Lin
Tak bardzo nie ciepie się budzić. Jestem zbyt leniwa by nie spać ale czasami muszę. Otworzyłam oczy przez co moim oczom ukazała się spokojna śpiąca Babs zwrócona w moją stronę. Rozejrzałam się gdzie jestem. Zorientowałam się że jestem w pokoju moim pierwszych prawdziwych rodziców. Musiałam sobie przypomnieć co było wczoraj. Wspomnienia wróciły do mnie dość szybko. Cadance wyznała że widzi mnie mnie swojego źrebaka i to zaakceptowałam. Od teraz mam dwie matki. Po tym poszliśmy do domu. Tam o tym powiedzieliśmy i mama koń... jak to brzmi... stwierdziła że resztę też może zaadoptować bo również ich lubi. Zgodzili się oprócz MJ więc rodzina się powiększyła. Przez chwilę jeszcze oglądaliśmy telewizje. W tym czasie Cadance przytulała mnie do siebie co było miłe. Wtedy poszliśmy spać.
Niestety ten dom nie ma tylko fajnych wspomnień. Doskonale pamiętam dzień gdy zostałam porwana i noc uratowania mnie. Leżałam dokładnie w tym łóżku gdy moje nowe rodzeństwo pocieszało mnie. Momentalnie do oczu naszły mi łzy. Wstałam i poszłam na balkon, który był właściwie dobudowanym pomieszczeniem na dole a na górze po prostu można było chodzić po dachu. Tutaj mogłam się spokojnie rozpłakać ale poczułam jak ktoś mnie dotyka. Wzdrygłam się a ta osoba lekko się odsunęła.
Cadance: Przepraszam. Nie chciałam cię przestraszyć.
Moja nowa matka wskoczyła przednimi kopytami na barierkę i wraz ze mną patrzyła się na ulicę. Cały czas spoglądała na mnie i już wiem że nie uniknę pytań. Kit pojawiła się zmęczona spoglądając co się dzieje po czym wróciła do spania.
Cadance: Coś się stało kochanie - spytała się - Miałaś koszmar?
Lin: Raczej... nieprzyjemne wspomnienie.
Cadance: Opowiesz mi o tym?
Lin: Nie chcę ci zawracać głowy mamo.
Cadance: Lin. Teraz jesteśmy rodziną. Wiem że jest ci ciężko ale bardzo bym chciała ci pomóc...
Lin: Dostałam przebłysku z nosy gdy zostałam uratowana. Siedziałam na tamtym łóżku gdy moje rodzeństwo mnie pocieszało. Widziałam swoje zakrwawione ręce i krew wszędzie. Anna po tym namówiła na wyjazd do Nowego Jorku.
Cadance: Jak?
Lin: Nie wiem ale mówiła, że skoro ona tu jest i mnie porwała to musimy uciekać. Wiele jej zawdzięczam.
Cadance: Kocha Cię.
Lin: Tak wiem ale na początku uważała mnie za intruza. Wiem o tym.
Cadance: Teraz cię kocha. To twoja siostra i zawsze nią będzie. Może początki bywały trudne ale już jest dobrze.
Lin: Wiem ale w dalszym ciągu nie mogę przestać się winić za śmierć Alex.
Cadance: Lin. To nie twoja wina. Oni nie dali wam wyboru. To wszystko Wataha.
Lin: Ale gdybym się nie pojawiła i nie namieszała w ich życiu...
Cadance: To nigdy by nie uciekli - wskoczyła przednimi kopytami na moje barki by móc patrzeć prosto w oczy. Mimo że jest duża to w cale nie taka ciężka - Gdyby nie ty to by ich prawdopodobnie nie było.
Lin: Może masz racje ale i tak mam wyrzuty sumienia.
Cadance: Lin. Wiesz. Potrafię wyczuwać emocje. Widzę jak wszyscy są wdzięczni tobie.
Lin: Że co? Ale... nie rozumiem. Dlaczego niby mają być wdzięczni mi?
Cadance: Ponieważ żyją. Jak wcześniej wspominałam gdyby nie ty to by nie wyjechali a nawet jeśli to by nie byli tam gdzie są. Sam MJ wspominał ile razy ich uratowałaś lub wyciągnęłam z opresji. Jesteś wyjątkowa Lin.
CZYTASZ
Multivers: początek
FanfictionLin i jej rodzeństwo stracili wszystko. Dom, rodzinę i dawne szczęście. Starają się teraz jakoś odnaleźć. Wiele lat życia w Nowym Jorku sporo zmieniło. Czy to zachowanie czy zdolności. Stała się znana jako Spider-man. Jednak po pewnym incydencie rzu...