Kobiety z mięśniami kochają mnie bić...

44 3 0
                                    

Lin

Karen: Więc... naprawdę widziałaś Gwen?

Lin: Tak... Nie wiem jak to możliwe.

Idziemy właśnie przez boisko. Normalnie szła bym sama ale musiałam o tym pogadać z kimś nieco mądrzejszym niż Jess. I tak mówię to bo przyznaje że nauczenie się języka migowego tak szybko jest imponujące. Ona już nosi soczewki tylko na stukane kody. Prosiłam żeby to zachowała dla siebie tak samo Karen. Na razie nie chcę o tym z nikim więcej gadać.
Od kiedy ją zobaczyłam zaczęłam myśleć jak to możliwe. W końcu nie widziałam jej śmierci. Znalazłam tylko wiszące ciało, które zresztą było lekko zwęglone przez bombę Goblina, Byłam pewna że to ona ale teraz... Już sama nie wiem w co wierzyć.

Karen: Wiesz... Skoro nie widziałaś jej śmierci a ciało było zwęglone... może złapałaś nie tą dziewczynę.

Lin: To nie możliwe. Nie było innej.

Karen: Czy... to było krótko po tym jak zamknęłaś ten portal do świata alternatywnego?

Lin: Tak. A co?

Karen: Cóż. Nie myślisz że nic się nie mogło stamtąd wydostać?

Lin: Zamknęłam je w porę. Tylko glitch kogoś objął.

Karen: W fizyce kwantowej nie ma pojęcia czasu. Czas nie istnieje w niej więc jeżeli coś już weszło w wir kwantowy do naszego świata to mogło przybyć kiedy tylko chciało.

Lin: Twierdzisz że ta Gwen to nie nasza Gwen?

Karen: Niewykluczone ale mam jeszcze jedną teorie. Twierdze że ta Gwen, która zaczęła spadać nagle została zamieniona z Gwen z innego świata.

Lin: Ale to się nie trzyma kupy... Jak to wymyśliłaś?

Karen: Od kiedy tylko pamiętam uczę się fizyki kwantowej... to naprawdę mogło się wydarzyć a twoja Gwen z szoku musiała uciec kiedy znalazła się w innym miejscu. Wiem że to skomplikowane ale co myślisz?

Szczerze mówiąc oczy mi się wytrzeszczyły i lekko miałam otwartą szczękę. Liznęłam temat fizyki kwantowej ale nie aż tak. Jak nad tym chwilę pomyśleć to rzeczywiście ostatnie chwilę Gwen były bardzo dziwne. Sięgając pamięciom do tamtych chwil przypomniałam sobie że rzeczywiście glitch jakby przeszedł miejsce gdzie byliśmy bo lekko go wtedy poczułam ale myślałam że to przez tą maszynę. Teraz to jest bardzo możliwe ale jakby trochę współczuje tamtej Gwen. Nagle ktoś złamał jej kręgosłup.

Lin: Dobra... To możliwe. Eh. Ta cała sprawa sprawia że jestem nienaturalnie zmęczona.

Karen: Przytulić cię?

Lin: Dotknij mnie a wrócisz do domu w kokonie z pajęczyny...

Już przez kilka minut nic się nie odezwała. Szliśmy w spokoju dopóki nie zauważyłam jakieś dużej nawet umięśnionej białej laski z rudymi zawiązanymi w kok włosami oraz brązowymi oczami i ubraną w żółty dres sportowy a obok inna dziewczyna. Ma wygolony jeden bok głowy a z drugiej ma czarno niebieskie włosy przerzucone na bok i kolczykami w uszach. Na brązowych oczach jest mocna czarna linia oraz usta pomalowane na fioletowo. Ubrana jest w czarną kurtkę z kolcami na ramionach sięgającą do połowy torsu, który jest dosyć chudy który zakrywa szary podkoszulek. Na nogach ma krótkie spodenki a pod nimi legginsy oraz glany. Ta znam je chyba. Ta. Znam je chyba.

Doris: Hej Beecher. Uważaj!

Rzuciła w nią piłkę z całą siłą. Zamknęła oczy ale ja ją złapałam centralnie przed jej twarzą. Otworzyła oczy i się do mnie uśmiechnęła ale ja to zrobiłam do Doris. Patrzyła się na mnie ze wzrokiem mówiącym że mam ją jej oddać ale ja się tylko uśmiechnęłam i wyrzuciłam piłkę za boisko. Akurat przechodziła tam Babs, która dostała w głowę. Lekko się zatoczyła po czym upadła. To był przypadek ale zabawny. Nie mogąc się powstrzymać zaczęłam się z niej śmiać. Karen spojrzała na mnie z lekkim szokiem a tamte z niemałym podziwem.

Multivers: początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz