Kara
Wszyscy jesteśmy w labie. Większość z nas jest ostro poobijana i ranna przez co są podłączeni do kroplówek i monitorów życia. Ba nawet mnie ten glut trochę pokiereszował. Z tego co widziałam Babs ma założony bandaż i szwy ale przez ból prosiła o środki nasenne. Szczerze jej się należy. Jako pierwsza odkryła zagrożenie i walczyła z nim mimo że praktycznie nie miała żadnych szans. Elon jest w komorze regeneracyjnej. Okazało się że ma rozwalone płuca i trochę serca. Ma bardzo marne szanse na przeżycie. Carmen siedzi pod tą komorą cały czas. Nie byli w stanie przetransportować świadomości do cyberprzestrzeni bo ma w głowie dwie świadomości. Wilkon i on przez co komora nie może być użyta w pełni swoich możliwości bo system może się przeciążyć. Anna za to ma tylko trochę lepiej. Ma złamany kręgosłup w pięciu miejscach. Nie wiadomo czy będzie mogła chodzić chociaż MJ ponoć ma jakiś sposób. Najstarszy mimo że ma wyrwaną rękę to jest w najlepszej sytuacje. Mało się wykrwawił i stworzył magiczną duchowa rękę. Poza tym symbiont złamał mu kręgosłup w jedynym miejscu. Ewa nie potrzebowała komory regeneracyjnej ale musiała zostać podpięta do wielu kabli. Carnage ostro ją poobijał. Ten demon Blitzo mimo że mógł już dzisiaj wrócić do swojego świata to został by nam pomóc jako odwdzięczenie się.
Moje dziewczyny też sowicie oberwały ale na szczęście nie aż tak bardzo. Karen ma złamane trzy żebra i to jest najgorsze oprócz Babs. Reszta jest tylko mocno posiniaczona Ale dalej śpi. Ja teraz leże na łóżku patrząc się po prostu w sufit. W mojej głowie cały czas widzę scenariusze jak mogłabym wygrać z tą paskudą. Ma cały czas wyrzuty sumienia że ze strachu nie byłam w stanie uratować Lin. Tak. Bałam się. Bałam się strasznie. To on kiedyś przejął nade mną kontrolę. W chwili gdy go zobaczyłam nie byłam w stanie się ruszyć. Strach mnie sparaliżował i za to się obwiniam. Przez to wydarzenie zaczęłam podziwiać Babs. Była w stanie drwić z niego prosto w twarz i walczyła mimo że wiedziała że się nie uda. Eh. Teraz miejmy nadzieje że następnym razem po prostu zginie... o ktoś puka. Powiedziałam żeby ktokolwiek ti był to niech wchodzi. Weszła Nat mająca pełno szyn i plastrów na twarzy.
Nat: Jak się czujesz? Dalej masz stany lękowe?
A tak... stany lękowe. Carnage je wywołał i bardzo trudno było znów nad nimi zapanować. Pomogła mi Harley i ten nowy demon, który ze mną pogadał. Mimo że jest chujem to potrafi być miły.
Kara: Już minęły - spojrzałam się na nią - Jak Elon i Kitty?
To pytanie chyba nie powinno paść. Nat otarła łzy po czym usiadła na moim łóżku.
Nat: Kitty żyje.Jego ciało jest dla mnie zagadką ale to głównie płyn. Już chodzi. Jednak Elon... Boję się, że nie przeżyje. Ma rozwalone płuca. Ledwo co odzyskał oddech a już go stracił. Podłączyłam go do respiratora w tej komorze ale przez to że ma w sobie tego wilkona nie możemy go ostatecznie wyleczyć a sam wilkon się nie pokazuje. Ja... ja nie wiem co robić Kara. Pierwszy raz w życiu czuje się tak bezsilna.
Powiedziała to powstrzymując łzy i wstając. Zaczęła chodzić po pokoju starając się znaleźć jakieś słowa ale nic z tego. Na początku nic nie mówiła ale później się zaczęła.
Nat: Jestem naukowcem Kara. Ja zawsze powinnam mieć rozwiązanie na wszystko. Powinnam uratować Lin nią narażając Kittiego. Powinnam uratować Elona. Ja od tego tu jestem...
Kara: Nat, nie musisz wszystko przyjmować na siebie. To nasza przegrana.
Nat: Nie! To moja porażka! Tylko moja! Jeżeli teraz nie uratuje Elona to nawet jak nam się uwolnić Lin to będzie zrozpaczona.
Kara: Nat! - spojrzała się na mnie a ja aktywowała swoją czułą stronę i pocałowałam w czoło i dotknęłam jej polików. Ona w tym dotyku się rozczuliła - Przegraliśmy wszyscy. Nie możesz być odpowiedzialna za wszystko. Słuchaj. Jeżeli chcemy wygrać to musimy działać razem. Razem uratujemy Lin, razem uratujemy Elona.
CZYTASZ
Multivers: początek
FanficLin i jej rodzeństwo stracili wszystko. Dom, rodzinę i dawne szczęście. Starają się teraz jakoś odnaleźć. Wiele lat życia w Nowym Jorku sporo zmieniło. Czy to zachowanie czy zdolności. Stała się znana jako Spider-man. Jednak po pewnym incydencie rzu...