To zagrożenie na poziomie Avengersów

21 3 0
                                    

Lin

Cóż. Ten sen albo wzięcie na pogadankę przez samą śmierć na pewno było interesujące. Dowiedziałam się że Alfa wybrała mnie jako uosobienie życie i nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony fajnie że uznaje mnie za Valoreza ale z drugiej Azaroth i Ozarys mogą wydostać się z Valenhainu. Poza tym ta cała historia gdzie Ozarys stała się zła z niewiadomego powodu, zabiła swoje rodzeństwo i została strącona do tej ciemni... To sporo do przemyślenia i nie wydaje mi się że gapienie w lustro cokolwiek pomoże. Umyłam twarz z śpiochów i wytarłam.

Kit: Myślisz że Ozarys może się wydostać?

Lin: To możliwe. Ale Lilith mówił że da mi tę moce w swoim czasie. To śmierć. Chyba wie co robi.

Kit: Mam taką nadzieje ale chyba nie chcesz zachować tego dla siebie?

Lin: Muszę innym powiedzieć.

Kiwnęła po czym poszłam na dół na śniadanie gdzie była tylko moja rodzina. Nie było żadnych dziewczyn więc będzie łatwiej ale teraz jestem głodna. Usiadłam na swoim miejscu, wzięłam grzankę i zaczęłam smarować serkiem. Wszyscy byli zadziwiająco cicho więc się niepotrzebnie nie odzywałam. Jeżeli teraz im tego nie powiem to najwyżej później. Chyba tylko mama wydaje się lekko skołowana tą ciszą. Zwykle są jakieś kłótnie, rozmowy i narzekania a teraz nic. Taki stan rzeczy panował jeszcze kilka minut aż mama nie zaczęła jakiejś rozmowy.

Carmen: Więc... jak się czujecie? Macie jakieś... plany na dziś?

Anna: Dobrze... tak myślę.

MJ: Jest sobota więc umówiłem się z Karą że pójdziemy na koncert.

Elon: Zaraz idę oglądać dalej mój serial.

Ewa: Idę do kina z Harley. A ty? Masz jakieś misje?

Carmen: Nie. Dzisiaj mam wolne. Może któreś z was jak się upora z planami pokaże mi bardziej miasto? Bo nie znam go do końca.

Ta krótka wymiana zdań była tak bardzo niezręczna jak nigdy. Oczywiście że każdy jest myślami z tym co się stało wczoraj. Każdy jest zmęczony Watahą i HYDRĄ. Chociaż niektórych to mogło bardziej obrzydzić i się szczerze nie dziwie. Nawet Kit po prostu ogląda TV. I nikogo to nie dziwi. Przyzwyczaili się do takiego czegoś.

Carmen: A ty Lin?

Lin: Hm? Powtórzysz?

Carmen: Pytam się czy masz jakieś plany. Dziewczyny, pająkowanie czy coś?

Lin. E. Nie. Chyba nie. To się okaże.

Elon: Lin? Wszystko dobrze?

Lin: No tak. A co?

Carmen: Wydajesz się smutna.

Lin: Zawsze taka jestem.

Ewa: Nie. Zwykle jesteś jęczącym gnomem. Od początku śniadania na nic nie narzekałaś albo nie odburknęłaś jak zwykle. Co się dzieje? Masz ruje?

Spojrzałam się na nią i chciałam zaprzeczyć ale reszta to tylko potwierdziła. Jak ona może mnie oskarżać o coś co jest prawdą? Eh. No dobra. Chyba powinnam zacząć gadać. Aczkolwiek przypomniałam sobie że nigdy nie powiedzieliśmy mamie czym jest ruja. Lekko skonfundowana odwróciła wzrok na nią.

Carmen: Ruje? A nie okres? Lin... ty masz macice?

Ewa wypluła herbatę na Anne i zaczęła się śmiać. Jej śmiech dosłownie wyglądał tak że wciągała powietrze i wypuszczała jednocześnie się śmiejąc w sposób ciągły co brzmiało jakby śmiała się krztusząc się.

Multivers: początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz