zyskać - powiedziałam z uśmiechem. Wiedziałam, że gdy tylko trochę pomyśli to naprawdę będzie mógł mnie czymś mile zaskoczyć.

Przez chwilę siedział nieruchomo i nad czymś się zastanawiał. Po upływie paru minut mogłam zobaczyć jakiś błysk w jego oku, co musiało oznaczać, że wpadł na jakiś genialny pomysł.

- Dlaczego się tak uśmiechasz? - zapytałam, nie mogąc już dłużej znieść jego głupiego wyrazu twarzy. On jednak nic nie powiedział tylko zaczął coś robić na swoim telefonie. Kulturalny, nie ma co.

- Tajemnica kochanie. - Pochylił się nade mną i pocałował mnie w policzek. Przynajmniej nie miał zamiaru przekraczać pewnych granic i nie wmawiał sobie, że mógł na wszystko sobie pozwolić.

- Jeszcze wina? - odsunęłam się od niego i podeszłam do szafki, gdzie stała kolejna butelka alkoholu. Musiałam się jakoś dowiedzieć, dlaczego on to wszystko robił, a jak widać jeszcze nie był w odpowiednim stanie, aby przekazać mi te cenne wiadomości.

- Może wystarczy? - mężczyzna poszedł w moje ślady i już po chwili stał koło mnie. - Chcesz mnie upić? - powiedział poważnym tonem, ale mimo wszystko mogłam wyczuć lekkie rozbawienie tą sytuacją.

Byłam w szoku, jak łatwo zmieniał mu się nastrój. Przed chwilą był praktycznie załamany i błagał mnie o pomoc, a teraz jego stan był zupełnie inny. Nie miałam pojęcia czy on po prostu grał przede mną i chciał aż tak namieszać w mojej głowie czy naprawdę miał coś z głową.

- Mam ochotę zaszaleć. - Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, która była osłonięta jasną koszulą. Spojrzałam mu prosto w oczy i oblizałam mimowolnie wargi.

- I do tego jest ci potrzebne wino? - zaśmiał się, a następnie położył swoje dłonie po obu moich stronach, zamykając tym samym w malej przestrzeni, z której nie miałam, jak się wydostać, a nawet może nie chciałam.

- Wino ma mi tylko dodać odwagi. - Stanęłam na palcach i wypowiedziałam te słowa tuż przy jego uchu. Mogłam poczuć, jak jego cale ciało się spięło na ten intymny gest, przez co się uśmiechnęłam.

- Wystarczy na dzisiaj tego alkoholu. - Pocałował mnie w czubek nosa. Odsunął gestem ręki butelkę, aby nie znajdowała się w moim polu widzenia. Wydałam z siebie cichy pomruk niezadowolenia. Pokrzyżował moje plany, co mi się nie spodobało.

- Jesteś sztywny. - Pokazałam mu język, zachowując się przy tym, jak małe dziecko. - Nie można z tobą się bawić - dodałam, robiąc smutną minę.

- Można i to całkiem dobrze. - Ward tym razem bez zahamowania pocałował mnie w usta, przez co po moim dziele przeszedł przyjemny dreszcz. Brakowało mi jego bliskości, ale z drugiej strony miałam gdzieś w głowie informację, że powinnam to przerwać, mimo tego, że naprawdę go pragnęłam. Najgorsze było to, że dopiero teraz to zrozumiałam. Nie potrafiłam bez niego żyć.

- James - mruknęłam cicho, odsuwając się od niego odrobinę, ale on ponownie chciał połączyć nasze usta ze sobą. - Ktoś dzwoni do drzwi. - Poprawiłam swoją bluzkę, która delikatnie się przekrzywiła oraz podniosła do góry, a następnie podeszłam do drzwi.

- Pani Zoe Clark? - zapytał młody mężczyzna, stojąc przede mną z dosyć dużym bukietem kwiatów.

- Tak, ale - zaczęłam, jednak dostawca podał mi róże i nie słuchał już moich słów. Westchnęłam tylko i wróciłam do salonu, po wcześniejszym pożegnaniu się.

- Ładne kwiaty, od kogo? - odezwał się Jamesa, przyglądając mi się uważnie.

- Nie mam pojęcia - szepnęłam cicho, a następnie podniosłam je do góry, żeby móc je powąchać. - Ale są śliczne. - Uśmiechnęłam się i skupiłam całą swoją uwagę na bukiecie.

~~~

Eve i Nika:*

Find HappinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz