Ah shit, here we go again

16 2 0
                                    

Lin

Piekący ból jaki czułam na ciele był wszechobecny paskudny. Liczne rany, które miałam na siebie sprawiały że nie byłam się praktycznie podnieść. Mam zamknięte ale spróbowałam je otworzyć mimo bólu. Pierwsze co zobaczyłam to to że jestem w jakimś pomieszczeniu. Nie wiedziałam gdzie jestem dopóki nie zauważyłam kilku gangsterów a po odwróceniu głowy dostrzegłam Anne, które była zaszlachtowana.

Lin: Anna...

Z całych sił jaki jeszcze miałam próbowałam wstać. Moje mięśnie krzyczały bym tego nie robiła ale muszę. Niestety poczułam uderzenie w plecy. Spadłam słabo na brzuch. Nie poddawałam się nawet mimo że ktoś mnie nadepnął.

???: Jakie to urocze.

Ten okropny chropowaty głos, który był niesamowicie szyderczy a jednocześnie wredny. Domyśliłam się kto to. Hrez...

Hrez: Spóźniłeś się Miles. Nic nie możesz zrobić.

Elon: Lin...

Tura: Ty jeszcze żyjesz?

Chwyciła moje włosy co pomogło jej potężnie uderzyć moją twarzą o beton. Po tym podeszła do niego i strzeliła w głowę.

Lin: Elon!

Mimo całego bólu jaki w sobie czułam wstałam wkurzona. Pozwoliłam elektryczności przepłynąć przeze mnie aż w końcu wybuchłam całą tą mocą...

???: Lin! Lin!

Natychmiast poczułam pod sobą łóżko i otworzyłam oczy. Z natychmiastowego odruchu chciałam uderzyć tego kogoś kto był przy mnie ale moja pięść napotkała jedynie lodową ścianę, która znikła ukazując mojego brata.

Lin: Elon?

Elon: Tak. To ja. Słyszałem jak mnie wołasz. Przyszedłem i zobaczyłem Cię jak... nie wiem jak to określić... jakbyś zaczęła używać jadu Ale to całe twoje ciało iskrzyło. Co Ci się śniło?

Lin: Hrez...

Elon: Oł. Chcesz o tym porozmawiać?

Lin: Nie. Jest git. Chyba. Przynajmniej wykorzystam tę złość jak ją spotkamy.

Elon: Ta. Szczególnie, że coraz częściej spotykamy jej ślady. Te dwa tygodnie temu myślałem, że już się o Ciebie nie boję Ale teraz...

Lin: Elon. Spokojnie. Czuje, że jest coraz bliżej do naszego spotkania Ale nie jest Tak źle jak wcześniej.

Elon: To dobrze - najwyraźniej coś mu przyszło do głowy - Nie boli cię to uderzenie?

Lin: Boli. I to w cholerę.

Elon: To dlaczego nie krzykniesz?

Lin: Nie chciałam psuć chwili ale skoro teraz mogę to...

Chwyciłam rękę i zaczęłam krzyczeć z całej siły. Elon zakrył uszy a ja musiałam się wykrzyczeć przez przynajmniej minutę. Kit pojawiła się zmęczona karząc mi zamknąć ryj ale już skończyłam i się zamknęłam.

Kit: Dziękuje... idę spać.

Elon: Lepiej ci?

Lin: Tak.

Elon: Dziękuje. Uszy mnie bolą... Eh. Poza tym musimy wstawać. Dzisiaj już ostatnie miejsce gdzie te chujki przebywają.

Lin: Skąd Ta pewność?

Elon: Nie wykryto już nigdzie ich aktywności.

Lin: Wszyscy w jednym miejscu. To będzie chyba duża grupa.

Multivers: początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz