Be gay togayther
Aspołeczna🕷: Cześć szajbuski. Chciałabym wraz ze swoją rodziną zaprosić Was na obiad na 17 na małe przyjęcie..
ADHD 🦇: Czekaj ale z jakiej to okazji? Chyba nie znowu coś związanego z rocznicą? Nie wytrzymam wzroku twojej matki na sobie...
Aspołeczna 🕷: Nie. To MJ wpadł na to by spróbować was pogodzić. To przyjęcie ma być początkiem tego.
Trawożerca 🐛: Mamy uwierzyć że MJ się tym przejmuje?
Bateria⚡: Potrafi być miły ale nie wydaje mi się żeby wyskoczył z takim czymś.
Milf🥈: Bez obrazy ale to nie jest osoba, która by się chciała wtrącać w takie sprawy a na pewno już by się nie mieszał w coś co nie jest jego sprawą.
Aspołeczna 🕷: Eh... dobra. Po prostu zapraszamy was na taką kolacje. Musi być jakaś okazja? MJ miał to w dupie.
Królowa skromności 💲: I w to jestem w stanie uwierzyć. Będziemy.
Aspołeczna 🕷: Szczerość to kurwa podstawa widzę...
Sajgonka🏮: Piękna. Znamy twoje rodzeństwo...
Koniec
Babs
Jest punkt siedemnasta. Tak jak zapraszała nas Lin przyszliśmy całą grupą. Zapukałam do drzwi, usłyszeliśmy lekkie kłótnie aż MJ otworzył drzwi. Wygląda na mega zmęczonego.
MJ: Cześć dziewczyny. Wschodźcie. Nie zdejmujcie butów...
Jess: MJ... wiemy że to wasza pułapka. Nie jesteście Amerykanami jak większość z nas.
MJ: No i co? Mamy robota sprzątającego.
Diana: Niewolnictwo.
MJ: Że też akurat ty to mówisz... przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. Włazić.
Barbi: Jesteście Słowianami. Wiemy że macie pewnie kapcie dla wszystkich z nas.
MJ: Cholera ma racje...
Carmen: To dlatego raz przyjechaliście z całym bagażnikiem kapci... To wiele wyjaśnia.
MJ: Nic na to nie poradzę... Dobra. Macie kapcie - magicznie je pojawił - wybierzcie sobie i chodźcie.
Spojrzeliśmy się na siebie i zaczęliśmy wybierać sobie kapcie. Zajęło nam to z dobre dziesięć minut aż wszystkie poszliśmy do stołu gdzie były różne typowo słowiańskie potrawy i siedziała już Nat z Kittym. Na widok pierogów z mięsem, kopytek i mamuta w sosie własnym ślina zaczęła mi wręcz ciec. Kara jako pierwsza siedziała przy stole i nałożyła sobie kopytek Nomarackich i polała ciemnym gęstym sosem. Każda z nas od razu dosiadła się do stołu i nie mogliśmy się doczekać jedzenia.
MJ: Ja muszę się jeszcze ogarnąć. Za chwilę reszta powinna przyjść z resztą jedzenia. Poczekajcie chwilę.
Wyszedł zostawiając nas samych. Kara nie czekając na nikogo zaczęła się zajadać tym co było a ja jak chyba większość z nas zrozumiała że coś tu jest nie tak. Był nieco zestresowany.
Pam: O co chodziło MJ?
Nat: Nie wiem ale reszta była taka od samego rana.
Kitty: Wydają się dziwnie zestresowani. Jakby coś ukrywali.
Kara: Może chodzi o TARCZĘ. W końcu dyrektor naszej szkoły to jej agent A oni są mocno z nią powiązani.
Selina: A może chodzi o HYDRĘ... albo co gorsza Watahę.
CZYTASZ
Multivers: początek
FanfictionLin i jej rodzeństwo stracili wszystko. Dom, rodzinę i dawne szczęście. Starają się teraz jakoś odnaleźć. Wiele lat życia w Nowym Jorku sporo zmieniło. Czy to zachowanie czy zdolności. Stała się znana jako Spider-man. Jednak po pewnym incydencie rzu...