Lin
Nie jestem przyzwyczajona do wstawania tak wcześniej. Obudziłam się o piątej i musieliśmy się przygotować. Zapakowaliśmy całą broń, ubrania itd. Po tym wyjechaliśmy i zajechaliśmy jeszcze pod dom Babs, które już czekała ze swoim ojcem i dosyć pokaźną walizką. Mama się zatrzymała i wyszłam by jej pomóc. Kit śpi w mojej głowie ponieważ dla niej to za wcześniej. Zwykle pojawia się koło dwunastej popołudniu.
Lin: Gotowa?
Babs: Tak.
Lin: Nie musisz tego robić. Wiem że to może być trudne. Moje pierwsze zabójstwa były trudne.
Babs: Wiem. Ale chce wskoczyć w nieznane.
Lin: Jesteś tak uroczo głupia.
Babs: Może. Ale dlatego tak mnie kochasz.
Lin: Chyba pierwszy raz w życiu masz racje.
Zaśmiała się i wzięła mnie do pocałunku uprzednio pytając migowym. MJ i mama patrzyli się na nas wraz z jej ojcem.
James: Jak oni dorośli.
MJ: Prawda? A jeszcze niedawno Lin spała przy zapalonym świetle.
James: Moja Babs też.
Carmen: Sporo ich łączy.
James: Bratnie dusze. A jak się układa Pani Sandiego?
Carmen: Bardzo stresuje się tym wyjazdem...
MJ: Ty wiesz że nie musisz jechać? Prawda?
Carmen: Zostawić was samych boje się bardziej. Wsiadaj. Już kończą.
MJ: Me me me me. Do zobaczenia panie Gordon. Obiecuje że Babs nic się nie stanie.
James: Wiem, że tak. Wy też wrócicie cali.
MJ: Postaramy się. Do zobaczenia.
Wsiedliśmy do samochodu. Z nami na lotnisko zabrała się też Nat, która widać że też jest o mnie niepewna. Trzyma mnie za rękę tak samo jak Babs. Mamy farta że ten samochód ma sporo siedzeń inaczej byłby problem. Dosłownie też widzę jak mam i Elon zerkają na nas przez lusterko. Ewa za to śpi i wygląda jakby nikt nie mógł ją obudzić. Po chwili dojechaliśmy i obudziłam ją. Narzekała strasznie ale ostatecznie wyszła a my zobaczyliśmy jak wielkie tłumy tu są.
MJ: Tłumy godne podziwu.
Peter B: I oby nie ostatnie.
MJ: Miło że tak w nas wierzysz...
Ivy: Z waszymi kompetencjami to wierzę tylko w Ewe.
Ewa: O widzicie? Jedyna mądra.
Blitzo: To może powiem tak. Wierzę w was, że nie dacie się zabić.
Carmen: Uwierz że też bym chciała...
Ja i ruda nie mogliśmy pogadać z nimi ponieważ szajby na nas czekały. Gdy tylko się zbliżyliśmy dosłownie wbiegły w nas i zamknęły w wielkim uścisku. Mimo że tego nie cierpię to pozwoliłam. Może będę mieć wakacje od tego... Składały pocałunki na naszych twarzach i widzę że nawet Ruda się tego nie spodziewała.
Babs: Czuje się jak żyd w wagonie w 1942 roku...
Harley: Oj no muszę nacieszyć się swoją piękną rudowłosą - Babs natychmiast się zarumieniła.
Lin: Ta... zjebki. My tylko wylatujemy...
Carol: Tak. Ale to niebezpieczne i sami mówiliście, że nie wiecie jak długo wam to zajmie.
CZYTASZ
Multivers: początek
FanfictionLin i jej rodzeństwo stracili wszystko. Dom, rodzinę i dawne szczęście. Starają się teraz jakoś odnaleźć. Wiele lat życia w Nowym Jorku sporo zmieniło. Czy to zachowanie czy zdolności. Stała się znana jako Spider-man. Jednak po pewnym incydencie rzu...