Lin
Po tym jak wróciliśmy do domu nie mogłam spać. Co prawda nic mi się nie stało ale moja rozmowa z Carmen nie pozwalała mi spać... No i jeszcze adrenalina mi nie spadła. Jestem zbyt pobudzona by spać. Jestem w jakby amoku szczęścia. Nie spodziewałam się że zaakceptuje to że czuje jakby była moją matką a co dopiero że sama to czuje. Mimic już dawno wyszedł patrolować korytarze więc nie mogę przy nim majstrować i nie wiem co robić. Nic do majstrowania, nie mogę gadać z Carmen bo sama jest zmęczona. Zyskała swój własny pokój, który jest obok mojego.
Eh. Co się będę oszukiwać. Po prostu muszę patrzeć w sufit bo nawet zamknięcie oczu jest dla mnie trudne. Kit kilkukrotnie pytała czy chcę pogadać ale ja potrzebowałam bycia samą. W teorii mogłabym wyjść na patrol ale ma ktoś inny a nie chcę mi się gadać. Poza tym psy są koło mostu więc jeżeli by mnie zobaczyli to Jameson miałby wymyślony materiał.
Kit: Carmen też nie może spać z tego co widzę.
Lin: Podglądasz ją?
Kit: No powiedzmy. Ty, może pójdź do niej.
Lin: Ale po co?
Kit: Wygląda jakby potrzebowała kogoś do przytulenia. Wiem że nie lubisz fizyczności ale...
Lin: Dobra. Ale masz nie odpierniczać manian.
Kit: Się wie szefowo.
Wyczołgałam się z łożka i przetarłam twarz żeby jakowiek wyglądać. Wyszłam z pokoju i zapukałam do jej. Usłyszałam cichę proszę i weszłam. Na mój widok od razu się uśmiechnęła. Podeszłam do niej a ona dała przytulasa.
Carmen: Wszystko dobrze?
Lin: Tak. Tylko nie mogę spać. Adrenalina mi jeszcze nie spadła.
Carmen: Szczerze mi też... szczególnie po tej naszej rozmowie. Może chcesz dzisiaj spać ze mną?
Lin: Nie chcę ci zabierać prywatności.
Carmen: Nie będziesz. Poza tym jeżeli mamy być rodziną to musimy się przyzwyczaić do wielu rzeczy.
Lin: No dobrze. Dziękuje mamo.
Na to ostatnie słowa dosłownie poczułam jak się rozluźnia. Weszłam do jej łóżka, przykryła mnie kołdrą i pocałowała w czoło po czym przytuliła. Łał. Nie sądziłam że to może być aż tak przyjemne.
Lin: Dziękuje że jesteś.
Carmen: Ja dziękuje że się przyznałaś. Ja też chciałam to wyznać ale nie potrafiłam.
Uśmiechnęliśmy się do siebie a ja zaczęłam nad czymś myśleć. Nad czymś co mnie dręczyło od kiedy tylko zaczęłam to do niej czuć. Czy na pewno akceptuje mnie jako córka. Hrez nigdy tego nie robiła a Elli bałam się powiedzieć.
Lin: Mamo.
Carmen: Tak?
Lin: Czy... akceptujesz mnie jako córkę?
To pytanie ją chyba zdziwiło. Lekko wstała i spojrzała się na mnie. Jeżeli teraz się okaże że nie wiedziała że jestem trans to będzie niezbyt fajnie. Jakby cały czas mówię migowym, kodami albo głosem z gier. W sumie nie mogę się jej dziwić.
Carmen: Lin. Zadam cię ważniejsze pytanie. Czy ty akceptujesz siebie?
Lin: Staram się ale za każdym razem jak próbuje do wydaje mi się że robię coś złego.
Carmen: Nie ma nic złego w tym że jesteś sobą - przetarła mi łzy, których nawet nie czułam - Zaakceptuje cię taką jaką jesteś i taką jaką chcesz być - przytuliła mnie do siebie - Nie ważne co by się nie stało czy będziesz moją córką, synem, czy dzieckiem ja cię będę kochała.
CZYTASZ
Multivers: początek
FanfictionLin i jej rodzeństwo stracili wszystko. Dom, rodzinę i dawne szczęście. Starają się teraz jakoś odnaleźć. Wiele lat życia w Nowym Jorku sporo zmieniło. Czy to zachowanie czy zdolności. Stała się znana jako Spider-man. Jednak po pewnym incydencie rzu...